"Zielone kłamstwa": Jak korporacje wmawiają nam, że kupując, działamy dla dobra planety
"Zielone kłamstwa" to film przede wszystkim irytujący. Dlaczego? Bo uświadamia nam, jak bardzo daliśmy się nabrać na "ekościemy" wielkich korporacji. Myślisz, że produkt ze znaczkiem "eko" jest dobry dla planety? Ten seans pozbawi cię złudzeń.
Kojarzycie tę irytującą osobę, która wszystkim psuje zabawę? Gdy zabieracie ją na zakupy do supermarketu, godzinami studiuje etykietki, by odstawić większość produktów z powrotem na półkę, bo zawierają olej palmowy. Gdy babcia podsuwa jej schabowy na rodzinnym obiedzie, robi awanturę, bo jedzenie mięsa jest złe. Gdy chwalicie się przy niej nowym t-shirtem, patrzy krzywo i pyta, czy wiecie, ile tysięcy litrów wody zostało zużyte do jego produkcji. A gdy wrzucacie posty z weekendu spędzonego za granicą, bo udało się wam upolować taniutki bilet lotniczy, w komentarzu pyta, czy jesteście świadomi, jaki ślad węglowy zostawiła ta wasza wycieczka?
Warner Boote, twórca filmu "Zielone kłamstwa" postanowił posłuchać takiej osoby. Zabrał swoją dość irytującą znajomą, dziennikarkę Kathrin Hartmann, w podróż dookoła świata, by sprawdzić, o czym ona mówi. W efekcie powstał film o greenwashingu, który stosują wielkie korporacje, by wmówić konsumentom, że ich działania są proekologiczne.
Na pierwszy ogień poszedł olej palmowy. Boote kupuje w supermarkecie słodycze i czyta na etykietce, że jest w nich olej palmowy pochodzący ze zrównoważonego rolnictwa. Jego towarzyszka tłumaczy mu, że produkcja oleju palmowego nie może być zrównoważona ani tym bardziej ekologiczna. Razem wybierają się do Indonezji, gdzie dowiadują się, że organizacja RSPO (Roundtable on Sustainable Palm Oil), powołana dekadę wcześniej po to, by wprowadzić proekologiczne standardy na plantacjach palm olejowych, nie zmieniła niczego.
Lokalny aktywista pokazuje twórcom pogorzelisko po świeżo wypalonym lesie deszczowym, na którym niebawem pojawi się monokultura palmy. Mówi, że tysiące osób zmarło z powodu dymu z wypalanych lasów. A mieszkańcom Indonezji siłą odbiera się każdy skrawek ziemi. Gdy patrzy na cukierka zawierającego olej palmowy, mówi: "Nie mógłbym tego zjeść, bo miałbym na rękach ludzką krew".
Z wizytą w sortowni śmieci. Błędy, jakie Polacy popełniają podczas segregacji odpadów
Ale nie tylko branża spożywcza stosuje greenwashing. W filmie pojawia się wątek samochodów elektrycznych, które promowane są jako ekologiczne – bo nie zużywają paliwa, więc nie przyczyniają się do powstawania smogu. Ale ich produkcja pochłania ogromne ilości surowców, jak kobalt, których wydobycie wiąże się z wyzyskiem i zanieczyszczeniem środowiska na bardzo dużą skalę.
Takie auta potrzebują energii elektrycznej, a to doprowadza twórców filmu do kopalni odkrywkowej węgla brunatnego, która należy do niemieckiego koncernu RWE – jednego z największych dostawców energii w Europie. W reklamach RWE promuje się jako przyjazna środowisku firma, która stawia na odnawialne źródła energii. W rzeczywistości to węgiel jest jej głównym surowcem. Film powstawał jeszcze przed decyzją niemieckiego rządu o całkowitym zrezygnowaniu z węgla do 2038 r. Pytanie, czy rzeczywiście uda się zrealizować ten plan, skoro firmy ociągają się z wdrażaniem rozwiązań proekologicznych.
W "Zielonych kłamstwach" Boote przeskakuje z wątku na wątek, nie pozostawiając sobie czasu na zgłębienie poruszanych tematów. Jednak to, co najciekawsze w tym filmie, to osobista przemiana reżysera. Choć ciągle kłóci się ze swoją towarzyszką, kwestionując jej teorie, nie jest w stanie już wrócić do błogiej nieświadomości. Pojawiają się wyrzuty sumienia i coraz trudniej mu wracać do starych nawyków.
Jeśli staracie się dokonywać świadomych zakupów i kupujecie produkty oznaczone etykietkami "eko" czy "fair trade", "Zielone kłamstwa" zburzą wasz komfort i wewnętrzny spokój, że robicie wszystko, co w waszej mocy. Te etykietki powstały w dużej mierze po to, by zachęcać do dalszej konsumpcji. W rzeczywistości wybór między ciastkiem z certyfikatem eko a ciastkiem bez niego niewiele zmienia w kwestii ratowania planety. Co w takim razie musiałoby się zadziać?
Reżyser pyta jednego ze swoich rozmówców, jaka jest ekologiczna alternatywa dla jego ulubionych chipsów. W odpowiedzi słyszy: "być może ich brak". Pod koniec swojej podróży nie ma już złudzeń: ani konsumpcjonizm na taką skalę, do jakiej się przyzwyczailiśmy, ani wielkie koncerny nastawione na ciągły zysk, nigdy nie będą dobre dla naszej planety.
Film "Zielone kłamstwa" oglądać można w ramach festiwalu Watch Docs.