Bracia Pawłowscy i Teresa Szmigielówna - co ich łączy? Nie tylko talent
Bracia Stefan i Józef Pawłowscy miłość i talent do aktorstwa odziedziczyli po sławnej babci, aktorce Teresie Szmigielównie.
I choć twierdzą, że nigdy nie namawiała ich do obrania takiej ścieżki zawodowej, z czasem okazało się, że na planie filmowym czują się doskonale - oraz odnoszą coraz większe sukcesy.
Stefanowi największą popularność przyniósł serial "O mnie się nie martw", Józef stał się rozpoznawalny po "Mieście 44".
Obaj bracia nie próżnują. Młodszego można był ostatnio zobaczyć w "Wojennych dziewczynach", "Volcie" i serialu "Diagnoza", starszy pojawił się zaś w "Niani w wielkim mieście", a obecnie pracuje na planie drugiego sezonu serialu "Belfer".
Bolesny rozwód
Teresa Szmigielówna była piękna i piekielnie zdolna, a przy tym nad wyraz skromna. Nigdy nie rozpychała się łokciami i nie walczyła o swoje. Nie zabiegała o to, by jej nazwisko widniało na pierwszych stronach gazet. Satysfakcję dawała jej dobrze wykonana praca, o rozgłos i nagrody nigdy nie dbała.
Chociaż mężczyźni za nią szaleli i mogłaby przebierać w kandydatach, ona oddała serce Jerzemu Pawłowskiemu, mistrzowi świata w szermierce, którego poznała w połowie lat 50. Szybko się pobrali i wkrótce na świat przyszedł ich syn Piotr.
Z czasem jednak okazało się, że coraz mniej ich łączy, a dzieli niemal wszystko. Drogi małżonków wkrótce zaczęły się rozchodzić, a rozstanie było już tylko kwestią czasu.
- To małżeństwo trwało krótko: bardzo się różnili - mówił w jednym z wywiadów ich znajomy, aktor Witold Sadowy. - Rozwiedli się po kilku latach. Pawłowski znów się ożenił, Teresa pozostała sama.
"Syn zdrajcy"
Rozstanie z mężem było dla Szmigielówny ogromnym ciosem. Lecz wkrótce nadszedł kolejny, jeszcze bardziej bolesny. W 1975 r. wybuchł skandal - Jerzego Pawłowskiego oskarżono o szpiegowanie dla CIA i skazano na 25 lat więzienia. Aktorka się załamała. Nagle znalazła się w centrum uwagi, martwiła się, że spotkają ją represje. Obawiała się też, że Piotr będzie traktowany jako "syn zdrajcy”. Już wkrótce okazało się, że te najgorsze scenariusze miały się spełnić.
- Nasz syn świetnie rysował, chciał studiować na Akademii Sztuk Pięknych. Nazwisko Pawłowski od razu go jednak dyskwalifikowało - opowiadała w "Życiu na gorąco”. - W stanie wojennym Piotrek trafił do karnej kompanii Ludowego Wojska Polskiego. To było koszmarne przeżycie, ale nie ma co rozpamiętywać i rozdrapywać starych ran. Najważniejsze, że poradził sobie w życiu, pomagał niepełnosprawnym maluchom, z powodzeniem trenował szermierkę, a dziś jest wziętym grafikiem.
Radosne dzieciństwo
Szmigielówna nigdy nie kryła, że jest niezwykle dumna ze swojego syna i wnuków. Stefan i młodszy od niego Józef wspominali, że mieli udane dzieciństwo. Wiele czytali, oglądali filmy, a dnie spędzali na beztroskich zabawach.
- Rodzice ciężko pracowali. Jako rodzeństwo byliśmy z sobą blisko, wychowywaliśmy się nawzajem. Życie najczęściej toczyło się na podwórku. Zainspirowani dziadkiem i jego historią, walczyliśmy na miecze z drewna. Stefan podczas zabaw omal nie stracił oka - cytuje słowa Józefa "Życie na gorąco".
Droga do aktorstwa
I chociaż babcia nigdy nie zachęcała ich, by poszli w jej ślady, okazało się, że Stefan i Józef aktorstwo mają we krwi.
Starszy Stefan do szkoły teatralnej trafił nieco później. Po maturze długo zastanawiał się, co chciałby w życiu robić. I nagle zdecydował się porzucić studia dziennikarskie, by zostać aktorem.
Więź z babcią
Bracia nie kryją, że babcia była dla nich niezwykle istotną osobą.
- Uświadomiłem to sobie na pogrzebie babci w 2013 r. Nasza starsza siostra Marysia przeczytała list do babci. Zdałem sobie wtedy sprawę, jak wspaniałą była osobą i ile nas nauczyła. Cieszyła się, że obaj zostaliśmy aktorami. Była niebywała! - mówił Józef w "Gazecie Wyborczej".
A Stefan dodawał, że zbliżyli się do siebie zwłaszcza podczas studiów, kiedy zamieszkali wraz ze Szmigielówną w jednym mieszkaniu.
- Była bardzo subtelną osobą, nienarzucającą się, niewchodzącą na głowę, a jednocześnie czułą - mówił. - Nie miała pretensji o późne powroty, szanowała nasze wybory. Kiedy zdawałem do szkoły wokalnej na Bednarskiej, to babcia mnie przygotowywała.
Dalsze wyzwania
Chociaż Józef największą sławę zdobył dzięki "Miastu 44", dziś niechętnie mówi o tym filmie.
- To był istotny moment w moim życiu, dużo mnie kosztował. Wyciągnąłem z niego różne wnioski, w tym te zawodowe. Przemyślałem, co mogłem zagrać lepiej, jak mogłem się inaczej przygotowywać do roli. Ale nie chcę już do tego wracać - wyznawał w "Gazecie Wyborczej".
Zapewnia, że popularność mu nie przeszkadza i rzadko kiedy ktoś rozpoznaje go na ulicy. Śmieje się, że może sytuacja się zmieni, gdy, tak jak jego brat, na dłużej zaangażuje się w jakiś serial. Na razie stara się jednak uniknąć takiej sytuacji.
- Nie chcę za mocno wchodzić w jedną produkcję, żeby nie być utożsamianym z jedną postacią. Nie spieszy mi się, nie mam rodziny, nie muszę zarabiać kokosów - tłumaczył. - Ale jeżeli kiedyś dostanę propozycję podobną do roli Stefana, to się zastanowię...