"Zołza". Co tu się wydarzyło?! Oni naprawdę to zrobili

"Zołza" z Małgorzatą Kożuchowską to jeden z tych filmów, o których chce się jak najszybciej zapomnieć po seansie. Ta komedia oparta na ironicznej autobiografii Ilony Łepkowskiej wygląda jak wyjątkowo zły odcinek serialu telewizyjnego, który ktoś postanowił rozciągnąć do pełnego metrażu. Nagroda Wąż w kilku kategoriach gwarantowana jak nic.

Małgorzata Kożuchowska zagrała Annę Sobańską w komedii "Zołza"
Małgorzata Kożuchowska zagrała Annę Sobańską w komedii "Zołza"
Źródło zdjęć: © Licencjodawca
Kamil Dachnij

Jak możemy przeczytać w materiałach prasowych "Zołzy" w reżyserii Tomasza Koneckiego, główna bohaterka Anna Sobańska to kobieta sukcesu, której dotychczasowy bilans życiowy przedstawia się następująco: 1 mąż, 2 dzieci, 36 statuetek, 40 milionów widzów. Liczba osób, które nie widziały jej twórczości filmowej: hmmm – być może 2 lub 3. Liczba bohaterów, których wymyśliła: 186. Liczba dotychczasowych porażek w życiu osobistym i zawodowym: 0 (przynajmniej tak jej się wydaje). Nadchodzące załamania nerwowe: 1. Anna to kobieta sukcesu i… niekwestionowana zołza.

Jeśli ten opis fabuły nikomu nie zapali czerwonej lampki w głowie, to bez wątpienia zrobią to nazwiska, które były zaangażowane w produkcję tego filmu. To istna "drużyna marzeń". Wspomniany wyżej Konecki ma na koncie takie filmy jak "Testosteron" czy "Lejdis", co mówi samo za siebie. Scenariusz napisała Ilona Łepkowska, przenosząc na duży ekran swoją na wpół autobiograficzną książkę "Idealna rodzina". Łepkowska to doskonale znana postać w polskim show-biznesie - przeszła drogę z komedii jak "Och, Karol" w pisanie skryptów dla "M jak miłość" czy "Korona królów".

Zobacz: zwiastun filmu "Zołza"

Z kolei Małgorzata Kożuchowska wcieliła się w Annę Sobańską. Aktorce spodobało się to, że scenariusz "splata losy zawodowe i prywatne" jej i Łepkowskiej. - Jest tu i refleksja nad ciągłym życiem na świeczniku, i cięty, autoironiczny, inteligentny humor - wyjaśniała w jednym z wywiadów.

Te słowa aktorki można włożyć między bajki. Z dwie czy trzy nieudolne sceny, w których "dokonania" Sobańskiej (Łepkowskiej) są wyśmiewane jako grafomania, to jednak trochę za mało na dobry autoironiczny humor. Sobańska niby została pomyślana jako mocno przerysowany obraz scenarzystki, ale ta w wywiadach na wszelki wypadek zapewniała, że nigdy nie postępowała z ludźmi jak jej bohaterka. Zatem tej autobiografii nie tak znowu tu wiele.

Komiczna kreacja

To odżegnywanie się Łepkowskiej akurat mnie nie dziwi, bo Sobańska jest tyranką oraz mobberką, która ściąga w sobotę pracownicę do biura, by dać jej ostrą reprymendę i rzucić ultimatum - albo skończy pracę do końca dnia, albo wyleci. Sugeruje przy tym, by jej trzyletnie dziecko samo poszło sobie do dentysty w tym czasie. Innym razem dzwoni do reżysera i zwalnia go z powodu malutkiej zmiany w scenariuszu.

Nie lepiej bohaterka postępuje z własną rodziną. Podczas wspólnego obiadu w restauracji zabrania nastoletniej córce wegetariańskiej pizzy, argumentując, że po zjedzeniu będzie miała problem z… miesiączką. Tak, dobrze przeczytaliście. Sobańska dużo wyklina, jest jak robot. Męża (w tej roli Artur Żmijewski) i młodsze dziecko traktuje jak powietrze. Na ulicy atakuje starszą kobietę, która okazuje się kombatantką. A gdy wpada do niej z przeprosinami, to w pewnym momencie w bestialski sposób trzyma małe kotki, co przyprawi o palpitacje serca niejednego miłośnika zwierząt (zapewne były one sztuczne w paru scenach, ale wygląda to jak wygląda).

