Trwa ładowanie...
Jakub Zagalski
30-12-2016 21:00

„183 metry strachu”: czekając na pożarcie [RECENZJA DVD]

Hiszpański reżyser Jaume Collet-Serra („Sierota”, „Dom woskowych ciał”, „Nocny pościg”) dał się już wielokrotnie poznać jako specjalista od budowania napięcia, ale podejmując się nakręcenia „183 metrów strachu” stanął przed nie lada wyzwaniem. Musiał bowiem sprawić, że historia pięknej surferki siedzącej na kawałku skały i walczącej o życie z rekinem ludojadem będzie emocjonującym thrillerem trwającym kilkadziesiąt minut. Nie było to łatwe, ale się udało.

„183 metry strachu”: czekając na pożarcie [RECENZJA DVD]Źródło: Materiały prasowe
d4engem
d4engem

„183 metry strachu” to kino bardzo minimalistyczne, żeby nie powiedzieć oszczędne. Akcja filmu rozgrywa się na mało uczęszczanej, meksykańskiej (w rzeczywistości zdjęcia powstały w Australii) plaży, na której oprócz pięknej Amerykanki Nancy (Blake Lively)
pojawia się zaledwie dwóch innych surferów oraz trzech okolicznych mieszkańców. Takie podejście pozwoliło oddać nastrój odizolowania i samotności głównej bohaterki, która surfując przy brzegu staje się celem wygłodniałego rekina. Teoretycznie niegroźna sytuacja (od plaży dzielą ją tytułowe 183 metry) błyskawicznie zamienia się w walkę o życie, pełną bólu, zmęczenia i braku nadziei na ratunek.

Prosty pomysł stojący za scenariuszem „183 metrów strachu” wymagał ogromnej determinacji i wizji twórców, którzy w bardzo ograniczonej scenerii i z nieliczną obsadą (przez większość czasu obserwujemy Nancy, rekina i... mewę) musieli zbudować trzymający w napięciu thriller. Odpowiednio wiarygodny, by widz nie czuł się oszukany widokiem absurdalnych pomysłów, a zarazem ciekawy i atrakcyjny. I takie właśnie są „183 metry strachu”. To film, który wbrew pozorom nie uderza w te same nuty co „Szczęki” (choć oczywiście mamy tu wspólny mianownik) i prezentuje oryginalne podejście do tematu nierównej walki z morskim drapieżnikiem. Operując kilkoma sensownymi zwrotami akcji reżyser kreśli spójną opowieść, która nie pozwala się nudzić. To niebywałe, bo przecież cały czas mowa o dziewczynie na kawałku skały, która czeka na pożarcie przez rekina.

Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

„183 metry strachu” to solidna porcja emocjonującej rozrywki. Jaume Collet-Serra nie przedstawił zupełnie nowej jakości, a walka o życie w wykonaniu Blake Lively nie jest na tym samym poziomie co ta pokazywana przez Leonardo DiCaprio w „Zjawie”, ale pomyli się ten, kto po thrillerze z rekinem i jedną aktorką spodziewa się nudnego i niewiarygodnego widowiska. Pomysł banalnie prosty, zakończenie nieco zbyt przejaskrawione, ale wykonanie całości – pierwsza klasa.

d4engem

Wydanie DVD:

Na płycie DVD oprócz filmu pojawił się szereg materiałów zakulisowych. Począwszy od standardowych wywiadów z aktorką, reżyserem czy producentem, po proces powstawania mechanicznego i komputerowego rekina. Twórcy zabierają widza na plażę, na której powstała większość scen, a także pokazują specjalnie przygotowany zbiornik wodny z mechanizmem do tworzenia fal i green screenem. Nagrania zza kulis są bardzo wartościowe, gdyż dowiadujemy się z nich o problemach związanych z kręceniem filmu na prawdziwym morzu, poznajemy triki i techniki robienia zdjęć z udziałem surferów i mechanicznego potwora. Dodatkowo na płycie pojawił się krótki reportaż, którego głównym bohaterem jest autentyczna ofiara rekina. Mężczyzna z blizną po zębach drapieżnika opowiedział swoją historię, która została uzupełniona o wypowiedź ratownika, zdradzającego kilka faktów na temat niebezpieczeństwa związanego z obecnością rekinów w okolicach plaż.

Ocena: 7/10

d4engem
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4engem