''Bokser'': Anna Przybylska - Filmowa żona polskiego boksera
Rozumiem Ewę w jej wyborach – tak o swojej roli mówi *Anna Przybylska, kreująca postać Ewy, żony Przemka, w filmie „Bokser” z cyklu „Prawdziwe historie”. Premiera filmu na antenie TVN już w niedzielę, 8 kwietnia o godzinie 22.00.*
30.03.2012 19:05
* TVN: „Bokser” to film inspirowany życiem Przemysława Salety i jego rodziny. Czy miała Pani okazję konsultować się z Panią Ewą Pacułą na jakimś etapie prac nad filmem?*
Anna Przybylska: Jeszcze w czasie przygotowań doszliśmy z reżyserem do wniosku, że nie ma sensu robić filmu o Przemku Salecie i Ewie Pacule. To miał być obraz o jakimś Przemku i jakiejś Ewie. Oczywiście inspiracją scenariusza i „Boksera” są losy tej konkretnej dwójki ludzi, ale nam zależało na pokazaniu uniwersalności tej historii, opowiedzeniu 10 lat z życia pewnej pary. Ewę Pacułę i Przemka Saletę poznałam, ale nie toczyliśmy żadnych rozmów na temat mojej roli czy sposobu, w jaki powinnam grać. Zresztą, jak wspomniałam, mieliśmy z twórcami filmu zupełnie inne założenie już na początku prac nad „Bokserem”.
Pewnych podobieństw między Panią, a filmową Ewą można się jednak dopatrywać…
Faktycznie i macierzyństwo, i to, że jestem związana ze sportowcem same nasuwają się jako analogie. Co prawda ja postępuję inaczej niż moja bohaterka – wyjeżdżam tam, gdzie mój partner podpisuje kontrakty, Ewa zdecydowała się na rozłąkę. Mimo rozbieżności w wyborach, w tym, że ja grając Ewę miałam dwójkę dzieci, a moja bohaterka jedno, na pewno łatwiej mi było zrozumieć ją jako kobietę, wyobrazić sobie jej myśli, odczucia. Związek ze sportowcem nie jest łatwy szczególnie dla kobiety, która też ma ambicje i chce się rozwijać, odnosić sukcesy w swoim zawodzie. Na tym się skupiałam najbardziej.
Czyli jest to tak naprawdę film o miłości?
W pewnym stopniu na pewno, ale przede wszystkim jest to film o dziesięciu latach z życia ludzi, którzy się kochają, którzy chcą spełnić swoje ambicje zawodowe. To naprawdę interesująca historia, którą przeżywa każdy z nas – rozterki, problemy, wybory, które mają bohaterowie filmu mogą spotkać każdą parę. Tak naprawdę jest to film wielowymiarowy – mamy tutaj romantyczną historię miłości, dramat związany z chorobą dziecka, rozterki w związku z wyborem rodzina czy kariera. To film o ludziach, którzy, tak jak wszyscy, chcieli dla siebie jak najlepiej. Dzisiaj trudno jest zrozumieć młodym ludziom, że w obecnych czasach zrobienie kariery jest o wiele prostsze niż było dwadzieścia lat temu. Wtedy wyjazd z kraju nie był taki bezproblemowy, nie było Internetu, więc wyjazd oznaczał całkowitą rozłąkę z bliskimi – osiągnięcie jakichkolwiek sukcesów na świecie – a takie i Ewa, i Przemek osiągali – wiązało się z wieloma wyrzeczeniami.
Jak ocenia Pani Szymona Bobrowskiego w roli Przemka?
Szymon zrobił coś rewelacyjnego – dla roli bardzo schudł, przeszedł ciężki trening, a formę udało mu się utrzymać przez cały film. Chociaż nie byłam na planie, kiedy nagrywane były sceny walk, w których brał udział, od osób z ekipy dostawałam smsy z wyrazami uznania dla jego pracy. Szymon jest profesjonalistą w każdym calu – jest świetnym aktorem, który jest lubiany przez kolegów i ekipy filmowe. „Bokser” to drugi film, w którym miałam okazję występować u jego boku, za każdym razem jest to dla mnie niezwykłe przeżycie. Wydaje mi się, że osoba Szymona, jego przemiana fizyczna, na jaką się zdecydował dla tego filmu mogą być dodatkowymi argumentami dla widzów, że warto „Boksera” obejrzeć.
Skoro wspomina Pani o zmianie Szymona Bobrowskiego, nie mogę nie odnieść się do przemiany, jaką w filmie przechodzi grany przez niego bohater. A jak to jest w przypadku Ewy?