Artur Żmijewski zagrał męża postaci granej przez Małgorzatę Kożuchowską
Artur Żmijewski zagrał męża postaci granej przez Małgorzatę Kożuchowską© fot. mat. pras.

Te wszystkie sytuacje ogląda się jednak z wielkim zażenowaniem, bo Kożuchowska nie jest po prostu aktorką, która byłaby w stanie nadać swojej postaci jakąkolwiek namiastkę autentyczności. Dwoi się i troi, by wypaść jako fatalna szefowa i wyrodna matka, ale efekt jest niezamierzenie komiczny.

Jednak do największej aktorskiej kompromitacji dochodzi, gdy przychodzi jej zagrać sceny, w których Sobańska wchodzi w interakcję z napisanymi przez siebie postaciami. Te niestety mają sposobność materializować się w nieoczekiwanych dla niej momentach. Oczywiście, tylko ona je widzi, co doprowadza do kłopotliwych dla niej wydarzeń. To rzecz jasna nie jest nowy motyw w komediach, ale jest to tak źle zagrane, napisane i nakręcone, że oczy mi dosłownie krwawiły. Niestety długo nie wyrzucę z pamięci obrazu szamocącej się na planie Kożuchowskiej.

Renee Zellweger i Patryk Vega

Co tu dużo mówić, "Zołzę" ogląda się jak najgorszy, wypełniony po brzegi kliszami i zupełnie nieśmieszny odcinek tasiemcowego serialu telewizyjnego. Sam przebieg fabuły jest do bólu oklepany - każdy, kto widział zaledwie parę komedii w swoim życiu, bez problemu przewidzi, jak to wszystko się dalej potoczy i skończy.

O dziwo, można jednak znaleźć w tym wszystkim jakiś plus. "Zołza" przynajmniej nie wywoła efektu filmu "Diabeł ubiera się u Prady" i nie zainspiruje nikogo do stania się osobą w stylu postaci granej przez Meryl Streep.

Nie mogę równiż nie wspomnieć o zabawnej ironii. Kożuchowska zagrała w "Zołzie" na przekór swojemu wizerunkowi. W końcu aktorka jest znana z tego, że jest bardzo rodzinną osobą, a Sobańska jest jej antytezą. Jednak wbrew temu, co rzekła Łepkowska na pokazie prasowym, nazywając Kożuchowską… polską Renee Zellweger, takie "poszerzanie" repertuaru nie przyniesie odtwórczyni Hanny Mostowiak żadnej chwały. Co najwyżej nagrodę Węża dla najgorszej aktorki.

Swoją drogą to także ciekawe rozwinięcie relacji obu pań, które przez wiele lat miały na pieńku ze sobą. Jak widać, udało się zakopać topór wojenny, ale nie jestem przekonany, że wyjdzie to na zdrowie Kożuchowskiej. Byłoby niezmiernie interesująco, gdybyśmy mieli tu do czynienia z jakąś zawoalowaną zemstą ze strony Łepkowskiej. Wówczas uznałbym zaangażowanie aktorki za genialne posunięcie.

Wiecie, co jest najzabawniejsze? Przed nami jeszcze film Patryka Vegi "Niewidzialna wojna" (30 września), który w pewnym sensie wygląda jak testosteronowy odpowiednik "Zołzy". Mamy tu wręcz niesłychaną rywalizację, bo film z Kożuchowską postawił bardzo wysoko poprzeczkę w kategorii kiepskości. Coś czuję, że nawet regularnie fatalny Vega nie da rady tego przeskoczyć. Omijać z daleka lub traktować miotaczem ognia. To jak na razie najgorszy film tego roku.

"Zołza" wchodzi do polskich kin 16 września.

Kamil Dachnij, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Film
zołzamałgorzata kożuchowskailona łepkowska
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (71)