Anton LaVey: Okrzyknięto go "czarnym papieżem". Wszystko, co o nim wiecie, okazało się bujdą
Miał grać szatana w "Dziecku Rosmary", doradzać Polańskiemu, romansować z Marylin Monroe i mieć setki tysięcy wyznawców. Wszystko okazało się blagą.
03.08.2019 | aktual.: 05.08.2019 12:04
Nakładem American Genre Film Archive właśnie ukazał się cyfrowo odrestaurowany film "Satanis: The Devil's Mass" (1970).
Dokument Raya Laurenta opowiada o Kościele Szatana, założonym w latach 60. przez brylującego wśród kalifornijskiej bohemy Antona Szandora LaVeya
Kim był Anton LaVey? Cóż, łatwiej powiedzieć, kim nie był.
Dzieciństwo wyssane palca
Latami wciskał wszystkim następującą wersję swojej młodości.
Przyszedł na świat 11 kwietnia 1930 r. jako Anton Szandor LaVey. W arkana ciemnych mocy wprowadziła go babcia, Cyganka z Transylwanii.
W 1945 r. odbył z wujem podróż do zrujnowanych wojną Niemiec. Tam zobaczył nagrane na taśmie rytuały "loży satanistycznej", które opisał w 1972 r. w książce "The Satanic Rituals".
Jako 15-latek grał na oboju w San Francisco Ballet Orchestra, co czyniło go najmłodszym muzykiem w historii tej grupy. W 1947 r. uciekł razem z cyrkiem i pracował jako poskramiacz lwów.
Mając 18 lat grał na organach w burlesce Mayan, gdzie poznał młodą striptizerkę Marylin Monroe. Skończyli w łóżku.
Pracując jako fotograf policyjny w San Francisco, poznał "dziką naturę ludzkości" i stopniowo zaczął przechodzić "na ciemną stronę".
Sprawdzam
Jedyną rzeczą, której "czarny papież" nie sfałszował, była data urodzenia.
Naprawdę nazywał się Howard Stanton Levey i przyszedł na świat w Chicago w rodzinie węgierskich Żydów. Jego babcia pochodziła z Ukrainy i w życiu nie była w ojczyźnie hrabiego Draculi.
LaVey nigdy nie odwiedził Niemiec. Cały rok 1945 spędził na kalifornijskich przedmieściach, a jego wuj za kratkami – był powiązany z gangiem Ala Capone.
"Staroniemieckie rytuały" to nic innego jak streszczenie fragmentów "Wyspy doktora Moreau" H.G. Wellesa i krótkiego opowiadania "The Hounds of Tindalos" Franka Belknapa.
Nie mógł też grać w orkiestrze, bo zespół o takiej nazwie nie istniał. Dokumenty milczą też o pracy w cyrku, a Mayan Theater nigdy nie zajmowało się burleską.
Przeczytaj też: Londyńska sodoma i gomora. Tu gwiazdy sunęły na czworakach
Romans z Marylin? Pomijając fakt, że nie była striptizerką, gwiazda "Półżartem, półserio" nie spotkała go ani razu. Potwierdzili to jej agent i biograf.
Na liście płac policji San Francisco ani wcześniej, ani później nie figurował nikt o takim nazwisku.
Ale prawda nikogo nie rajcowała. I nie dało się jej dobrze sprzedać.
Wyczuł modę
Legenda głosi, że powołał Kościół Satanistyczny w burzliwą noc z 30 kwietnia na 1 maja 1966 r., czyli Noc Walpurgi.
Kłamał. Sektę założył wraz z żoną pod koniec roku i to z czysto przyziemnych pobudek: z jego wykładów na temat zjawisk paranormalnych nie dało się utrzymać rodziny.
Z ogoloną głową - po latach wyszło, że nie był to wynik rytuału, a przegranego zakładu - już ze zmienionym nazwiskiem i diaboliczną bródką szybko znalazł poklask.