Chciałabym mieć w sobie taką mądrość, postawę i siłę, jaką ma w sobie moja bohaterka. W trakcie tych dziesięciu lat, które pokazujemy w filmie Ewa bardzo dojrzewa. Poznajemy ją jako młodą, wiecznie uśmiechniętą, zakochaną po uszy dziewczynę. Chociaż na początku udaje im się tak organizować wspólne życie i opiekę nad dzieckiem, że oboje mogą robić karierę, wyjeżdżać, potem to właśnie ona rezygnuje z pracy. I wtedy staje się twardą, bardzo silną, mocno stąpającą po ziemi kobietą. Kobietą, która potrafi zrezygnować ze swoich ambicji dla chorego dziecka. Choroba córki jest początkiem problemów, jakie spotykają naszych bohaterów. Ewa jest w domu, jeździ po lekarzach, wozi córkę do szpitala, a jej męża nie ma obok. A w życiu już tak jest, że kiedy psują się relacje między dwojgiem ludzi często pojawia się ktoś trzeci. Tutaj jest podobnie – u boku Przemka pojawia się inna kobieta i małżeństwo się kończy. Ona przechodzi przemianę, ale ta przemiana nie zmienia jej z głupiutkiej, naiwnej dziewczynki w jakąś super
kobietę. Ewa z konkretnej, silnej kobiety staje się jeszcze bardziej zdeterminowana, dojrzała. To jest przemiana, która jeszcze bardziej ją wzmacnia. Co więcej, chociaż została zdradzona, widać, że cały czas kocha byłego męża i chociaż jest to dla niej trudne, w końcu nawet akceptuje jego nową partnerkę. Poza tym Ewa zmienia się też fizycznie. Pokazaliśmy 10 lat życia kobiety, miałam kilka różnych charakteryzacji – modelki, ciążową, włosy krótkie, byłam mamą dojrzałą, mamą spracowaną – tych przemian było bardzo dużo.
Zdjęcia kręciliście w Krakowie. Pani dzieci towarzyszyły Pani na planie?
Nie. To był rok szkolny, moja córka była w drugiej klasie więc musiała chodzić do szkoły. W ogóle uważam, że przesiadywanie dzieci na planie jest bezcelowe. To jest tak naprawdę siedzenie i czekanie, kiedy rodzic-aktor skończy scenę. Oczywiście w jakiś weekend dzieci do mnie przyjechały, ale było to bardziej na zasadzie wycieczki do Krakowa, zobaczenia tego pięknego miasta, nie towarzyszenia mi w pracy.
„Prawdziwe historie” to powrót do tradycji polskiego filmu telewizyjnego. Według Pani to dobra droga?
Oczywiście, że tak. Umówmy się – zdecydowanie mniejsza liczba ludzi chodzi do kina niż ogląda telewizję. Szczególnie polskie filmy są przez Polaków pacyfikowane wobec tego dotarcie z dobrym filmem do dużej rzeszy widzów właśnie poprzez produkcję dedykowaną dla telewizji jest jak najbardziej słuszne. Nieważne, czy film robiony jest dla telewizji czy na duży ekran, jeśli jest dobry, trzeba go zobaczyć. A „Bokser” takim filmem jest, jest po prostu genialny. Dobrze dla polskiej telewizji i dla polskiego widza byłoby gdyby w ślad za TVN poszły inne telewizje, aby tego typu filmów było coraz więcej.
Zdjęcia do filmu skończyły się jakiś czas temu. Patrząc z perspektywy, jak Pani wspomina plan „Boksera”?
Na pewno są to same dobre wspomnienia. Po pierwsze – byłam wtedy kompletnie inna Pamiętam na przykład sceny w szpitalu, gdzie na korytarzach mijały mnie kobiety z wielkimi brzuchami, a ja myślałam sobie „Boże, jak dobrze, że mam to już za sobą”. Ze śmiechem wspominam też scenę porodu – bardzo realną zresztą, z prawdziwymi położnymi, które mnie świetnie reżyserowały – „Kochana, tu bardziej musisz tak, tutaj krzycz….” Mam poczucie, że ta scena wyszła bardzo realnie. Z resztą, jak się okazało, trochę wykrakałam tym filmem swoją trzecią ciążę (śmiech). To jest takie pierwsze wspomnienie, które przychodzi mi na myśl o filmie.
Jeśli chodzi o jakieś bardziej ogólne czy zawodowe odczucia to bardzo się cieszę, że wzięłam udział w tym projekcie, bo dostałam ogromną szansę zagrania roli, o której aktorka może powiedzieć, że naprawdę była wyzwaniem, że dała szansę się wykazać i „wygrać”.