Corey Haim: Tragiczne losy dziecięcej gwiazdy
23.12.2014 | aktual.: 22.03.2017 11:13
Zmarł przedwcześnie w wieku zaledwie 38 lat. Gdyby żył, 23 grudnia obchodziłby 43. urodziny.
Mogłoby się wydawać, że jest wybrańcem szczęścia – pod koniec lat 80. był jednym z najlepiej zarabiających, a w dodatku utalentowanych dziecięcych aktorów i wszyscy wieszczyli mu wielką karierę. Uchodził przy tym za chłopca bardzo otwartego, sympatycznego i niezwykle wrażliwego, a przy tym wyjątkowo oddanego pracy; mimo młodego wieku stał się prawdziwym i cenionym profesjonalistą.
Prawda okazała się jednak druzgocąca – Corey Haim, ulubieniec mediów i publiczności, był wrakiem człowieka; doświadczył molestowania, skrzywdzony przez starszych desperacko szukał bliskości i popadł w uzależnienie od narkotyków.
href="http://film.wp.pl/corey-haim-tragiczne-losy-dzieciecej-gwiazdy-6025246597895297g">CZYTAJ DALEJ >>>
Wolał boisko niż scenę
Urodził się 23 grudnia 1971 roku w kanadyjskim Toronto i tam też spędził dzieciństwo. Aktorstwem zainteresowała go matka, która uznała, że dzięki występom na scenie chłopiec zdoła pokonać wrodzoną nieśmiałość.
Ale on tak naprawdę uznał, że chciałby się poświęcić graniu, dopiero kiedy jego starsza siostra Carol zaczęła chodzić na przesłuchania – któregoś dnia Haim, wówczas miłośnik sportu, poszedł razem z nią i pozwolił, by wciągnął go świat show-biznesu.
- Chciałem zostać profesjonalnym hokeistą – mówił w wywiadzie dla The Telegraph. - Ale kiedy zacząłem grać, pomyślałem, że może tym właśnie powinienem się zająć.
Załamanie kariery
Na ekranie zadebiutował już jako 13-latek w 1984 roku w thrillerze „Pierworodny”, a wkrótce potem posypały się kolejne propozycje i Haim wystąpił w filmach „Tajemniczy wielbiciel”, „Srebrna kula”, „Romans Murphy'ego”, „Lucas”, „Straceni chłopcy”, „Prawo jazdy” czy „Spełnione marzenia”.
Niespodziewanie już w pierwszej połowie lat 90. jego kariera się załamała i Haim wylądował w filmach klasy B, nie zdoławszy już nigdy powrócić na szczyt. Był już wtedy ciężko doświadczonym przez życie młodym człowiekiem, który nie potrafił odnaleźć się w Hollywood.
''Dzieciaki tego nie robią''
W książce zatytułowanej „Coreyography” Corey Feldman (po lewej), bliski przyjaciel Haima, uchylił rąbka tajemnicy i wyjawił, co spotkało aktora w dzieciństwie. Opowiadał o degeneratach i dewiantach związanych z show-biznesem i dzierżących władzę w Hollywood; mówił o molestowaniu seksualnym, którego sam padł ofiarą, i o szerzącej się na planach filmowych pedofilii.
Feldman o podobnych praktykach po raz pierwszy usłyszał podczas kręcenia filmu „Lucas” (1986). To właśnie kolega z planu, Corey Haim, opowiedział mu, jak to „pewien dorosły przekonał go, że to zupełnie normalne, gdy starsi mężczyźni utrzymują seksualne relacje z młodszymi chłopcami, że to coś, co robią wszyscy faceci”.
14-letni, niczego nieświadomy Haim dał się wykorzystać i zgodził się na odbycie stosunku seksualnego.
- Tak nie powinno być – próbował wytłumaczyć Feldman swojemu nowemu, naiwnemu przyjacielowi. - Dzieciaki tego nie robią.
''Był ofiarą''
Feldman z przerażeniem opowiadał, że Haim został zgwałcony tyle razy, że traktował to jako coś „zupełnie normalnego”.
Dodawał również, że ci sami pedofile, którzy molestowali jego przyjaciela, wciąż pracują w tej branży i są nietykalni.
- Przez tych ludzi miał obsesję na punkcie seksu – wspominał. - Świat powinien zrozumieć, że Corey był ofiarą. Jego myślenie o seksualności było wypaczone. Ale to nie jego wina, nie jest złym człowiekiem. Nie jest też gejem, jest po prostu zagubiony.
Młodzieńcze uzależnienie
Haim ratunku szukał w alkoholu i narkotykach.
Jak wyznawał, pierwsze piwo wypił w wieku lat 15, na planie filmu „Lucas”. Rok później, kiedy kręcił „Straconych chłopców”, sięgnął po narkotyki.
- W latach 80. mieszkałem w Los Angeles, a to nie było najlepsze miejsce dla nastolatka – mówił w Entertainment Weekly. - Przez półtora roku zażywałem kokainę, potem przerzuciłem się na crack. Zaczynałem od dragów, które mnie otępiały, ale i tak były lepsze od tych, które zażywałem później, dających mi kopa. Lekarze nie mogli uwierzyć, że tyle brałem.
''Jestem uzależniony praktycznie od wszystkiego''
Przyznawał, że traumatyczne przeżycia z dzieciństwa odcisnęły na nim swoje piętno.
- To coś, o czym będę pamiętał do końca życia, coś, co naprawdę mnie dotknęło – mówił. - Z czasem zacząłem sobie z tym radzić. Psychiatrzy i ich lekarstwa mogą być pomocni, ale ja radzę sobie z tym po swojemu. Cóż, stało się i trzeba ruszyć dalej.
- Myślę, że jestem uzależniony praktycznie od wszystkiego. Cały czas muszę być bardzo ostrożny i dlatego należę do grupy wsparcia, która ma mnie stale na oku – dodawał.
Nie pomogło. Haim trafiał na kolejne odwyki, a potem znowu wracał do nałogu. Zmarł 10 marca 2010 roku, kiedy jego osłabiony organizm nie zdołał zwalczyć poważnego zapalenia płuc.
(sm/mn)