David Harbour w ogniu krytyki. Przed wybuchem afery mówił o "bólu i błędach"
David Harbour od prawie roku jest w separacji z Lily Allen, która opowiada i śpiewa o niewierności męża. Aktor ze "Stranger Things" jest mniej wylewny w kwestii rozpadu małżeństwa, ale w ostatnim wywiadzie niejako nawiązał do swojego życia prywatnego. "Gdybym miał cokolwiek zmienić, zmieniłbym wszystko" – podsumował.
Lily Allen na swojej ostatniej płycie potwierdziła plotki, które krążyły w sieci od roku, że rozstała się z Davidem Harbourem. Dała słuchaczom do zrozumienia, że jej mąż prowadził "podwójne życie", a kiedyś znalazła u niego zapas zabawek erotycznych, lubrykantów i prezerwatyw. Wokół aktora jest obecnie głośno też przez oskarżenia o nękanie, którego miał dopuszczać się na planie serialu "Stranger Things". Jeszcze przed wybuchem afery udzielił wywiadu, w którym nieco otworzył się na tematy osobiste.
Jacek Borcuch: po "Długu" żyłem w strachu
David Harbour otwiera się w wywiadzie. Mówi o "błędach i potknięciach"
Rafael Sánchez Casademont z magazynu "Esquire" w zapowiedzi wywiadu z Davidem Harbourem nawiązał do medialnego zamieszania wokół gwiazdora ze "Stranger Things". "Druga połowa 2025 roku miała przynieść ogromne zainteresowanie światowych mediów. Ale w zeszłym tygodniu ukazał się pewien zaskakujący album, a liczba widzów Harboura gwałtownie wzrosła" – napisał, nawiązując do nowej płyty Lily Allen.
David Harbour w wywiadzie stwierdził, że gdyby miał taki wybór, to "zmieniłby wszystko albo nic". Poproszony o rachunek sumienia po 50 latach życia, zapewnił o akceptowaniu "swojej drogi" i zrozumieniu, że "nawet ból, potknięcia i błędy są częścią tej podróży". Podkreślił też, że – jego zdaniem – "w tym wszystkim kryje się prawda, rozwój, mądrość, głębsza empatia i więź".
Gwiazdor "Stranger Things" zaczął też dumać o tym, że ludzie, którzy nigdy niczego nie doświadczyli, tak naprawdę nie mają niczego do zaoferowania. "Gdybym miał cokolwiek zmienić, zmieniłbym wszystko i po prostu uczyniłbym swoje życie szczęśliwym, zabawnym itd., ale wtedy nie byłbym już artystą. A to byłoby do bani" – podsumował.