"Boże Ciało": w poszukiwaniu duchowości [RECENZJA]
"Boże Ciało" to seans pełen niespokojnego ducha i podskórnego napięcia. Jan Komasa przenosi nas do wiejskiej krainy, która przez lata funkcjonowała w naszej kulturze jako sielankowa i pełna pozytywnej, nieco naiwnej energii. Tym razem to miejsce tajemnic, niewypowiedzianych żali i skrywanych emocji. Przebrany ksiądz obnaża obłudę i zakłamanie mieszkańców.
Daniel (Bartosz Bielenia) znajduje się w poprawczaku. Wytatuowany, niestroniący od używek, znalazł swoją drogę do Boga. W zakładzie służy do mszy, a jego pragnieniem jest duszpasterska posługa. Niestety, do seminarium nie przyjmą nikogo z wyrokiem. Jego wizja przyszłości musi ulec zmianie.
Los sprawia, że nadarza się niepowtarzalna okazja. Chłopak staje się księdzem Tomaszem i w wiejskiej parafii zastępuje proboszcza. Za dnia w sutannie, wieczorami z papierosem w dłoni i szklaneczką alkoholu. Nie rezygnuje ze starych przyzwyczajeń, a mimo to zostaje najlepszym księdzem, jakiego miała ta społeczność. Nie prawi kazań, ale skutecznie rozdrapuje rany, by każdego zmusić do refleksji nad własnym postępowaniem.
Wybitna kreacja młodego aktora
Bartosz Bielenia kreuje zachwycającą rolę. Jego ksiądz Tomasz jest pełen ułomności, niepowodzeń i złych wyborów, ale przepełniają go dobre intencje i nieoceniona umiejętność słuchania ludzi. Potrafi dotrzeć do sedna problemów, a jego nietypowe metody, po początkowej dezorientacji, przynoszą zaskakujące rezultaty.
Pozwala swoim wiernym wykrzyczeć złość, zadając im trudne pytania podczas spowiedzi. Potrafi dotrzeć do miejscowej młodzieży i nie kryguje się przed szalonymi zachowaniami. Tańczy i śpiewa, dociera do głębi zbolałej duszy i nie daje bezosobowych rad.
Jan Komasa subtelnie uderza w powierzchowną religijność. Beznamiętne klepanie formułek zastępuje bliskością drugiego człowieka, dzięki czemu jego film staje się pochwałą człowieczeństwa i boskiej mocy, która objawia się w niespodziewanych momentach. Tak odważnego, bezkompromisowego i surowego głosu o wierze brakowało w polskim kinie.
Film zachwycił krytyków w Wenecji
"Boże Ciało" jest prowokacyjne i momentami ostre, ale przez to dociera do czegoś głębszego. Nie wyżywa się na prowincjonalnej religijności, nie wyśmiewa ludzkich przywar i ułomności. Reżyser skupia się na wierze, a także na cierpieniu miejscowej społeczności wobec nagłej śmierci szóstki młodych ludzi. Daniel musi poradzić sobie z ich bólem, znaleźć w sobie siłę, by odpowiedzieć na rozpacz i kiełkującą nienawiść wobec winowajcy.
Dzieło Jana Komasy to film głęboko humanistyczny, który w pełni skupia się na wędrówce swoich bohaterów. Daniel mówi: "Nie ważne, skąd jesteś. Ważne, dokąd zmierzasz" i te słowa doskonale opisują jego sytuację. Zbuntowany chłopak z poprawczaka znajduje w sobie siłę, by naprawiać zerwane więzi międzyludzkie.
Mateusz Pacewicz stworzył zniuansowany scenariusz, w którym jest miejsce na powagę, pastisz i dramatyczne momenty. Na ekranie wiele się dzieje, ale nigdy nie mamy wrażenia prowokowania dla samego przekraczania granic.
"Boże Ciało" Jana Komasy filmowym odkryciem
"Boże Ciało" to film zaskakujący i pobudzający. Daje niebywałe pole do dyskusji na temat kryzysu w Kościele, istoty duszpasterstwa i poszukiwania wiary. Oprócz ważnego i zajmującego tematu niesie w sobie ważne filmowe odkrycie.
Bartosz Bielenia to serce całej produkcji. Hipnotyzujące oczy, które stają się zwierciadłem duszy, dają niezapomniany obraz pozostający na długo po seansie. Warto wyjść ze swojej strefy komfortu, by poszukiwać odpowiedzi na trudne pytania o odwagę, religijność i bycie dobrym człowiekiem.
"Boże Ciało" trafi do polskich kin 11 października. Wcześniej będzie można go zobaczyć m.in. na pokazach przedpremierowych od 20-26 września w Kinie pod Baranami w Krakowie.