Aktorzy "Johna Wicka 4" o tajnikach produkcji. W jednej scenie coś się nie zgadza
- Keanu? Ten gość jest nie do zdarcia. Kilka razy przyłapałem się na tym, że jaram się, że Neo z "Matriksa" założył mi nelsona - mówi aktor Shamier Anderson. Razem z Hiroyukim Sanadą zdradzają kulisy "Johna Wicka 4".
Czwarta część serii "John Wick" napakowana jest oczywiście scenami akcji. Jest tam też kilka zaskakujących momentów. Shamier, jak to było być dźgniętym nożem w dłoń przez Billa Skarsgarda?
Shamier Anderson: Bill Skarsgard to jest siła, której nie da się powstrzymać. I mój dobry przyjaciel, z którym spotkałem się już na planie jednej produkcji, więc bardzo dobrze się znamy. Masz rację, że ta scena to był mocny, zaskakujący moment, ale pomiędzy ujęciami mieliśmy niezły ubaw, bo nie byliśmy się w stanie poważnie traktować. Ręka jest cała, ot magia ekranu. Sztuczek było na planie mnóstwo. W pewnych momentach na planie miałem sztucznego psa. Ci, którzy mają sokoli wzrok, to wyłapią, że czasem na ekranie pojawia się atrapa, a nie prawdziwy pies. Te wszystkie triki i sztuczki finalnie przekładają się na genialny film, którego z Hiroyuki jesteśmy częścią.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"John Wick 4" (2023) - zwiastun filmu.
Pierwszy raz pojawiacie się w uniwersum "Johna Wicka". Nie wiemy nic o przeszłości waszych postaci. Jedynie to, co pokazujecie w czwartej części. Jak budowaliście więc te postaci?
Shamier: W scenariuszu "Johna Wicka 4" było oczywiście najwięcej scen akcji i to te sekwencje zdają się być najważniejsze. Ale angażując się w ten projekt i budując swoje postaci musieliśmy mieć holistyczne podejście. Jeśli chodzi o moją rolę, czyli Trackera, to chciałem mieć więcej niż to, co zapisane było w scenariuszu. Co, jeśli Tracker tropi Johna Wicka od samego początku tej franczyzy? Może traktuje poprzednie odsłony niczym filmy dokumentalne i oglądając je, przygotowuje się do ostatecznego starcia, które zostaje pokazane w czwartej części? Reżyser pokochał ten pomysł. Dla mnie było to niezwykle ważne, bo trzymało mnie przy ziemi, gdy otaczały mnie takie legendy jak Hiroyuki, Donnie Yen czy Keanu Reeves.
Hiroyuki Sanada: Gdy Chad Stahelski zadzwonił do mnie z propozycją zagrania dawnego przyjaciela Johna Wicka, pomyślałem sobie: "O mój Boże, wspaniale. Pracowaliśmy razem kilka lat temu". Mogłem przełożyć na ten projekt swoje prawdziwe emocje i naszą chemię, i dzięki temu bardzo łatwo budowało się postać Shimazu. Bardzo dużo czasu poświęciłem przede wszystkim na budowanie relacji z moją filmową córką. Niemal każdego dnia mieliśmy sesje treningowe i głębokie rozmowy, by stworzyć jak najbardziej naturalną relację ojciec-córka.
Najtrudniejsza scena?
Shamier: Dla mnie wszystkie były trudne, ale przede wszystkim starcie jeden na jeden z Keanu w finale. To jest twardy gość, który praktykował na mnie ju-jitsu i kilka innych ruchów, przygwożdżając mnie do ziemi. Parę razy walną mnie tak, że pękła mi warga. Próbowałem mu oddawać ciosy, ale nie chciałem zrobić krzywdy gwieździe "Johna Wicka" i stracić pracy, więc starałem się być ostrożny. Na planie było naprawdę trudno. Najpierw szaleńczy bieg, potem strzelanina, potem musiałem wyskoczyć przez okno i to naprawdę ja wyskakiwałem. Były porozkładane materace, no ale nie dało się ich mieć wszędzie, wiec parę razy zleciałem na ziemię. A Keanu? Ten gość jest nie do zdarcia. Kilka razy przyłapałem się na tym, że jaram się, że Neo z "Matriksa" założył mi nelsona.
Hiroyuki: Dla mnie trudne było nauczenie się stylu "Johna Wicka" tak, by połączyć to z moim własnym. Bardzo trudne były sceny z Donnie’em Yenem. Nasze postaci dorastały razem, są największymi przyjaciółmi, a muszą walczyć między sobą na śmierć i życie. Trzeba było pokazać nie tylko szybką scenę akcji, ale dramat tych postaci. Co czują? Dlaczego nie chcą się pozabijać? Długo rozmawialiśmy z Donnie’em, jak najlepiej przedstawić te sceny, a Chad mógł tylko się przyglądać i bić brawo. Kręciliśmy całe noce, walcząc ze sobą na planie. Nie powiem, że było to trudne. To była zabawa.
