Zbigniew Rybczyński: Bójka podczas oscarowej gali
W 1983 roku wywołał niemałą sensację, wdając się w bójkę podczas gali rozdania nagród. Powód? Rybczyński, po odebraniu statuetki za krótkometrażowy animowany film „Tango”, wyszedł z sali, aby zapalić papierosa. Jednak gdy chciał wrócić do środka, ochroniarze, widząc jego nie do końca galowy strój, uznali, że z pewnością nie ma go na liście gości i nie pozwolili mu wejść.
Rybczyńskiemu się to nie spodobało i na przemoc odpowiedział przemocą. W ten sposób zamiast na gali, wylądował... w areszcie.
- Jestem furiat – mówi o sobie Zbigniew Rybczyński, reżyser, operator filmowy i polski laureat Oscara, który 27 lutego 2014 kończy 65 lat.
W 1983 roku wywołał niemałą sensację, wdając się w bójkę podczas gali rozdania nagród. Powód? Rybczyński, po odebraniu statuetki za krótkometrażowy animowany film „Tango”, wyszedł z sali, aby zapalić papierosa. Jednak gdy chciał wrócić do środka, ochroniarze, widząc jego nie do końca galowy strój, uznali, że z pewnością nie ma go na liście gości i nie pozwolili mu wejść.
href="http://film.wp.pl/zbigniew-rybczynski-bojka-podczas-oscarowej-gali-6025251623933057g">CZYTAJ DALEJ >>>
''I have Oscar''
Po latach sam zainteresowany tak przedstawiał to wydarzenie w Gazecie Wyborczej:
- Siedzę na widowni, jakaś aktorka mówi, że „winner short film is Zbinju Łybczynskaj”, bo się nie nauczyła. Wychodzę na scenę w trampkach, T-shircie. Za kulisami kobiety z Playboya, faceci w liberiach, kelnerzy we frakach. Daję tłumaczce Oscara, idę zapalić z wrażenia, wracam, a ci kelnerzy skaczą mi na plecy, kopię ich po jajach, zakładają mi kajdanki, do garażu, choć krzyczę, że „I have Oscar”, bo więcej wtedy nie umiem.
- W garażu leżę na plecach, jakaś piękna policjantka siedzi mi na twarzy, celując z kolta, ładują mnie do samochodu i do ciupy. Ubierają w pomarańczowy kombinezon i do celi.
''Cały czas rysowałem''
Urodził się 27 lutego 1949 roku w Łodzi. Już od dzieciństwa przejawiał artystyczne zainteresowania – jak wyznaje, często uciekał z lekcji, ale na wagary udawał się do... muzeów lub galerii.
- Bardzo interesowałem się historią sztuki. Sportu nigdy nie uprawiałem, nie grałem w piłkę, nie miałem w życiu nart. Cały czas rysowałem, malowałem, to był mój świat. Kraina obrazów. Muzea to były dla mnie miejsca magiczne. Wyrobiłem sobie wtedy stosunek do dzieł sztuki wręcz nabożny. Mama dostrzegła te zainteresowania i zapisała mnie do kółka plastycznego – opowiadał w wywiadzie dla Magazynu Filmowego SFP.
Na wagary do kina
Rodzinną Łódź opuścił jako nastolatek, by kontynuować edukację w liceum plastycznym w Warszawie. Tam zaczął poszerzać swoje horyzonty i zainteresował się filmem, ponownie rozwijając swoje pasje kosztem lekcji.
- Doszedłem do wniosku, że film i fotografia – którą w ogóle się nie interesowałem – są absolutną konsekwencją malarstwa. I z tego względu zacząłem uciekać na wagary – w sposób totalny (miałem w ciągu roku szkolnego blisko setkę nieusprawiedliwionych dni) – ale już nie do muzeów, ale do kin. A te były otwarte od dziesiątej rano, więc mogłem w ciągu dnia obejrzeć trzy filmy – mówił w Magazynie Filmowym SFP.
Początki kariery
Naturalnym wyborem były więc studia na wydziale operatorskim łódzkiej szkoły filmowej, które Rybczyński rozpoczął w 1969 roku. Od tej pory czynnie udzielał się w branży filmowej, współpracując ze znanymi reżyserami. Jest również jednym z założycieli grupy Warsztat Formy Filmowej.
I choć jego kariera rozwijała się doskonale, w 1982 roku wyemigrował do Austrii.
''Przeczuwałem, że coś złego się stanie''
- W Austrii nie miałem specjalnych perspektyw. Zrobiłem tam – jako operator, montażysta i współscenarzysta – jeden film fabularny, zatytułowany „Angst”. Straszny, choć ponoć stał się kultowym, ale chyba tylko dla ludzi o nieco zboczonym guście. Był on jednak tylko pretekstem, aby wyjechać z kraju.
Chciałem wyjechać trzy miesiące przed stanem wojennym, przeczuwałem, że coś złego się stanie. Miałem paszport, ale nie zdążyłem, po prostu nie dali paszportów mojej rodzinie. Wyjechałem kilka miesięcy później, podczas stanu wojennego – opowiadał o swojej decyzji w Magazynie Filmowym SFP.
''Oskarżony, oczerniony i skopany''
Gdy w 1983 roku otrzymał Oscara, postanowił wyjechać wraz z rodziną do Stanów Zjednoczonych. Tam wciąż zajmował się tworzeniem filmów, które określał jako „eksperymenty”.
W 2009 roku zdecydował się na powrót do Polski, gdzie objął posadę dyrektora artystycznego w Centrum Technologii Audiowizualnych CeTA we Wrocławiu. Pod koniec 2013 roku został zwolniony ze swojego stanowiska, gdyż, jak twierdził, „ujawnił milionowe malwersacje” (więcej tutaj).
- Z tego powodu jestem oskarżony, oczerniony i skopany – komentował Rybczyński tę medialną nagonkę na swoją osobę.
(sm/mf/mn)