Europejska stolica w gruzach. Świat oszalał na punkcie tego filmu
W kwietniu tego roku polska produkcja "365 dni: Ten dzień" osiągnęła najlepszy wynik otwarcia pośród nieanglojęzycznych filmów na platformie streamingowej Netfliksa. Przez wiele miesięcy żaden tytuł nie potrafił nawet zbliżyć się do jej wyniku. Aż pojawił się wyprodukowany w Norwegii "Troll".
Pod koniec kwietnia "365 dni: Ten dzień" podczas premierowego weekendu był oglądany na całym świecie przez 78 mln godzin. Był to najlepszy wynik osiągnięty przez nieanglojęzyczną produkcję (film, nie serial) pokazywaną na platformie streamingowej Netfliksa. Po trzech tygodniach oglądalność polskiego erotyka przekroczyła 115 mln godzin, co zagwarantowało mu pierwsze miejsce pośród największych nieanglojęzycznych filmów na platformie.
Osiągnięcie polskiej produkcji nie był w stanie poprawić nawet dramat wojenny "Na Zachodzie bez zmian". Wyprodukowany w Niemczech obraz będzie zapewne walczył w przyszłym roku o nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej (jest jednym z faworytów do Oscara w kategorii film międzynarodowy), ale na Netfliksie drugiej części "365 dni" nie pokonał – 101,4 mln godzin w ciągu 28 dni. Wiele wskazuje jednak na to, że polską produkcję zdetronizować może norweski "Troll".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Troll" (2022) - zwiastun filmu.
"Troll" podczas premierowego weekendu osiągnął wprawdzie trochę słabszy wynik od "365 dni: Ten dzień" (75,9 mln godzin), jednak w przeciwieństwie do polskiego erotyku gromadzi dobre recenzje (na Rottentomatoes 88 proc. pozytywnych opinii krytyków). A to oznacza, że spadki popularności powinny być dużo mniejsze niż w przypadku filmu Barbary Białowąs.
Bohaterką norweskiej produkcji jest Nora, uznana paleontolog, która będzie musiała pomóc rządowi swojego kraju w okiełznaniu 40-metrowego kamiennego trolla, przypadkiem uwolnionego przez robotników wiercących tunel w górze. Nora dobrze pamięta norweską legendę o strasznych istotach z podań ludowych zamienionych przez promienie słońca w skałę (w ten sposób miał się uformować masyw Trolltinden). Historia zasłyszana w dzieciństwie urzeczywistniła się. Gigantyczny troll zmierza w kierunku Oslo, aby zniszczyć norweską stolicę.
Wygląda więc na to, że Norwegowie pozazdrościli Japończykom oraz Amerykanom i stworzyli własną wersję Godzilli czy King Konga. Komputerowe budynki będą się więc zamieniać w gruz na skutek niszczycielskiego działania pierwotnej i nieokiełznanej bestii. "Trolla" warto obejrzeć choćby dlatego, aby przekonać się, czy Europejczycy poradzili sobie z tego typu gatunkiem filmowym.
Jak napisał Grzegorz Kłos z WP: "To, co odróżnia 'Trolla' od jego azjatyckich czy amerykańskich kuzynów, to element ludzki. Zwykle w tego typu filmach sceny z udziałem aktorów traktowane są jako zło koniecznie, nudny wypełniacz między momentami, w których pojawia się potwór. U Uthauga dostajemy pełnokrwisty, sprawnie zagrany dramat rodzinny, ukazujący niełatwe relacje ojca i córki, którzy w obliczu zagrożenia muszą zapomnieć o przeszłości i znaleźć nić porozumienia".
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" rozkminiamy "1899" z Maciejem Musiałem, analizujemy "Zepsutą krew" na Disney+, a także polecamy (lub nie) "Kulawe konie", "Do ostatniej kości" i "Nie martw się, kochanie". Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.