"Wodny świat": krótka historia ogromnej katastrofy
"Wodny świat", mający swoją premierę 28 lipca 1995 roku, miał być megahitem o rekordowym budżecie, filmem pokazującym kunszt aktorski Kevina Costnera i dziełem, które w przyszłości zostanie otoczone przez widzów prawdziwym kultem.
Tymczasem produkcja Kevina Reynoldsa okazała się jedną z największych katastrof finansowych w historii Hollywood (dopiero po kilkunastu latach zwróciły się zainwestowane w nią pieniądze) i na jakiś czas, nomen omen, zatopiła karierę zarówno Costnera, jak i Reynoldsa.
Recenzje były katastrofalne ("Najlepiej tu zagrała woda", kwitował Tomasz Raczek), film zebrał też cztery nominacje do Złotych malin (statuetkę otrzymał jednak tylko Dennis Hopper).
Wszystko przez Costnera
To Kevin Costner uparł się, by scenariusz "Wodnego świata" ujrzał światło dzienne - a ponieważ cieszył się w branży sporym uznaniem, chętnie wykorzystał swoją pozycję, by dopiąć swego.
Studio na reżyserskim stołku chciało obsadzić Roberta Zemeckisa - Costner zażądał jednak, by reżyserię powierzyć Kevinowi Reynoldsowi, z którym pracował przy "Fandango" i "Robinie Hoodzie: Księciu złodziei". Aktor wymusił również, by zwiększono kwotę przeznaczoną na film (sam zainwestował 22 mln dol.) - ale później i tak ją przekroczył; ostatecznie budżet "Wodnego świata" wyniósł aż 175 mln dol.
Problemy na planie
Kiedy już obsadzono reżysera i głównego aktora, okazało się, że niewielu jest chętnych do zagrania Deacona. Rolę odrzucili między innymi Gene Hackman, James Caan, Gary Oldman, Gary Busey, Laurence Fishburne i Samuel L. Jackson, który wolał pojawić się w "Szklanej pułapce 3". Dopiero Dennis Hopper (na zdjęciu) przyjął propozycję - czego później miał żałować, bo rolę tę wielu uznaje za najgorszą w jego karierze.
Pojawiły się też inne problemy - w tym tornado, które zniszczyło część dekoracji. Część scenografii trzeba było zbudować od nowa, co nie tylko wydłużyło czas kręcenia, ale i zwiększyło koszty produkcji. Costner spędził na planie aż 157 dni - pracując po 6 dni w tygodniu.
Konflikty na planie
Atmosfera z czasem stała się coraz bardziej napięta, wybuchały konflikty, a między Costnerem i Reynoldsem coraz częściej dochodziło do kłótni. Podobno po jednej z wielkich awantur wściekły reżyser opuścił plan filmowy. Co było dalej? Jedni twierdzą, że wrócił następnego dnia, inni - że film skończył sam Costner.
- Kevin powinien grać tylko w filmach, które sam reżyseruje - mówił później z przekąsem Reynolds. - Wtedy mógłby pracować zarówno ze swoim ulubionym aktorem, jak i ulubionym reżyserem.
Skok na kasę
Dziś widzowie, zapewne nieco z sentymentu, oceniają "Wodny świat" znacznie łaskawiej - choć, naturalnie, nie wszyscy. Zagorzałym wrogiem produkcji jest chociażby Tomasz Raczek, który nie miał litości ani dla Reynoldsa, ani dla Costnera.
- Reżyser wykorzystał najbardziej wyświechtane klisze i chwyty stylistyczne, aby ciągnąć nasze emocje za postronki jak marionetki - mówił w "Perłach kina". - Powstała chałka, upleciona z efektów komputerowych, do których doklajstrowano gwiazdę, a do środka włożono zielone, dolarowe nadzienie. "Wodny świat" to produkt sztuczny, niczym galaretka zrobiona wyłącznie z chemicznych składników. Powodem jego porażki artystycznej jest nie tylko nieudana rola Kevina Costnera, który zagrał dużo poniżej swoich możliwości, ale także kompletnie nieudana rola Jeanne Tripplehorn, znanej ze znacznie lepszego występu w "Nagim instynkcie" oraz bardzo podejrzana rola zagrana przez małą dziewczynkę, Tinę Majorino, w sposób zmanipulowany przez reżysera i producenta - kwitował.