Szukała go cała Polska. Ułaskawił prezydent. Rok później już nie żył
W PRL Zdzisław Najmrodzki wsławił się ponad dwudziestoma ucieczkami z konwojów, aresztów i więzień. Teraz powstanie o nim film. Najmrodzkiego zagra Dawid Ogrodnik. Piotr Niemczyk, były wiceszef UOP, dla WP: - Siedziałem z nim w pierdlu w 1986 r. i nasłuchałem się jego historii. W sumie miły gość.
16.09.2020 | aktual.: 17.09.2020 11:24
Zdzisław Najmrodzki znany był na mieście jako "Szaszłyk", czy może raczej "Sasłyk", bo seplenił. W PRL-u specjalizował się we włamaniach do peweksów i kradzieżach samochodów marki polonez.
Śląska dziennikarka Anna Malinowska z "Gazety Wyborczej", która przyjrzała się życiu Najmrodzkiego, pisała, że jak na mafioza przystało, lubił kobiety, dobre ciuchy i alkohol. Charakterystyczny wąsik, dyskretny łańcuszek na szyi, dobra woda kolońska - po prostu amant.
Narosło wokół niego wiele mitów, opowieści i miejskich legend. Do dziś nie wiemy, jak udawało mu się uciec z więzienia, jak wyprowadził w pole milicję obywatelską i kto za nim stał.
Nie wiemy jeszcze, w jakim świetle pokaże go film. Czy zobaczymy romantycznego playboya, który grał na nosie milicji i generałowi Czesławowi Kiszczakowi? A może niezbyt rozgarniętego cwaniaczka, który zmarnował sobie życie, a na koniec zabił siebie i dwóch młodych chłopaków, rozbijając się w kradzionym bwm?
Testowany na komandosa
Historia zaczyna się jak wiele innych w PRL: Zdziś urodził się 20 sierpnia 1954 r. w wiosce Stomorgi. Ojca nie znał, wychowywała go matka, Sabina, która przeniosła się z małym Zdzisiem do Gliwic.
Chłopak skończył tam zawodówkę. Zawód wyuczony: mechanik samochodowy. W wojsku dostał propozycję pójścia do komandosów. Podobno wojsko go testowało: wypuszczali go bez przepustki do domu i puszczali za nim żołnierzy WSW. Młody Zdzichu miał - według świadków - uniknąć pościgów funkcjonariuszy i dojechać do domu, więc test zaliczył.
Niestety dla Ludowego Wojska Polskiego Zdzisław miał inne marzenia: chciał zostać kierowcą rajdowym. Czekała go jednak proza życia: zwykła praca w warsztacie samochodowym. Zamiast szybkich samochodów, maluchy, trabanty i wartburgi.
Zdzichu - jak wielu - uciekał w alkohol. W końcu poprztykał się z milicjantem. Był rok 1975, 21-latek wdał się w bójkę z panem władzą na wiejskiej zabawie (inni podają, że w knajpie). Za napaść na stróża prawa "Szaszłyk" (bo taki miał pseudonim) dostał pierwszy wyrok.
Pewnego dnia wezwano go na przesłuchanie do Warszawy. To będzie jego pierwsza ucieczka.
Anna Malinowska tak to opisuje: "W pociągu konwojuje go dwóch funkcjonariuszy służby więziennej. Zdzisław ma gadane, zaczyna nawijać do strażników. Znajdują wspólny język, na postoju pociągu strażnicy kupują więźniowi piwo. Piją wszyscy, ale Najmrodzki drobnymi łyczkami. Nerwy trzyma na wodzy, udaje, że dobrze się bawi. Co chwilę wybucha głośnym śmiechem, sypie żartami, z czasem udaje, że bełkocze i robi się coraz bardziej senny. Strażnicy też słabną i zasypiają. Najmrodzki momentalnie trzeźwieje i wyskakuje z jadącego pociągu".
Po powrocie autostopem do Gliwic, Zdzichu zaczyna się ukrywać. Do roboty w warsztacie nie wraca. Jak wspomina Adam Zadworny z "Gazety Wyborczej", Najmrodzki jest poszukiwany listem gończym. Próbuje z matką uciec na Zachód przez zieloną granicę z Czechosłowacją. Zostają jednak zatrzymani przez służbę graniczną i przekazani Polsce. Podczas przewożenia do aresztu w Żyrardowie Najmrodzki znów ucieka.
