Zastawił dom i wyłożył 38 mln dolarów. Kevin Costner opowiada, jak zrobił swoje opus magnum
Mówi się, że "Horyzont: Rozdział pierwszy" kosztował 100 mln dolarów. Dla tego filmu Kevin Costner zastawił swoją posiadłość wartą 50 mln dol. Choć wielu wieści klapę, aktor opowiada: - Żałuję, że nikt wcześniej nie zrobił takiego filmu dla mnie.
O tym, ile Kevin Costner wyłożył na "Horyzont", krążą już legendy. Według pierwszych plotek było to 24 mln dol., teraz mówi się o 38 mln, które musiały wyparować z konta gwiazdora na rzecz projektu. Film w sumie miał kosztować 100 mln dol., a dodajmy, że to pierwszy z kilku, które ma pokazać widzom gwiazdor "Yellowstone". Costner w ostatnim czasie postanowił porzucić wspomniany serial, wszedł w konflikt z twórcami i zaczął pracować nad swoim filmem, który opowiada o pierwszych osadnikach, którzy przybyli z Europy do Ameryki Północnej i o tym, jak weszli na ziemię rdzennych mieszkańców, doprowadzając do krwawych wydarzeń.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sienna Miller dla WP o niedzielnych grillach u Kevina Costnera
Costner zabiera widzów w brutalną przygodę
Costner nie bierze jeńców. Już na początku "Horyzont: Rozdział pierwszy", serwuje widzom brutalną jatkę. Członkowie plemienia Apaczów atakują osadę Białych, doprowadzając do wymordowania niemal całej społeczności. Wybuchy, domy w płomieniach, krwawe jatki i matka z dzieckiem uciekająca podziemnym tunelem przed pewną śmiercią - tak prezentują się pierwsze minuty filmu.
- Nie robię z siebie rdzennego Amerykanina. Nigdy nie zapomnę, że rdzenni mieszkańcy stali się niedogodnością. Jak to się stało na ich własnej ziemi? Musieli walczyć o swoje życie. Musieli walczyć, by ochronić swój styl życia, swoje dzieci, swoją religię i o tym nie można zapomnieć. Nasze odciski palców są wszędzie na tej historii - powiedział nam Kevin Costner na konferencji tuż przed premierą filmu.
- Nie musimy się wstydzić. Musimy docenić piękno kultury ludzi, którzy żyli tu w harmonii przed nami. Przed tym, jak wbiliśmy pierwszą łopatę w ich ziemi. To zawsze będzie nasza część historii. Ale sądzę, że to, co zobaczycie w kinach, będzie dla was magią. To taki film, który chciałbym, żeby ktoś wcześniej dla mnie zrobił. Jestem wdzięczny, że w końcu jest - powiedział aktor, reżyser i producent "Horyzontu".
Aktor w czasie konferencji wielokrotnie podkreślał, że jest poruszony i że "Horyzont" to jego dzieło życia. Historia pierwszych osadników w Ameryce i ich wojny z rdzennymi mieszkańcami była dla niego tak ważna, że z namaszczeniem opowiada o tym, co udało się nakręcić. - Zachód to nie jakaś kraina w Disneylandzie. To jest prawdziwe życie - mówi aktor.
Bez dobrej ekipy aktorów by się to nie udało. - "Tańczącego z wilkami" kręcono przez 116 dni, "Wyatta Erpa" przez około 113 dni. My nasz film zrobiliśmy w 52 dni. Ci aktorzy nigdy nie zawiedli. Są świetnymi, choć specyficznymi ludźmi. Nigdy ich talent nie przygasł. Stawiali się na plan, nawet gdy termometry pokazywały 43 stopnie – wspomina Costner i punktuje, że pierwszym aktorskim filarem filmu stała się Sienna Miller.
Uczyli się języka Apaczów
Sienna Miller wciela się we Frances Kittredge. To ona w pierwszych kilkunastu minutach filmu musi uciekać przed rzezią na białych osadnikach. - Moja bohaterka jest niezwykle dzielna i wytrwała, ale w tym koszmarze myśli przytomnie, by znaleźć kompromis między potrzebami córki, a swoimi. Musi być waleczna w takim momencie życia. Więc granie tej postaci było ekscytujące. No i gdy dzwoni do ciebie Kevin Costner i pyta, czy przyjedziesz zagrać w westernie, to odkładasz słuchawkę i biegniesz - mówi gwiazda.
- Nikt nie wiedział, na jak niebezpieczną podróż się pisze – opowiada Sienna Miller o bohaterach "Horyzontu", o pierwszych europejskich osadnikach. - Nie sądzę, że wiedzieli, w co się pakują, ale gdy już zrobi się taki krok, to nie ma odwrotu. Dotarli tu i musieli spędzić miesiące w drodze, razem z dziećmi, rodzącymi kobietami, z żywym inwentarzem. W upale i suszy. Mam ogromny szacunek do tych wszystkich ludzi, którym się udało - opowiada aktorka.
O tym mówi też Costner: - Przybyli tu za czymś, czego nie mieli w Europie. Szukali swojego raju, jakiegoś obiecanego miejsca, które da im nowe życie. Nie zdawali sobie jednak sprawy, że na tych ziemiach od setek lat rozkwitała społeczność. Dwie nacje weszły ze sobą przez to w konflikt i nasza historia pokazuje, co się działo.
W obsadzie "Horyzontu" znaleźli się aktorzy, którzy pochodzą z różnych rdzennych plemion. Prym wiodą Owen Crow Shoe jako Pionsenay, Tatanka Means wcielający się w Taklishima i hipnotyzująca Wase Chief jako Liluye. Wszyscy aktorzy wcielający się w rdzennych mieszkańców mieli zajęcia z poprawnego posługiwania się językiem Apaczów. - To przynosi nam prawdziwą dumę. Nie tylko dla Apaczy jest to ważne, ale wszystkich potomków rdzennych mieszkańców Ameryki, którzy dziś mogą oglądać w wielkiej produkcji ludzi posługujących się ich językiem. Pamiętam, gdy w "Tańczącym z wilkami" płynnie posługiwali się językiem Lakota i to, jaką dumę wtedy czułem - wspomina Tatanka Means.
- Staraliśmy się bardzo, by dobrze zagrać. Jestem szczęśliwy, że wyszedł nam taki film. Kevin na początku poprosił o ciężką pracę i bycie przygotowanym. I byliśmy - dodaje.
Premiera filmu "Horyzont: Rozdział pierwszy" odbyła się na festiwalu w Cannes. Tam, przypomnijmy, twórców nagrodzono owacjami, które trwały dobrych 10 minut. Jak wspomina dziś Costner, odcięło mu prąd. Przez chwilę nic nie słyszał i nie docierało do niego, co się dzieje. Na zdjęciach z wydarzenia można zobaczyć, jak łzy zatańczyły mu w oczach. A to pokazuje, jak ważny jest dla niego ten film. To jego opus magnum. Ale czy przyniesie mu jeszcze sukces kasowy?
"Horyzont: Rozdział pierwszy" wchodzi do kin w Polsce 28 czerwca.