„Życie w cywilu nic nie znaczy”. Wolverine niczym Rambo
Logan (Hugh Jackman)
ukrywa się przed światem w tundrze Alaski, prowadząc pustelnicze życie. Zawstydzony poprzednim, nieudanym filmem („X-Men Geneza: Wolverine”), porzuca kodeks wojownika, zapuszcza włosy i brodę, wędruje pośród bezkresnej przyrody. Sytuacja ta trwa już jakiś czas, ale oto po Logana sięga niewidzialna ręka rynku – hollywoodzcy producenci przybywają pod postacią mutantki Yukio (Rila Fukushima), która przypomina bohaterowi, jakie jest jego prawdziwe przeznaczenie. Nie pisany mu waldenowski żywot– jest superherosem, który musi stawać w szranki z przeciwnikami. Niespecjalnie zainteresowany kolejną batalią po uprzedniej klęsce, Logan w końcu pakuje manatki i wyrusza do Japonii, gdzie dzieje się właściwa akcja filmu.
25.07.2013 18:25
„Wolverine” jest filmem autonomicznym w stosunku do serii X-Men. W swojej fabularnej konstrukcji przypomina bardziej kino akcji z bohaterem-renegatem, jak Rambo, niż pełnokrwisty, superbohaterski film. Historia, w której Logan musi bronić pięknej dziedziczki ogromnej fortuny przed Yakuzą i jej własną rodziną, jest dość prosta i przywodzi na myśl właśnie filmy akcji z lat 80. i 90. Logan jest dla Mariko (Tao Okamoto) niczym przeprogramowany T-101 dla Johna Connora: dziewczyna jest dlań utraconym „zadaniem”, konieczność stania na straży jej bezpieczeństwa przywraca sens jego życiu. Jeno zamiast robotów z przyszłości za przeciwników ma tutaj niezliczoną liczbę pionków („zwykłych” ludzi) i jedną mutantkę, ale niebezpieczną, bo pozbawiającą mocy wzorem znanej z poprzednich części Rogue.
Cały ciężar został przerzucony na bary tytułowej postaci oraz jej odtwórcy. Logan mierzy się nie tylko z czarnymi charakterami, ale też traumami z przeszłości. Podczas sennych wizji wraca do niego Jean (), jego miłość, którą z konieczności zabił w finale trylogii. Jean zaprasza Logana, by ten do niej dołączył – jest podświadomym pragnieniem śmierci. Bohater jest zmęczony żywotem „nieśmiertelnego” – za każdym razem, gdy do jego żył dostaje się osłabiający zdolność regeneracji jad Żmiji, chęć skończenia ze sobą jest coraz silniejsza.
Dzięki temu „Wolverine” ma całkiem rozbudowany – jak na wakacyjny film superbohaterski – rysunek psychologiczny bohatera, przez co on sam nie przypomina Wolverine’a z poprzednich części, gdzie z uwagi na mnogość innych protagonistów, zarys postaci musiał być okrojony. Jest to też film znacznie mniej dynamiczny, z uwagi na co niektóre sceny akcji – jak na przykład walka z żołnierzami Yakuzy na dachu pociągu – choć bardzo dobrze zrealizowane, nie wkomponowują się dobrze w całość.
Ale to szczegół, który nie psuje dobrego wrażenia całości. A przyjemność z seansu płynie głównie z oglądania Jackmana w tytułowej roli. Po raz kolejny inaczej podszedł do swojego bohatera – w tym wydaniu jest roninem – samurajem bez swojego pana. Egzystencja Logana musi być naprawdę gorzka, bo jego samego nie bawią własne dowcipy, a nastój ten udziela się też widzom. Oszczędna mimika, weltschmerz rysujący się na licu i wciąż imponująca sprawność fizyczna niemłodego już, 44-letniego aktora to główne atuty tej kreacji. W ostatniej scenie samolot startuje z Yukio i Loganem na pokładzie – mogą wybrać, gdzie polecą. Możemy być pewni, że twórcy obiorą kurs na kolejną przygodę.