Anna Milewska i Andrzej Zawada: wybaczali sobie wszystko

Anna Milewska i Andrzej Zawada: wybaczali sobie wszystko
Źródło zdjęć: © AKPA

Pozornie nic ich nie łączyło. Ale mimo to Anna Milewska i Andrzej Zawada przez całe lata uchodzili za świetnie dobraną parę. Wybaczali sobie wszystko – nawet częste „skoki w bok”. Wspominali, że zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia.

Pozornie nic ich nie łączyło. Ale mimo to Anna Milewska i Andrzej Zawada przez całe lata uchodzili za świetnie dobraną parę. Wybaczali sobie wszystko – nawet częste „skoki w bok”. Wspominali, że zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia.

Ona była aktorką, wrażliwą poetką zakochaną w sztuce. On zaś pionierem himalaizmu, który podczas wspinaczek nie bał się nawet najtrudniejszych warunków.

Połączyła ich właśnie miłość do gór i od tamtej pory Milewska dzieliła swój czas między teatr a wyprawy, które tak uwielbiał jej mąż. Rozdzieliła ich dopiero jego śmierć.


1 / 6

Za namową przyjaciółki

Obraz
© EastNews

Anna Milewska przyszła na świat 21 lutego 1931 roku w Warszawie. Wcześniej nie myślała o aktorskiej karierze. Po maturze zaczęła studiować historię sztuki, a później dostała pracę w Muzeum Narodowym.

To przyjaciółka, która dostrzegła jej talent, namówiła Milewską, by spróbowała swoich sił w szkole teatralnej. Miała rację.

Milewska poradziła sobie świetnie, a po ukończeniu uczelni natychmiast zaangażowano ją w teatrze. Wkrótce trafiła też na plan filmowy.

2 / 6

''Zawada: tak się będę nazywała''

Obraz
© Czesław Czapliński/Fotonova/ Eastnews

Swojego przyszłego męża, Andrzeja Zawadę (na zdjęciu), poznała na spotkaniu Klubu Wysokogórskiego w Zakopanem.

- Po schodach, w smudze światła z otwartych drzwi schodził ku nam chłopak – wysoki, smukły. Nogi się pode mną ugięły. Dobrze, że siedzę – pomyślałam – bo chyba bym upadła. Ogarnęło mnie gwałtowne uczucie słodkiej drętwoty. Tak, to był Ten, na którego czekałam, na jakiego czekają w swych wyobrażeniach o mężczyźnie dziewczyny. Szedł ku mnie. Nie wiedziałam, kim jest, jak się nazywa, co robi, nie widziałam go nigdy przedtem. Podszedł do naszej grupy, witając się ze znajomymi. Mnie się przedstawił: Andrzej Zawada. Zawada: tak się będę nazywała – przeleciało mi przez głowę – to brzmi trochę jak pseudonim teatralny – pisała o ich pierwszym spotkaniu w książce „Życie z Zawadą”.

3 / 6

Czekała na ślub dziesięć lat

Obraz
© EastNews

Zawada szybko odwzajemnił jej uczucie.

– Swoją żonę Annę poznałem w górach, ona mnie rozumie i czeka. Podziwiam ją i kocham za jej tolerancję i cierpliwość. Bez jej wsparcia nie zdołałbym zrealizować większości moich planów – mówił z zachwytem o swojej wybrance.

Poznali się we wrześniu 1953 roku. Dziesięć lat później wzięli ślub.

- Przez te dziesięć lat zmieniliśmy oboje, każde swoją drogą, kierunki życiowe i zawodowe, przebyliśmy wiele wahań i rozterek, ale miłość trwała, trzymała nas w swym uścisku – wspominała w swojej książce.

4 / 6

''Żona marynarza''

Obraz
© EastNews

Od początku wiedziała, że ma rywalkę, której nie będzie w stanie pokonać. Góry. Ale też nigdy nie zamierzała stanąć na drodze jego pasji. Nigdy nie narzekała i poświęcała się wówczas swojej karierze.

- Ja jechałam w jedną stronę - mąż w drugą. On wracał z gór, a mnie nie było w domu, bo wyjechałam z teatrem w kolejną podróż zagraniczną – opowiadała w „Gazecie Pomorskiej” i śmiała się, że była niczym „żona marynarza”.

- Spotkanie było odnalezieniem się, samą radością. No dobrze, nie tylko samą, nie było tak idealnie. Były też zadziory, jak w każdym związku, małżeństwie.

5 / 6

Nie chciał oglądać jej na scenie

Obraz
© AKPA

Milewska chętnie wyruszała z mężem w góry; chciała wraz z nim dzielić jego pasję i spędzić z ukochanym więcej czasu. Zawada nie miał tyle zrozumienia dla jej pracy.

- Był ze mnie bardzo dumny, ale nie znosił chodzić na moje premiery, strasznie się denerwował– wspominała w „Gazecie Pomorskiej”.

- Zaprosiłam go na mówi dyplom w szkole teatralnej, w krakowskim Barbakanie. Biegałam po krużganku mówiąc: "Cóż za hałasy w domu moim". Mąż przyznał się później, że odetchnął, bo nie straciłam głosu, nie potknęłam, nie spadłam. Były to dla niego tak wielkie przeżycia, że powiedział, iż na premiery chodzić nie będzie. Może później, jak spektakl się "uładzi".

6 / 6

Skoki w bok

Obraz
© AKPA

W ich związku zdarzały się też nieporozumienia. Milewska wyznawała, że często romansowali z innymi – ale potem zawsze wracali do siebie.

– Byłam pewna swoich i jego uczuć. Nawet trochę współczułam jego adoratorkom. Były na pozycji z góry przegranej* – pisała w „Życiu z Zawadą”. *– Andrzej miał swe wielkie „uwielbienia”: góry i kobiety.

Tłumaczyła, że mężowi należy się wolność.

– Dlaczego mam go trzymać kurczowo dla siebie? Chciałam dla niego szczęścia, a był szczęśliwy i kochał mnie – wszystko inne stawało się nieistotne, nie mogło nam zagrozić. Ja byłam tą pierwszą, jedyną! I tak zostało do końca* – twierdziła. Sama zresztą też szukała „przygód”. *- Moi naprawdę nieliczni partnerzy byli żonaci i obustronnie nie dążyliśmy do wzajemnych zobowiązań.

Nic nie było w stanie ich poróżnić. Rozdzieliła ich dopiero jego śmierć – Zawada zmarł 21 sierpnia 2000 roku na raka trzustki. Milewska czuwała przy jego łóżku.

– Zakończyło się nasze wspólne życie, ale nie zakończyła się miłość – pisała. (sm/gk)

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (36)