Ponad sto lat po wielkim trzęsieniu ziemi w San Francisco, Kalifornię ponownie nawiedził kataklizm. Tym razem jednak tylko na dużym ekranie. Destrukcja najbogatszego stanu w USA bardzo spodobała się widzom. Katastroficzna produkcja *"San Andreas" podczas premierowego weekendu zarobiła ponad 50 milionów dolarów.*
Z uskokiem transformacyjnym San Andreas, który przebiega przez zachodnią i południową Kalifornię, wiąże się kilka dramatycznych wydarzeń w historii Ameryki. Najgłośniejsze, a na pewno najlepiej udokumentowane, miało miejsce w 1906 roku. Trzęsienie ziemi, które nawiedziło wówczas San Francisco zniszczyło zabudowę miasta w 75 proc. Hollywoodzcy filmowcy wielokrotnie nawiązywali do tego zdarzenia, zaś uskok San Andreas odegrał kluczową rolę w jednaj z najsłynniejszych katastroficznych produkcji "Trzęsienie ziemi" z 1974 roku. W filmie tym specjaliści od efektów specjalnych zniszczyli tylko Los Angeles (za co otrzymali Oscara). Teraz przyszedł czas na całą Kalifornię.
Co ciekawe, z filmem "San Andreas" nie wiązano wielkich nadziei. Przynajmniej w Stanach. Mimo dużego budżetu sięgającego 110 milionów dolarów, spodziewano się otwarcia w granicach 30 milionów dolarów, a końcowych wpływów w okolicach 80 milionów dolarów. Większe pieniądze katastroficzna produkcja miała gromadzić na rynku zewnętrznym. Tymczasem w ciągu trzech pierwszych dni wyświetlania „San Andreas” zarobił w Ameryce 53,2 miliona dolarów (pierwsza pozycja w tym tygodniu).
Sukces „San Andreas” w pierwszej kolejności zapisany został na konto Dwayne’a Johnsona, któremu w końcu udało się dobrze sprzedać oryginalny pomysł. Do tej pory The Rock był specjalistą od „wskakiwania” do popularnych serii. Wszystko zaczęło się od drugiej części „Mumii”, później był sequel „Journey” (polski tytuł „Podróż na tajemniczą Wyspę) oraz kontynuacja „G.I. Joe”. W międzyczasie bohater kina akcji wystąpił w piątej, szóstej i siódmej części „Szybkich i wściekłych”. Mając dość dziwny dorobek na koncie, sukces „San Andreas” musi go na pewno cieszyć.
Drugą nowością minionego weekendu była komedia romantyczna "Witamy na Hawajach". Rezultat otwarcia słaby. Obraz Camerona Crowe zebrał jedynie 10 milionów dolarów (szósta pozycja). Nie pomogła gwiazdorska obsada – Bradley Cooper, Emma Stone, Rachel McAdams oraz Bill Murray i Alec Baldwin.
Rozczarowanie jest duże, gdyż sądzono, że pozycja Bradleya Coopera jest na tyle mocna, że może on świetnie sprzedać także i słabszy film (recenzji romantyczna komedia rzeczywiście nie zbiera dobrych). Przypomnijmy, że poprzedni film z Cooperem okazał się największym przebojem pośród tytułów wprowadzonych do amerykańskich kin w 2014 roku. „Snajper” – bo o nim mowa – zarobił w Stanach aż 350 milionów dolarów (mimo premiery na rynku kina domowego wciąż jest jeszcze wyświetlany na dużym ekranie). Na przestrzeni ostatnich dwóch lat Bradley Cooper zagrał jeszcze w takich przebojach jak „American Hustle” (150,1 miliona dolarów w USA), „Kac Vegas III” (112,2 miliona) oraz „Poradnik pozytywnego myślenia” (132,1 miliona dolarów). Plus trzy aktorskie nominacje do Oscara i jedna adresowana do producentów.
Do porażki najnowszego filmu z Cooperem na pewno przyczynił się „Pitch Perfect 2”, który niespodziewanie stał się potężnym przebojem i na pewien czas zaspokoił filmowe potrzeby żeńskiej widowni. Komedia z Anną Kendrick za oceanem zarobiła już 147,7 miliona dolarów (przy budżecie wynoszącym zaledwie 29 milionów). W czasie minionego weekendu „Pitch Perfect 2” zebrał 14,4 miliona dolarów (druga pozycja).
W tym roku letni sezon w amerykańskich kinach jest bardzo nierówny. W maju mieliśmy tyle samo przebojów, co finansowych porażek. Klapą okazała się na przykład "Kraina jutra", która w tym tygodniu – podczas drugiego weekendu wyświetlania – zanotowała aż 58 proc. spadek popularności. Jak na familijną produkcję to bardzo dużo. Film z George’em Clooneyem zgromadził dzisiaj 13,8 miliona dolarów (trzecia pozycja). W sumie projekt, który pochłonął 190 milionów dolarów, w ciągu 10 dni zarobił w Stanach Zjednoczonych skromne 63,2 miliona dolarów.
Tymczasem do czołowej dziesiątki największych przebojów wszech czasów w amerykańskich kinach (w klasyfikacji, która nie uwzględnia inflacji) awansował „Avengers: Czas Ultrona".
- "Avatar" (2009) – 760,5 miliona dolarów.
- "Titanic" (1997) – 658,6 miliona dolarów.
- "Avengers" (2012) – 623,4 miliona dolarów.
- "Mroczny rycerz" (2008) – 534,8 miliona dolarów.
- "Gwiezdne wojny: Mroczne widmo" (1999) – 474,5 miliona dolarów.
- "Gwiezdne wojny" (1977) – 461 milionów dolarów.
- "Mroczny Rycerz powstaje" (2012) – 448,1 miliona dolarów.
- "Shrek 2" (2004) – 441,2 miliona dolarów.
- "E.T." (1982) – 435,1 miliona dolarów.
- "Avengers 2" – 427,1 miliona dolarów.
Ekranizacja komiksu wydawnictwa Marvel w czasie minionego weekendu zarobiła 10,9 miliona dolarów (piąta pozycja) po 50 proc. spadku popularności. Na liście przebojów wszech czasów jeszcze poprawi swoje miejsce, ale maksymalnie o trzy pozycje.
Premiery nadchodzącego weekendu: (środa) „Ekipa” – Hollywood śmieje się z Hollywood (to zawsze źle się kończy); (piątek) „Agentka” – komedia z Mellisą McCarthy (towarzyszą jej Jason Statham oraz Jude Law); „Naznaczony: rozdział 3” – horror.