Wyjeżdża na Pomorze, gdzie wiąże się z gangiem z Trójmiasta przemycającym przez Terespol do ZSRR towary przywożone przez marynarzy, m.in. kawę i dżinsy Montana. Szefowie gangu doceniają jego talent do brawurowej jazdy samochodem. "Szaszłyk" zgadza się jeździć z trefnym towarem.
Bawidamek z Peweksu
W 1977 r. Najmrodzki przenosi się na Śląsk. Ma lepszy patent na szybki zarobek: obrabianie sklepów sieci Pewex. W nocy w sklepowej szybie wycina dziurę, przez którą wynosi alkohol, dżinsy, kosmetyki i wszystko, co można upchnąć na bazarach. Najmrodzki z kolegami obrabiają podobne sklepy walutowe w całej Polsce. Jego gang tworzą szajki złożone z 18-20-letnich chłopaków zapatrzonych w szefa.
Druga specjalność Najmrodzkiego: kradzież polonezów. To jest łatwe, bo wystarczy odkleić uszczelkę przy tylnej szybie. Szybę się potem wyciąga, wchodzi do środka i odpala silnik kabelkami. Polonezy są rozbierane na części albo trafiają na giełdę.
Jest z tego spora kasa, więc Zdzisław się bawi. Bywa w najlepszych hotelowych restauracjach. Wokół, jak to w PRL, inni złodzieje, cinkciarze i prostytutki. Do jedzenia nasz złodziej zamawia najczęściej ulubiony szaszłyk, stąd jego ksywka. Do tego obowiązkowo zimna wódeczka.
Zdzisław jest też mistrzem podrywu. Wśród kobiet ciągnie się za nim sława wybornego kochanka. Zamożny i przystojny bawidamek "łowi" nie tylko w Polsce, ale też w innych demoludach.
Kiszczak jest wściekły
W 1980 r. wpada. Katowicka prokuratura oskarża go o włamania do 40 peweksów. Proces toczy się w Gliwicach. Po odczytaniu aktu oskarżenia sąd zarządza przerwę. Wtedy Najmrodzki znika z sądowej celi, opuszczając się z okna na trzecim piętrze na linie. Ktoś wcześniej przepiłował kraty, ktoś inny czekał w aucie z włączonym silnikiem. Wszystko starannie zaplanowane.
Powiększa się też porfolio kradzionych aut. Najmrodzki z kumplami zaczynają gustować w pojazdach zachodnich marek, dających przewagę nad milicyjnymi radiowozami. Jak wspomina Adam Zadworny, gangster dorabia samochodom dokumenty, włamując się do urzędów gmin, z których kradnie blankiety dowodów rejestracyjnych.
W ten sposób tworzy zręby mafii samochodowej. Ma w kraju sieć warsztatów, w których mechanicy zmieniają numery silników. Gangsterzy mają pieczątki, dokumenty i talony na benzynę oraz książeczki gwarancyjne. Wszystko działa bez zarzutu.
W marcu 1984 r. Najmrodzki jedzie kradzionym bmw 728. Nie zatrzymuje się na wezwanie drogówki. Znów zostaje aresztowany, jednak w czasie późniejszego przesłuchania w Pałacu Mostowskich złodziej pozbawia milicjanta przytomności.
Przebiera się w jego mundur i wychodzi z komendy, posługując się legitymacją służbową nieprzytomnego oficera. Wtedy generał Czesław Kiszczak, ówczesny minister spraw wewnętrznych, wpada w furię. Znalezienie "Szaszłyka" to dla milicji sprawa honoru. Udaje się go złapać po dwóch latach.
Tunel więzienie - szkoła
W 1986 r. Najmrodzki siedzi w jednej celi z więźniami politycznymi, m.in. z Piotrem Niemczykiem, wtedy młodym działaczem opozycyjnym, pacyfistą, a później, już w wolnej Polsce, wiceszefem Urzędu Ochrony Państwa (UOP).
Piotr Niemczyk wspomina dla WP: - Więźniów politycznych sadzano wtedy z gospodarczymi albo kryminalnymi. Ja siedziałem najpierw z ludźmi posadzonymi za przestępstwa gospodarcze, a potem ze zwykłymi złodziejami, w tym z Najmrodzkim. Ja się z nim zakolegowałem. Wypełniliśmy siatkę po cebuli gazetami i mieliśmy piłkę do gry.
