Oto fotorelacja z premiery najnowszej części przygód superszpiega z MI6 oraz recenzja filmu!
href="http://film.wp.pl/widzielismy-juz-nowego-bonda-6025907048785025g">PRZECZYTAJ RECENZJĘ >>>PRZECZYTAJ RECENZJĘ >>>
Światowa premiera nowego Bonda w Londynie
"Quantum of Solace" zaczyna się w miejscu, w którym kończyło się "Casino Royale" James Bond chce przesłuchać pana White’a i dowiedzieć się, kto odpowiada za śmierć jego ukochanej Vesper.
Pozornie łatwe zadanie okazuje się oczywiście początkiem kolejnej ryzykanckiej misji. Trop prowadzi do niejakiego Dominika Greene’a (wsławiony "Motylem i skafandrem" Mathieu Amalric), biznesmena, który pod przykrywką działalności ekologicznej uskutecznia wyjątkowo brudne interesy.
Daniel Craig i Olga Kurylenko
"Quantum of Solace" to najkrótsza część cyklu. Nie będzie więc triuzmem stwierdzenie, że film jest wręcz przeładowany akcją. A wszystkie te sceny to czysta perfekcja!
Każda scena akcji gwarantuje potężną dawkę adrenaliny. Podobnie, jak w każdej z poprzednich części, już początek filmu zapowiada emocje – widz zostaje wrzucony w sam środek efektownego pościgu samochodowego.
Olga Kurylenko
Jednak to nie jest dawny Bond. Wraz z przyjęciem roli przez Daniela Craiga zmieniła się konwencja, w jakiej pokazywane są przygody 007.
Umowność została zastąpiona przez realizm. To zapewne także wpływ popularności filmowego rywala Bonda – Jasona Bourne’a, który nie korzysta z pomocy fantastycznych gadżetów. Przygody Bourne’a noszą znamiona realizmu.
Daniel Craig i Olga Kurylenko
Wyczyny nowego Bonda – choć nadal nie do powtórzenia dla zwykłego Kowalskiego czy Smitha – także zawsze utrzymane są w realistycznej konwencji.
Wpływ Bourne’a widać w "Quantum of Solace" również w stylu zdjęć (kamera trzyma się blisko bohaterów) i montażu (jest tak szybki, że chwilami trudno nadążyć za akcją). A scena szalonego pościgu po dachach to już dosłowny cytat z "Ultimatum Bourne’a".
Judi Dench
Gorzej wypadają sceny obyczajowe. "Quantum of Solace" jest środkową częścią tzw. trylogii zemsty.
W "Casino Royale" Bond stracił ukochaną. W "Quantum of Solace" próbuje jej śmierć pomścić, ale to dopiero początek jego wendetty. Zgodnie ze scenariuszem Bond powinien więc cierpieć.
Światowa premiera nowego Bonda w Londynie
Oczywiście jak na twardziela z MI6 przystało, nie tylko tych cierpień nie okazuje, ale na dodatek zgrywa mistrza cynizmu. Czasami jedynie wyrwie mu się jakieś słówko, które nam, widzom, ma uświadomić, jak bardzo Vesper kochał i jak bardzo opłakuje jej śmierć.
Brytyjski książę Harry
Problem w tym, że te sceny wypadają sztucznie, a czasami sprawiają wrażenie dodanych na siłę – jako przerywnik między kolejnymi scenami akcji. Craigowi też wyraźnie nie leżały. To przecież dobry aktor dramatyczny, a jednak w tych obyczajowych przerywnikach wypada zaskakująco nijako. Odżywa dopiero w scenach akcji. Jego Bonda określają czyny, a nie słowa.
Daniel Craig i jego partnerka Satsuki Mitchell
To Bond bardzo fizyczny i bardzo serio. Nie ma w sobie nic z wymuskanej elegancji Pierce’a Brosnana ani autoironii Rogera Moore’a.
Nie można go także nazwać amantem, bo ostre rysy twarzy i mocno zarysowany podbródek Craiga odbiegają od kanonów męskiej urody. Ale choć Craig w "Quantum of Solace" nie pije już martini z wódką i nie przedstawia się słynnym zwrotem: "Bond. James Bond", doskonale sprawdza się w roli 007.
Jego Bond wygląda naprawdę groźnie. Nie jest agentem-dżentelmenem. To niebezpieczny i cholernie skuteczny zabójca.
Olga Kurylenko
Craig w "Quantum of Solace" jest zresztą jeszcze lepszy niż w "Casino Royale". Nie musi już nikomu udowadniać, że pasuje do roli Bonda. Wyraźnie czuje się w niej pewnie.
Tym większa szkoda, że – podobnie, jak w "Casino Royale" – jego Bond nie doczekał się równorzędnego przeciwnika.
Mathieu Amalric
Bondowski cykl nie ma zresztą szczęścia do czarnych charakterów już od jakiegoś czasu. Wszyscy oni są bezbarwni i bez charyzmy.
Greene Amalrica to kolejny nijaki łajdak. A przecież kiedyś przeciwnicy 007 – tacy, jak Blofeld czy "Buźka" - tworzyli barwną galerię filmowych złoczyńców wszech czasów.
Światowa premiera nowego Bonda w Londynie
"Quantum of Solace" odchodzi od Bondowskiej formuły jeszcze bardziej niż "Casino Royale".
Niewiele w nim humoru i erotyzmu. Brakuje wymyślnych gadżetów. Nie zapomniano jednak o autocytatach, z których najlepiej sprawdza się nawiązanie do "Goldfingera" i pokrytej złotą powłoką Shirley Eaton.
Fani cyklu pewnie będą więc kręcić nosem, ale miłośnicy dobrej filmowej sensacji powinni wyjść z kina usatysfakcjonowani.
Elżbieta Daniszewska