'American Beauty' pokolenia nerdów
Dexter żyje na typowym amerykańskim przedmieściu z Mamą, Tatą i siostrą Dee Dee. Ma typowe chłopięce problemy: walczy o uznanie w oczach ojca, nieustannie sprzecza się ze starszą siostrą, znosi mizofobię matki. Przez większość czasu Dexter zajmuje się jednak o wiele ważniejszymi rzeczami. W ukrytym za ścianą laboratorium buduje maszyny czasu, wrota do innych wymiarów, ogromne roboty bojowe i pcha naukę na nowe, niezbadane dotąd tory. Z marnym zazwyczaj skutkiem.
Na pierwszy rzut oka "Laboratorium Dextera" wydaje się po prostu brzydkim serialem animowanym. Nic bardziej mylnego. Scenariusz kipi aż od popkulturowych nawiązań i ciężkawego humoru. Wystarczy zresztą spojrzeć, kto za stworzenie Dextera odpowiada. Serial wymyślił Genndy Tartakovsky, odpowiedzialny również za inne znane tytuły Cartoon Network, "2 głupie psy", "Samuraja Jacka", czy "Wojny klonów". Przy "Laboratorium Dextera" pomagał mu również Craig McCracken ("Atomówki") czy Seth McFarlane ("Family Guy").
19.07.2010 11:32
Serial wręcz kipi od popkulturowych nawiązań. I nie chodzi tylko o to, że w niektórych odcinkach wypatrzeć można postaci wprost wyjęte z "Flinstonów" czy "Jetsonów". Przez serialowe przedmieścia przetacza się cała horda godzillopodobnych potworów i robotów wyjętych z anime, czy maszyn przypominających Gwiazdę śmierci z "Gwiezdnych wojen". Występują tu superbohaterowie, mutanty, monstra z innych wymiarów zagrażające planecie. Serial Tartakovksiego to istny kocioł, do którego scenarzyści wrzucają motywy, czy całe schematy fabularne.
Z tego też powodu "Laboratorium Dextera" to takie "American Beauty" pierwszego pokolenia nerdów wychowanych przez Internet, gry komputerowe i japońskie anime. Zakochanych w technologicznych nowinkach wiecznych chłopców, dla których premiera nowego gadżetu Steve'a Jobbsa jest ważniejsza od jakiegoś tam mundialu. To właśnie ta grupa społeczna zrozumie najlepiej "Laboratorium Dextera" – opowieść o chłopcu, który wycofuje się do świata swoich fantazji, urzeczywistnianych przez nowoczesną naukę i technikę.
Mocno eksploatowany w serialu jest również motyw amerykańskiego przedmieścia. Tata Dextera interesuje się w zasadzie wyłącznie sportem w telewizji i przysmakami Mamy, idealnej amerykańskiej żony, która nigdy nie zdejmuje gumowych rękawiczek i szpilek. Zajęci swoimi sprawami rodzice nie zauważają nie tylko sprzeczek rodzeństwa, ale nawet i wielkich dymiących kraterów – pozostałości po eksperymentach chłopca.
"Laboratorium Dextera" spełniało więc cel dwojaki: z jednej strony bawiło przed telewizorami za pomocą slapstickowego humoru, zręcznego scenariusza i popkulturowych motywów. Z drugiej zaś ukazywało to wszystko z przymrużeniem oka, bez ciężkawego tonu produkcji rozliczających się ze sterylnością amerykańskiego snu. Genndy Tartakovsky wypełnia misję wydaje się że niemożliwą – sprawia, że nieskory do autorefleksji nerd śmieje się sam z siebie.