"Wybawienie": skandynawskie pismo, uniwersalny sznyt [RECENZJA]
Pewien znany amerykański krytyk, opisując "Wybawienie”, polecił wyobrazić sobie film, gdzie za kamerą stanąłby Michael Mann, a za scenariusz odpowiadał Søren Kierkegaard. Porównanie efektowne i nieco przesadzone, ale z pewnością jest coś na rzeczy.
O fenomenie skandynawskich kryminałów nikogo specjalnie przekonywać nie trzeba. Trudno znaleźć dziś wystawę, nie tylko księgarni, ale i dworcowego saloniku prasowego, bez książki któregoś z klasyków – Jo Nesbø, Stiega Larssona czy Henninga Mankella. Doszło nawet do tego, że chcąc podbić wyniki sprzedaży, rodzimi pisarze decydują się przyjąć skandynawsko brzmiący pseudonim (patrz Remigiusz Mróz)
. Filmowcom to raczej nie grozi, bo ekranizacje, choć za każdym razem solidne, aż tak dużej furory nie robią. Taki los podzielił słynny bohater Mankella – Kurt Wallander, podobnie było do tej pory z detektywem Carlem Mørckiem z powieści innego mistrza gatunku Jussiego Adler-Olsena.
Po zrealizowanych od 2013 roku: "Kobiecie w klatce” i "Zabójcach bażantów”, "Wybawienie” to trzeci film z tą niejednoznaczną postacią w roli głównej. Wydaje się, że najlepszy, bo i za kamerą stanął twórca bardziej doświadczony niż wcześniej, czyli Hans Peter Molland. Ceniony norweski reżyser, znany chociażby z owocnej współpracy ze Stellanem Skarsgårdem przy "Pewnym dżentelmenie” czy "Obywatelu roku”. Szwedzkiego aktora tym razem zabrakło, ale była za to inna gwiazda kina skandynawskiego, Duńczyk Nikolaj Lie Kaas, który wcielił się w rolę Mørcka także w poprzednich dwóch częściach. Tym razem pozostał on jednak w cieniu czarnego charakteru (w tej roli Pål Sverre Hagen), zdecydowanie najmocniejszej strony "Wybawienia”. Johannes jest seryjnym mordercą, znajdującym swoje ofiary w obrębie hermetycznej społeczności religijnej sekty. Fanatyzm, pomieszany ze strachem, powoduje, że rodzice nie decydują się powiadomić policji o porwaniach ich pociech, a tym samym jego zbrodnie pozostają w zamkniętym kręgu. Na trop mężczyzny Departament Q, na którego czele stoi Carl oraz Assad, trafia zupełnie przypadkiem, za sprawą odnalezionego po latach tajemniczego listu w butelce.
Nieco naiwne zawiązanie akcji przechodzi w misternie skonstruowaną intrygę, stanowiącą znak rozpoznawczy skandynawskich kryminałów. Jest tu miejsce na serię retrospekcji i pogłębiony portret psychologiczny oprawcy, mniej natomiast mówi się o tych, którzy go ścigają. Być może wynika to z prawa serii, ale twórcy nie powinni zapominać, że nie wszyscy widzowie będę się w niej dobrze orientować, a "Wybawienie” w równej mierze powinno funkcjonować jako osobny film. Tajemnica to jedno, ale Molland stawia przede wszystkim na wartką akcję, dzięki czemu ma spore szanse poszerzyć dotychczasowy krąg odbiorców. Bo klimat, atmosfera, ambiwalentny świat przedstawiony wciąż kojarzą się z dobrze znaną literaturą, lecz tempo zbliża "Wybawienie” do rasowej amerykańskiej produkcji. Połączenie skandynawskiego pisma z uniwersalnym sznytem filmowi Mollanda wyjdzie tylko na dobre.
Kuba Armata