"Zaginięcie Madeleine McCann" mówi niewygodną prawdę o pedofilii w sieci
Dokument "Zaginięcie Madeleine McCann" miał przedstawić nieznane fakty w sprawie dziewczynki, która zniknęła bez śladu w 2007 r. Madeleine ciągle nie odnaleziono, ale śledztwo pomogło rozbić siatkę pedofilów.
Na Netfliksie pojawił się serial dokumentalny "Zaginięcie Madeleine McCann". Jego twórcy nie tylko przypominają głośną sprawę sprzed 12 lat, która ciągle czeka na finał. Ale przede wszystkim pokazują nowe wątki i nieznane kulisy niezwykle medialnej historii.
Obejrzyj zwiastun serialu dokumentalnego "Zaginięcie Madeleine McCann":
Wszystko zaczęło się w maju 2007 r., gdy państwo McCann zgłosili zaginięcie córeczki, która za kilka dni miała obchodzić czwarte urodziny. Do tajemniczego zniknięcia doszło w portugalskim Praia da Luz, gdzie brytyjska rodzina wraz z grupą dorosłych przyjaciół spędzała wakacje.
Kate McCann położyła spać Madeleine i 2-letnie bliźniaki ok 20:30. Następnie poszła z mężem i przyjaciółmi do restauracji znajdującej się ok. 50 m od ich mieszkania. Rodzice co jakiś czas zaglądali do dzieci. O 22:00 Kate zauważyła puste łóżko Madeleine i nigdzie nie mogła znaleźć swojej córeczki.
Sprawa zniknięcia Madeleine bardzo szybko zagościła na pierwszych stronach gazet. Państwo McCann, szanowani brytyjscy lekarze, robili wszystko, by zdobyć jakiekolwiek informacje na temat córeczki. Tymczasem portugalska policja, z braku innych tropów, zaczęła wysuwać oskarżenia pod adresem zrozpaczonych rodziców.
Jeden ze śledczych wygłosił teorię, że w mieszkaniu doszło do śmiertelnego wypadku, a McCannowie po prostu zatarli ślady i próbują odsunąć od siebie podejrzenia. Brytyjska prasa podejmowała wszystkie możliwe scenariusze, często rzucając bezpodstawne oskarżenia (jeden z mężczyzn dostał po latach rekordowe 600 tys. funtów odszkodowania za medialne pomówienia).
Wszystkie te wątki i kolejne etapy śledztwa są szczegółowo przedstawione w serialu Netfliksa. Mnóstwo w nim archiwalnych nagrań, wypowiedzi i zdjęć gazet. Do tego dochodzą nowe tropy i informacje od ludzi, którzy jeszcze kilka lat temu byli mocno zaangażowani w poszukiwania Madeleine.
Jednym z nich jest Julian Peribanez, portugalski detektyw pracujący dla agencji Metodo 3. Peribanez powiedział wprost, że gdy w 2007 r. jego szef zapowiadał rychłe odszukanie dziewczynki, w rzeczywistości nie miał żadnych tropów. Mężczyzna z premedytacją kłamał przed kamerami, bo każdej jego wypowiedzi w telewizji towarzyszył napis z nazwą agencji detektywistycznej. "Zależało mu na reklamie, a nie na Madeleine" – mówił w serialu Peribanez.
On sam spędził mnóstwo czasu na poszukiwaniu dziewczynki.
- Poznałem najmroczniejsze strony ludzkości. Do końca świata muszę żyć z tym, co widziałem. Nie da się o tym zapomnieć – mówił detektyw w serialu, wspominając poszukiwania Madeleine w tzw. dark web (ukryta część zasobów internetu dostępna przy użyciu specjalnego oprogramowania).
Ernie Allen z Narodowego Centrum ds. Zaginionych i Wykorzystywanych Dzieci tłumaczył, że zaledwie 2 proc. stron w dark web ma charakter pedofilski, ale generują one 80 proc. całego ruchu w tej mrocznej części sieci.
Peribanez podszywał się pod pedofila, nawiązywał kontakty i próbował zdobyć jakiekolwiek informacje na temat Madeleine. Wkrótce trafił na ślad belgijskiej siatki pedofilów, która mogła stać za porwaniem dziewczynki. Brytyjska policja dysponuje notatką z zawiadomieniem (na zdjęciu powyżej), że trzy dni przed zniknięciem Madeleine belgijscy pedofile dosłownie złożyli zamówienie na małą dziewczynkę.
"Zaginięcie Madeleine McCann" odkrywa szokującą prawdę na temat pedofilów komunikujących się przez internet. Dzieci są dla nich żywym towarem, których zdjęcia i informacje na temat wieku czy koloru włosów umieszcza się w specjalnych katalogach. Detektyw musiał spełnić szereg warunków, by dotrzeć do tych treści. Jednym z nich było podzielenie się zdjęciami dziecka, którego nikt wcześniej nie widział.
Mimo usilnych starań Julian Peribanez nie trafił na żaden nowy ślad Madeleine McCann. Udało mu się jednak rozpracować siatkę hiszpańskich pedofilów. Opracował raport, który przekazał policji i doprowadził do zorganizowania operacji "Lolita P-Mix". W jej efekcie zarekwirowano kilkadziesiąt komputerów, kamer, mnóstwo płyt CD i DVD, aresztowano 13 osób i przesłuchano 23 podejrzanych.
– To najjaśniejszy punkt w tej sprawie – powiedział po latach Julian Peribanez. -Z tego jestem najbardziej dumny.
- Pod hasłem "dziecięca pornografia" przeciętni ludzie myślą o Lolicie, stronach z nastolatkami. Ich wyobraźnia nie sięga dalej, bo ich umysł wcale tego nie chce. Mówimy o dwu- czy czterolatkach brutalnie molestowanych. (...) Wolimy o tym nie myśleć – mówił śledczy z Belfastu.
Z jego doświadczenia wynika, że prasa świadomie odrzuca takie tematy, by "oszczędzić czytelników". Jeden materiał o pedofilii na miesiąc im wystarcza.
- Problem jest taki, że porwane dzieci, uwięzione w formie zdjęcia, dalej istnieją – dodał policjant, który apeluje, że "czas na pobudkę" i zainwestowanie ogromnych środków w walkę z pedofilami.