Hiroyuki, jesteś legendą. "Ostatni samuraj", "Przysięga", "Mortal Kombat", a ostatnio oglądaliśmy cię w "Bullet Train". Jak na przestrzeni lat zmieniło się twoje podejście do kręcenia scen akcji?
Hiroyuki: Wiesz, zacząłem grać w filmach jako 5-letnie dziecko. Byłem małym, słabym chłopakiem, który zakochał się w hollywoodzkim i europejskim kinie akcji. Podziwiałem aktorów, którzy sami wykonywali kaskaderskie popisy w filmach. Uznałem, że to najlepsze, co można dać widzowi. Zacząłem uczyć się tańczyć, jeździć tyłem na koniu, poznawać sztuki walki, walczyć z mieczem. Żaden ze mnie sportowiec czy wojownik. Jestem przede wszystkim aktorem i był czas w mojej karierze, gdy skupiałem się tylko i wyłącznie na aktorstwie. Ale w wieku 30 lat na dobre postanowiłem połączyć sztuki walki i aktorstwo. Odbija się to na zdrowiu, to jasne, ale jeśli reżyserzy mi na to pozwolą, chcę dalej robić sam wszystkie sceny akcji i popisy kaskaderskie. Aż do samego końca.
"John Wick" ma potężny fandom i zdaniem wielu osób twórcy oddają wielki szacunek kinu akcji i sztukom walki. Reżyser, Chad Stahelski, sam był kiedyś kaskaderem, był np. dublerem Keanu Reevesa w "Matriksie". Jak tak w praktyce wygląda praca z nim przy scenach akcji?
Shamier: Uniwersum Johna Wicka ma swój własny styl. Gun-fu. Jedyny w swoim rodzaju. Chad ma też wyjątkowe podejście do kręcenia scen akcji, bo kręci je w dalekim planie, a to znaczy, że musisz mieć niesamowitą wytrzymałość, by nadążyć za tym, co dzieje się w danej scenie i nakręcić całą sekwencję od początku do końca bez wzięcia oddechu w trakcie cięcia. Może tylko ja tak miałem, bo jestem nowy, ale Chad po nakręceniu sceny brał mnie do monitorów i w zwolnionym tempie odtwarzał sceny, po czym rzucał takie krótkie: "ok", "można lepiej". Stoję zziajany, spocony i wykończony tempem, a on mówi, że mogę to zrobić lepiej.
Hiroyuki: Chad jest świetny w tym, co robi. Wierzysz mu, że jak powie zwykłe "ok", to jest naprawdę dobrze i można kręcić następną scenę.
Słyszałam historie o tym, jak Keanu inspiruje wszystkich na planie, jak ogromny ma wpływ na całą ekipę. To prawda?
Shamier: Oczywiście, że tak. Keanu to najmilszy człowiek na tej planecie. Ale co najważniejsze, to naprawdę ciężko pracujący człowiek. Najbardziej inspiruje jego etyka pracy. Mimo ogromnej popularności, poklasku i dziedzictwa, które już zbudował w Hollywood, gdy pojawia się w pracy, to tak, jakby to był jego pierwszy raz na planie. Jak dziecko w sklepie z cukierkami. Dla mnie, ten tytan kina akcji i w ogóle Hollywood, jest ogromną inspiracją. Ma w sobie dalej taką cząstkę dziecka, które wciąż chce więcej, chce się wykazać i chce się dobrze bawić. To działa na ludzi.
Hiroyuki: To najskromniejsza osoba na planie i poza nim. Jest dobry dla ludzi. Nie zmienił się od wielu lat, co jest wspaniałe. Tym razem jest także producentem "Johna Wicka 4", więc dbał o wszystkich aktorów i całą ekipę filmowców. Był obecny na planie nawet wtedy, gdy nie kręcił swoich scen. Był jak ojciec chrzestny.
Ojciec chrzestny, który miał masę pracy i nikt go nie oszczędzał. Jest pod koniec filmu świetna scena na schodach. Shamier, byłeś przy jej kręceniu. Co tam się działo? Jak wiele razy Keanu zlatywał z tych niekończących się schodów?
Shamier: Kręcenie tej sceny miało trwać trzy dni, a czuć było, jakby mijały trzy tygodnie. Ja pojawiam się dopiero pod koniec tej sekwencji i zanim zobaczycie mnie na ekranie, przez te schody przewinie się cała masa kaskaderów. Nie wyobrażam sobie, jakbym to ja musiał tam z nimi grać, szczególnie wiedząc, jak bardzo Chad Stahelski kocha powtarzać ujęcia. To były prawdziwe paryskie schody i prawdziwe ludzkie kości, które na nich lądowały co chwila. Jeśli będziecie kiedyś w Paryżu, musicie je zobaczyć. To będzie ikoniczne miejsce.
Wywiad odbył się w formule roundtable, w którym uczestniczyli dziennikarze kilku międzynarodowych redakcji.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" omawiamy 95. galę wręczenia Oscarów. Czy werdykt jest słuszny? Kto był największym przegranym? Jakie kreacje gwiazd nas zachwyciły? Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.