Zaklęty w niedźwiedzia
Jako dziecko określenie film Disneya kojarzyło mi się tylko z jednym - ze wspaniałą zabawą i... kolejką pod iluzjonem, gdzie mój ojciec musiał walczyć z innymi ojcami w gigantycznym tłumie o kupno miesięcznego karnetu na cotygodniowe seanse dla dzieci.
Dziś tego rodzaju sytuacje należą już do przeszłości choć oczywiście nadal zdarza się, że spragnieni dobrych filmów kinomani czekają w długich kolejkach po bilety na wymarzone filmy.
O bilety na Mojego brata niedźwiedzia raczej zabijać się nie będą. Najnowsza produkcja ze studia Disneya jest nudnawa, przewidywalna, średnio śmieszna i praktycznie pozbawiona oryginalności.
Akcja filmu rozgrywa się w epoce lodowcowej, kiedy po ziemi chodzą mamuty, a magia nie jest niczym nadzwyczajnym. Podczas walki z niedźwiedziem ginie Sitca - najstarszy z trzech braci. Kenai - najmłodszy z nich we wściekłości zabija zwierzę, za co w magiczny sposób zostaje przemieniony w niedźwiedzia. Zagubiony i zdezorientowany spotyka na swojej drodze młodego niedźwiadka Kodę, z którym wyrusza w podróż do miejsca gdzie światła spacerują po ziemi, gdzie - wierzy - uda mu się zdjąć zaklęcie. Tropem zwierząt podąża Denahi - jego starszy brat, który przekonany, że niedźwiedź zabił również Kenaia szuka na nim zemsty.
Mój brat niedźwiedź złożony jest ze sztampowych i wielokrotnie już wykorzystywanych w innych produkcjach Disneya elementów. Mamy głównego bohatera, który zmienia się pod wpływem zdarzeń i zaczyna rozumieć, czym naprawdę jest miłość, tragedię wpływającą na losy wszystkich bohaterów, zabawnych bohaterów drugoplanowych (w tym przypadku łosie), piosenki i oczywiście przesłanie.
Ogląda się to w sumie nieźle, ale bez specjalnego zaangażowania. Film jest - w porównaniu do innych produkcji studia - mało śmieszny, dwuwymiarowa, tradycyjna animacja wypada blado nawet w porównaniu do liczącego już sobie kilka lat Króla Lwa, a o piosenkach zapominamy zaraz po ich wysłuchaniu.
Rażą też ewidentne dziury w scenariuszu, który jest - moim zdaniem - mocno niedopracowany. Film potrzebuje aż kilkudziesięciu minut, żeby się rozkręcić a i później zdarzają się sytuacje, kiedy poddajemy wątpliwość całą historię - np. dlaczego szamanka nie powiedziała Denahiemu, że Kenai zmienił się w niedźwiedzia o czymwiedziała od początku, przecież w ten sposób można było uniknąć wielu komplikacji?
Dla mnie średniak, ale wierzę, że dzieciom film na pewno się spodoba. Na pokazie, na którym oglądałem Mojego brata niedźwiedzia było ich całkiem sporo i poza małą grupką, która przez większą cześć czasu biegała po schodach i tarzała się po podłodze, wszyscy z uwagą śledzili przygody głównych bohaterów.