"Wyrwę" Bartosza Konopki ogląda się bez bólu. Ale czy to nie za mało?
Zwiastun "Wyrwy" sugeruje, że na ekranie zobaczymy thriller z prawdziwego zdarzenia. Tajemniczy, przewrotny i trzymający w napięciu niczym filmy Finchera. Tymczasem temu, co dostajemy, daleko do ideału.
Jeden z najbardziej popularnych polskich autorów specjalizujący się w kryminałach i thrillerach, czyli Wojciech Chmielarz, doczekał się filmowej adaptacji jednej ze swoich książek. "Wyrwa" trafiła właśnie na ekrany. Wcześniej w serialowym wydaniu zrealizowanym przez Canal+ mogliśmy zobaczyć jego "Żmijowisko".
"Wyrwa" to historia Macieja, który dowiedział się właśnie, że jego żona Janina zginęła w wypadku. "Jak powiedzieć córce, że zabiłem jej matkę?" - zastanawia się główny bohater, bo tuż przed śmiercią żony pokłócił się z nią przez telefon. Szybko jednak poczucie winy zejdzie na boczny tor, gdy okaże się, że Janina wiele przed nim ukrywała. Chcąc rozwikłać zagadkę jej śmierci, udaje się na Mazury, gdzie jego nieoczekiwanym wspólnikiem stanie się mieszkający w głuszy celebryta.
Powieść Chmielarza, choć pełna tajemnic i kilku mocnych zwrotów akcji, nie jest klasycznym thrillerem. Pisarza bowiem bardziej od mocnej historii interesuje mrok, który tkwi w bohaterach i zatruwa ich relację. Nie znajdziemy tu typowej konfrontacji bohatera, któremu kibicujemy z jego przeciwnikiem. A przynajmniej nie ona będzie tu najważniejsza. Na pierwszym planie mamy bowiem psychologię postaci, rozpad małżeństwa czy wreszcie radzenie sobie (czy raczej nieradzenie) ze stratą.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na ekranie wypada to nieco gorzej. Być może dwie godziny czasu ekranowego wystarczyłyby na porządne rozbudowanie postaci. Jednak reżyser Bartosz Konopka odpuścił nieco ten aspekt, by podążać za zwrotami akcji. Trudno nie cenić prostych, ale jakże przewrotnych historii Chmielarza, które wielokrotnie zaskakują czytelnika z najmniej oczekiwanej strony. Jednak w filmie śledzenie tych wątków potoczyło się kosztem rozbudowania postaci. W efekcie film stał się zlepkiem gatunkowym, który ogląda się całkiem przyjemnie, ale po seansie niewiele w widzu zostaje.
"Wyrwa" sprawia wrażenie nieco chaotycznego filmu wypełnionego stereotypami (choćby na temat polskiej wsi) i napakowanego dużą liczbą wątków, które nie są należycie rozwinięte. Niechlujnie wprowadzono choćby temat ginekolożki, która na dwie minuty staje się głosem kobiet będących ofiarami przemocy, po czym wątek się urywa. Tym, którzy czytali książkę, zabraknie też pobieżnie potraktowanego tematu sytuacji zawodowej Macieja.
Ale Konopka wyczytał w powieści Chmielarza coś, co na kartach powieści nie jest oczywiste. To humor, który w interpretacji Tomasza Kota i Grzegorza Damięckiego świetnie działa na ekranie. Choć fani thrillerów, którzy po zwiastunie liczyli na "polskiego Davida Finchera", mogą się nie zgodzić, ten humor stanowi jeden z ciekawszych elementów filmowej "Wyrwy". Dzięki niemu film spuszcza z tonu i rezygnuje z nadętej formy, pozwalając widzowi gładko i przyjemnie przejść przez tę historię. Ale czy to nie za mało?
Jeśli nie oczekujecie od "Wyrwy" niczego więcej niż chwili rozrywki - śmiało możecie się na nią wybrać. Jeśli jednak czekacie na mocny thriller albo porządną adaptację Chmielarza, która odda psychologiczny aspekt jego prozy, możecie poczuć zawód.
Karolina Stankiewicz, dziennikarka Wirtualnej Polski
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" omawiamy 95. galę wręczenia Oscarów. Czy werdykt jest słuszny? Kto był największym przegranym? Jakie kreacje gwiazd nas zachwyciły? Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.