"Anioł stróż". Świata nie zmieni, ale humor poprawi
Zamiana miejsc, lekcja pokory i Keanu Reeves w roli, której nikt się nie spodziewał. "Anioł stróż" to niskobudżetowa komedia, w której lekki humor miesza się z ambicjami do społecznej diagnozy. Naiwna, ale trudno odmówić jej uroku.
"Anioł stróż" to niskobudżetowa komedia oparta na błyskotliwych dialogach, bez drastycznych scen czy kloacznego humoru – miła jak ciepły koc jesienią, a jednocześnie niegłupia. Fabuła jest prosta, momentami zahacza o banał, ale trudno temu filmowi odmówić wdzięku. Zwłaszcza, że Keanu Reeves jako anioł stróż jest po prostu uroczy, nawet jeśli niektórzy stwierdzą, że to aktorskie "drewno".
Film opowiada historię Arja – skromnego pracownika magazynu, który łapie każdą dorywczą pracę, by zarobić na podstawowe potrzeby, a noce spędza w aucie, bo nie stać go na mieszkanie - który zostaje zauważony przez Gabriela, anioła stróża niskiego stopnia. W wyniku komplikacji anioł zamienia Arja miejscami z Jeffem, bogatym inwestorem. No i tu zaczynają się problemy, bo Arj, który miał zrozumieć, że jego życie jest wiele warte, odkrywa, że woli być bogaty i żyć wygodnie. Tymczasem Jeff pozostawiony w trudnych warunkach materialnych, jest zdeterminowany, by odzyskać swoje życie.
Selma Blair o pierwszych objawach. Nie wiedziała wtedy, że to stwardnienie rozsiane
Z klasycznego motywu o zamianie miejsc twórcy filmu wyłuskali historię, która nie tylko ma widzów bawić, lecz także ma ambicję pokazać jakąś prawdę o współczesności. I rzeczywiście, już samo zauważenie ogromnych nierówności społecznych czy przeróżnych sposobów na wyzyskiwanie pracowników przez korporacje jest nietypowe dla hollywoodzkich komedii.
Seans "Anioła stróża" jest przyjemny. Nie ma tu rubasznych żartów, grania seksualnością czy przemocą. Są za to żarty z niedoli. Twórcy nie wyśmiewają jednak biednych ludzi, ale raczej próbują śmiać się z nimi z ich trudnego losu. Próbują, bo przecież ani reżyser, scenarzysta i odtwórca głównej roli Aziz Ansari, ani jego ekranowi towarzysze: Seth Rogen i Keanu Reeves, do biednych nie należą. Może właśnie dlatego wymowa filmu jest tak naiwna, a problemy, o jakich próbuje opowiadać, mocno spłycone.
Wizja tego, że bogaci zrozumieją, że nie zawdzięczają swojego bogactwa samym sobie, a biedni zaczną się samoorganizować, by walczyć o swoje, jest mocno naiwna. Żyjemy w końcu w świecie, w którym wciska nam się na każdym kroku, że "bieda to stan umysłu" i wystarczy być pracowitym, by zdobyć bogactwo. Trzeba jednak przyznać, że "Anioła stróża", mimo uproszczeń i płytkiego przesłania, ogląda się dobrze. I warto docenić, że ten film przynajmniej próbuje nie unikać realnych problemów.