- W sumie sympatyczny człowiek. Lubił opowiadać. Był rozpoznawalny. Ale już wtedy jego ludzie zaczęli go sypać, nadawać na niego, więc słodko nie było. Ja już się wcześniej nasłuchałem sporo historii bandyckich, siedząc na różnych dołkach, więc to nie było dla mnie wydarzenie, że ktoś w pierdlu opowiada swoją historię.
19 października 1987 r. za włamania do peweksów i kradzieże aut "Szaszłyk" zostaje skazany na 15 lat więzienia. Zostaje osadzony w więzieniu w Gliwicach. Z pomocą przychodzi mu matka, Sabina, która wynajmuje znajomych górników ze Śląska. Ci robią długi na 9 m podkop wprost ze szkolnej piwnicy, która znajduje się po sąsiedzku, na więzienny spacerniak.
We wrześniu 1989 r. Zdzisław idzie na spacer, robi kilka kroków po trawniku, podskakuje i... znika pod ziemią. Tunel okazuje się być oszalowany, oświetlony i wentylowany!
Podkopem gangster przeciska się do sąsiadującej z więzieniem szkoły, wsiada do podstawionego wozu i każe wieźć się do restauracji Pod Platanem w Gliwicach. Jak głosi legenda, zamówił tam… szaszłyka i wódkę. Wpisuje się nawet do książki skarg i zażaleń, narzekając, że szaszłyk był niedopieczony.
Lech Wałęsa ułaskawia
Wolnością cieszy się niedługo. W listopadzie 1989r. Najmrodzki bawi się w jednej z knajp w Krakowie. Pije, a mimo to wsiada za kółko. Chwilę później rozbija się na latarni. Zostaje przewieziony do szpitala, gdzie policja pobiera odciski palców. Sprawdzają w bazie danych. To Najmrodzki.
Zdzisław trafia do więzienia, tym razem w Strzelcach Opolskich. Pisze wiersze, które rok później wyda w tomiku. W sumie wydano 20 tys. egzemplarzy, z czego sprzedano ponad 6 tys. Podobno "Szaszłyk" miał napisać też autobiografię. Ale nie zdążył.
W 1994 r. przebywający w więzieniu Najmrodzki zostaje ułaskawiony przez ówczesnego prezydenta RP Lecha Wałęsę.
To Piotr Niemczyk, który siedział z "Szaszłykiem" w więzieniu w 1986 r., wpada na pomysł, aby ułaskawić zresocjalizowanego Najmrodzkiego.
Niemczyk dla WP: - To ja przekonałem Lecha Wałęsę do tego uniewinnienia. Myśleliśmy, że przejdzie na drugą stronę. Był przestępcą, ale deklarował, po 20 latach jako zawodowy złodziej, że ma tego dosyć. Pomyśleliśmy, że może go wykorzystamy jako konsultanta w sprawach kryminologicznych. On był spokojnym więźniem, miał dobre opinie, zajmował się swoim pasierbem, więc uznaliśmy, że dobrze rokuje. Pomyliliśmy się.
Śmierć w bmw
Z więzienia "Szaszłyk" wychodzi w listopadzie 1994 r. Znów nie nacieszył się wolnością. I życiem.
1 września 1995 r. policja zostaje wezwana do wypadku samochodowego. Na miejscu znajdują rozbite bmw, a w środku trzy ciała: mężczyzny w średnim wieku oraz dwóch nastolatków. To Najmrodzki. Podobno jechał kupić ziemię na Mazurach. Zabrał ze sobą synów znajomego. Chcieli przejechać się bmw. Taka atrakcja na początek roku szkolnego. Ich ojciec jechał za nimi swoim autem.
Piotr Niemczyk: - To bwm okazało się kradzione. Niestety, nie dotrzymał obietnic, że odtąd będzie porządnym obywatelem.
Pytam Niemczyka, jak to możliwe, że Najmordzki przez tyle lat wywijał się milicji i miał tyle ucieczek?
Niemczyk: - On musiał mieć jakieś relacje co najmniej z milicjantami, jeśli nie ze Służbą Bezpieczeństwa. On się bał, żeby za dużo nam nie powiedzieć. Ale na przykład mieli przepustki operacyjne, dzięki którym żaden patrol MO nie miał prawa ich zatrzymać. Te przepustki były wydawane codziennie rano, a oni je mieli. Albo gdy kradli samochody i sprzedawali je na giełdach, to zawsze mieli gwarancje, że ta akurat giełda nie będzie kontrolowana. No to skąd miał te gwarancje?!