Pech nie opuszcza 62-letniej Anny Dymnej. Za każdym razem, kiedy aktorka wreszcie wyjdzie zwycięsko z walki z jednym nieszczęściem, zaraz musi zmagać się z kolejnym.
Pech nie opuszcza 62-letniej Anny Dymnej. Za każdym razem, kiedy aktorka wreszcie wyjdzie zwycięsko z walki z jednym nieszczęściem, zaraz musi zmagać się z kolejnym. Nic dziwnego, że już w młodości piękna gwiazda zdobyła przydomek „najbardziej pechowej seksbomby PRL-u”.
''Hańba!''
Dlaczego aktorka stała się celem ataków? Osoby z jej otoczenia twierdzą, że to wszystko ma związek z aferą w krakowskim Starym Teatrze.
Jan Klata, który niedawno objął stanowisko dyrektora, wprowadził w repertuarze kontrowersyjne dla wielu zmiany. Prawdziwe zamieszanie wywołał spektakl „Do Damaszku”; część publiczności zbulwersowała scena, w której aktorzy, choć ubrani, odgrywają stosunek seksualny.
* Przedstawienie przerwano*, kiedy widzowie zaczęli wykrzykiwać „hańba!”.
Legendarny pech
Anna Dymna nie występuje w „Do Damaszku”, jedynie przed spektaklem prosi widzów o zachowanie spokoju i nieprzerywanie aktorom. Czy to naprawdę wystarczyło, żeby cała agresja skupiła się właśnie na niej?
Najwyraźniej aktorka znowu cierpi z powodu swojego legendarnego pecha – tym bardziej że, jak donosi Na żywo, sama jest przeciwna zmianom, jakie wprowadził w teatrze Klata, i zrezygnowała nawet z udziału w spektaklu „Nie-Boska komedia”, który godził w jej uczucia patriotyczne.
''Nie będę brała w tym udziału''
Pojawiają się plotki, że aktorka myśli już nawet o odejściu z teatru.
- Ania jest tak zmęczona tą aferą, że chciała już nawet odejść z teatru na zasłużoną emeryturę, ale dyrektor nie chciał nawet o tym słyszeć – twierdzi informator Na żywo. Dymna, w wywiadzie dla radia RMF, mówiła zaś:
- To, co się dzieje wokół Starego Teatru, to jest medialny magiel. Każde słowo zmienia się w kamień, którym ktoś kogoś chce zabić. Nie będę brała w tym udziału.
Wielki pożar
Najwyraźniej los wciąż rzuca aktorce kłody pod nogi i nie pozwala zbyt długo cieszyć się spokojem. Już od kilkudziesięciu lat Dymna musi zmagać się z prawdziwą lawiną nieszczęść.
Wszystko zaczęło się w latach 70., kiedy młodziutka gwiazda poznała Wiesława Dymnego, „miłość jej życia”. W 1977 roku spłonęło ich mieszkanie, a Dymny tylko cudem uszedł z życiem. Wezwane na miejsce zdarzenia służby porządkowe zamiast pomóc – zrabowały to, co ocalało z pożaru.
Tajemnicza śmierć męża
Kilka miesięcy później aktorka, martwiąc się, dlaczego mąż nie odbiera telefonu, wróciła do domu i znalazła Dymnego leżącego na podłodze w kuchni. Oficjalnie stwierdzono, że mężczyzna (znany z rozrywkowego stylu życia) zmarł na serce (więcej o tym tajemniczym zgonie tutaj)
.
Choć zrozpaczona wdowa, która nigdy nie uwierzyła w te wyjaśnienia, nalegała, by przeprowadzono dodatkowe śledztwo, sprawę błyskawicznie zamknięto.
Poważny wypadek
Kiedy aktorce udało się już wyjść z depresji po śmierci ukochanego, nie wiedziała, że wkrótce to jej życie będzie poważnie zagrożone. W drodze na plan filmowy Dymna miała poważny wypadek samochodowy. Trafiła do szpitala, a lekarze twierdzili, że nawet jeśli wyzdrowieje, prawdopodobnie nie będzie mogła chodzić.
Dymna zdecydowała się na długą rehabilitację i udowodniła specjalistom, że się mylili.
''Kompleks pecha''
To nie koniec – aktorka przyznaje, że ma „kompleks pecha” i jest częstym gościem w szpitalu; wyznaje, że chyba każda jej kończyna znalazła się w gipsie przynajmniej raz.
- Pan Bóg ciągle trąca mnie paluchem, tylko nie mówi, czego ode mnie chce – śmiała się w jednym z wywiadów. - Umieram ze strachu w samochodzie, windzie, tramwaju, samolocie. Kiedy wchodzę do garderoby, moi koledzy wzdychają z ulgą, że karetka, której sygnał właśnie słyszeli, nie jechała po mnie.
''Muszę spłacić swój dług''
To wszystko sprawiło, że Dymna postanowiła zmienić swoje życie. Wielokrotnie była zależna od innych, licząc na ich wsparcie, i teraz sama chciałaby spłacić ten „dług”, nieść pomoc potrzebującym. Założyła fundację Mimo wszystko, która działa na rzecz chorych i niepełnosprawnych.
- Pomagam nie z poczucia obowiązku, ile z przekonania, że muszę spłacić swój dług – mówiła.
(sm/mn)