Wyjątkowa rola Leny Góry. "Imago" trafił na podatny grunt
Opowiadanie osobistych historii to coś, co artystom wychodzi najlepiej. W "Imago" Olgi Chajdas aktorka Lena Góra wciela się w swoją matkę, ale film bardziej uniwersalnie odnosi się do relacji z rodzicielkami. W obecnej sytuacji w Polsce obraz nabiera nowego znaczenia.
Każdy artysta ma w sobie coś z szaleńca. Przynajmniej nam, zwykłym śmiertelnikom, tak się wydaje. Jednak czy to wymóg konieczny? Ile szaleństwa jest akceptowalne, a w którym momencie zaczyna się granica, której przekroczenie wymaga interwencji specjalistów?
Właśnie te pytania zadają twórcy "Imago", przedstawiając historię Eli Góry, trójmiejskiej artystki, która kilkakrotnie trafiała do szpitala psychiatrycznego. Początkowo zdaje się, że reakcja bliskich, by zamknąć ją w Kocborowie, była przesadzona. Przecież jej inność - przynajmniej na ekranie - polegała tylko na tym, że medytowała i nagminnie stosowała używki. Dopiero z wywiadu z Leną Górą dla "Wysokich Obcasów" można dowiedzieć się, że do dziś diagnoza jej matki nie jest jasna, ale aktorka jako dziecko pamięta odwiedziny w psychiatryku.
- Była złamana, wiecznie smutna, że nie jest w stanie zapewnić mi normalnego domu rodzinnego. Miała wielką potrzebę stworzenia rodziny i jednocześnie nie umiała jej mieć. Może gdyby trafiła na kogoś bardziej mieszczańskiego niż mój ojciec, malarz, to udałoby jej się znaleźć poczucie bezpieczeństwa i byłoby inaczej? - powiedziała aktorka "Wysokim Obcasom".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Premiery kinowe 2023. Na te filmy czekamy!
Przez pierwszą połowę "Imago" nie sposób oderwać się od zagadkowej postaci, która swoją charyzmą przyciąga podobnych do niej "dziwaków". Zresztą to coś, co Lena Góra musiała odziedziczyć, bo już swoimi rolami w "Roving Woman" czy "Nocy w przedszkolu" udowodniła, że ma magnetyczną siłę.
Grana przez nią bohaterka jest inna, jednocześnie samoświadoma swej unikalności, o czym świadczą momenty, w których przekłada jeden wiszący złoty kolczyk z lewego ucha na prawe, tak by zaakcentować zmianę swojego stanu, a właściwie dokonać wyboru, jaką Elą vel Malwiną chce teraz być.
W gruncie rzeczy film Olgi Chajdas jest kinem psychologicznym. Obserwując transformacje Eli, uwaga widza wciąż jest podsycana drobiazgami, które nie pozwalają pozbyć się uczucia niepokoju. Przecież wiemy, że wybory głównej bohaterki są nieoczywiste i nie doprowadzą jej do momentu "i żyli długo i szczęśliwie". Jednocześnie pozostaje zagadką, czy wariactwo "szalonej" jest w jakimś stopniu okiełznane i niegroźne.
W warstwie wizualnej (operator Tomasz Naumiuk) i muzycznej (za którą odpowiada Andrzej Smolik) "Imago" jest niezwykle intrygujący, zwłaszcza w kontekście lat 80. w Trójmieście. Chajdas unika klasycznego przedstawiania PRL-u jako czasu politycznych przemian, walki z szarością prozy życia, choć jednocześnie nie pozbawia swojego obrazu małych elementów ówczesnej codzienności.
Jednak w drugiej części produkcji dochodzi do pewnego załamania. Ela staje przed wyborem, czy urodzić dziecko i jak ta zmiana wpłynęłaby na jej życie. Momentami wydaje się nierzeczywiste, by bohaterka mogła nagle "znormalnieć", choć podejmuje wysiłki w tym kierunku. Zakończenie filmu nie daje widzom jednoznacznych odpowiedzi, mimo że jasno przedstawia intencje Eli.
Wychodząc z sali kinowej, podsłuchałam rozmowę dwóch młodych panów. Jeden z nich stwierdził, że historia była ciekawa do momentu zaangażowania Eli w zespół, ale po tym, jak pojawił się temat dziecka, fabuła przestała go interesować. - Bo to takie proste, że macierzyństwo zmienia kobietę - stwierdził.
Owszem z perspektywy mężczyzny może wydawać się to proste. Ale tak stworzony jest świat, że macierzyństwo zmienia kobietę i jej życie pod wieloma względami, choć nie pozbawia jej elementarnej potrzeby wolności i samostanowienia. A to w Polsce A.D. 2023 wcale nie jest takie proste do przyjęcia m.in. przez lekarzy, policję czy prokuraturę ścigających kobiety za ich próby podejmowania własnych wyborów.
Wobec ostatnich wydarzeń w naszym kraju "Imago" zyskuje na interpretacji, również w kwestii tego, czy polskie kobiety w latach 80. były bardziej wolne niż obecnie. Film otwiera szerokie pole do dyskusji o tym, co to znaczy być matką, jakie ponosi się tego koszty, a także jak ból, traumy i rozczarowania przekładają się na kolejne pokolenia.
Marta Ossowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" bierzemy na warsztat "One Piece" Netfliksa, masakrujemy "Ślub od pierwszego wejrzenia" i "Żony Warszawy", a także rozwiązujemy "Problem trzech ciał" i innych nadchodzących ekranizacji. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.