W 1969 r. wydał "Biblię Szatana". Dowodził w niej, że piekło i niebo nie istnieją, a światem rządzi szatan, będący mroczną emanacją natury.
Zdaniem LaVeya człowiek powinien żyć pełnią życia, kochać tylko tych, którzy na miłość zasługują, a szkodzić nieprzyjaciołom, zaspokajać pragnienia, zamiast je tłumić.
Jak łatwo się domyślić, że "Biblia" LaVeya to bezczelny plagiat kilku obskurnych książek i pism okultystycznych. Ale jej autor trafił na podatny grunt.
Przełom lat 60. i 70. w USA był czasem duchowych poszukiwań dla wielu Amerykanów. Zwłaszcza w Kalifornii.
Religia celebrytów
Anton skupił wokół siebie lokalną bohemę - intelektualistów, zblazowaną młodzież z dobrych domów, artystów i kilka gwiazd. Chełpił się, że w szczytowym okresie jego Kościół miał setki tysięcy wyznawców. Ich liczba nigdy nie przekroczyła 300 osób.
O "czarnym papieżu", jak zaczęto go nazywać, mówiło się coraz chętniej i głośniej. Pisały o nim największe gazety z "Newsweekiem" i "Time'em" na czele.
Furorę robiły kolejne wywiady, reportaże i sesje zdjęciowe w pomalowanej na czarno willi znajdującej się przy 6114 California Street. Tam odprawiano rytuały i czarne msze – jak słynny "chrzest" jego 3-letniej córki.
LaVey utrzymywał, że kupił nieruchomość, bo wcześniej znajdował się w niej dom publiczny, pełen sekretnych przejść i korytarzy. Naprawdę willa należała do jego rodziców i nie wiązała się z nią żadna grubsza historia.
Satanizm, którego symbolem stały się odwrócony pentagram i łeb kozła, zaczęło nazywać "religią celebrytów". A LaVey skwapliwie to wykorzystywał, rozpuszczając kolejne plotki na swój temat.
Hollywoodzka bujda
Najsłynniejsze to romans z seksbombą Jane Mansfield i jego udział w "Dziecku Rosemary" jako konsultanta i odtwórcy szatana gwałcącego tytułową bohaterkę.
Obie historie były wyssane z palca, choć Mansfield rzeczywiście prowadzała się z Antonem i była nazywana kapłanką Kościoła. LaVey przekonywał też, że jej śmierć w wypadku drogowym spowodowała jego klątwa.
Odnośnie kultowego horroru wątpliwości rozwiał producent Gene Gutowski: LaVey nigdy nie był na planie i nikt nie podpisywał z nim umowy.
Jedyne, co łączyło go z Romanem Polańskim, to fakt, że jedna z członkiń Kościoła, Susan Atkins, należała później do grupy Charlesa Mansona. Skazano ją za współudział w słynnym morderstwie z 1969 r.
Biznes jak każdy inny
LaVey nigdy nie ukrywał, że związki wyznaniowe to po prostu biznes.
Każdy z członków płacił składki, a do kieszeni guru wpadały datki od bogatych znajomych. Dochodziły też tantiemy za kolejne książki i płyty, choć w latach 80. jego sława przygasła.
Anton mógł w spokoju zajmować się swoimi pasjami: kolekcjonował m.in. obrazy i broń. Hodował też lwa, którego musiał oddać po oskarżeniach o znęcanie.
Nie był jednak milionerem, jak oczywiście utrzymywał. Nie miał klasztoru we Włoszech, jachtu ani zamku we Francji. Jedynym majątkiem, jaki posiadał pod koniec życia, było pół domu rodziców. Był praktycznie spłukany.
Zmarł 29 października 1997 r. na zapalenie płuc. W katolickim szpitalu.
- Jestem zaj...stym kłamcą. Przez większość mojego dorosłego życia nazywali mnie szarlatanem i oszustem. Cóż, to chyba sprawia, że jestem najbliżej tego, czym jest diabeł - pisał w 1991 r.
Akurat tu wyjątkowo nie mijał się z prawdą.