Źle się dzieje na planie "Teorii wielkiego podrywu". "Niektórzy aktorzy mają już dość"
Kilka miesięcy temu stacja CBS zapowiedziała, że "Teoria wielkiego podrywu" doczeka się jeszcze jednego, 12. sezonu. Fani liczący na ciąg dalszy muszą się pogodzić z takim finałem, gdyż już teraz mówi się, że twórcy pracują na ostatnich nogach, a spadająca oglądalność w niczym nie pomaga.
Najnowszy, 11. sezon "Teorii wielkiego podrywu", ma rekordowo niską oglądalność. Jak podaje serwis "Radar Online", kiepskie wyniki spowodowały rozmaite napięcia i podobno niektórzy aktorzy są do tego stopnia niezadowoleni, że już teraz myślą o odejściu. Oczywiście nadal wiążą ich wielomilionowe kontrakty i jest mało prawdopodobne, by któryś z siedmiorga głównych aktorów zdecydował się opuścić obsadę przed zakończeniem zdjęć.
Przypomnijmy, że trójka czołowych aktorów: Jim Parsons (Sheldon), Johnny Galecki (Leonard) i Kaley Cuoco (Penny), zarabiała do niedawna po 1 mln dol. za każdy odcinek. Kunal Nayyar (Raj) i Simon Helberg (Howard) byli przez dłuższy czas gorzej opłacani (zarabiali 3/4 pensji popularniejszej trójki), ale w końcu udało im się wynegocjować korzystniejsze umowy.
W najgorszym położeniu były Melissa Rauch (Bernadette) i Mayim Bialik (Amy), zarabiające w 7. sezonie ok. 60 tys. dol. za odcinek. Z czasem, kiedy ich bohaterki zaczęły odgrywać bardziej kluczowe role, aktorki otrzymały podwyżkę. Kilka miesięcy temu było głośno o decyzji reszty obsady, która zgodziła się na przyjęcie niższych o 100 tys. dol. zarobków w zamian za podniesienie pensji Rauch i Bialik. Jak donosi "The Hollywood Reporter", obie aktorki mają aktualnie zarabiać po 500 tys. dol. za odcinek.
Przypomnijmy, że głównymi bohaterami "Teorii wielkiego podrywu" jest czwórka naukowców, a zarazem fanatyków komiksów, filmów, gier i wszystkiego, co związane z popkulturą. Cykl Chucka Lorre'a i Billa Prady'ego opowiada o ich perypetiach w życiu prywatnym i kładzie szczególny nacisk na ich relacje z kobietami.