Dobre, bo... polskie! Największe sukcesy polskiej kinematografii w 2014 roku
Polskie kino oglądają miliony. Brzmi jak ponury żart? Bynajmniej! Aż trzy rodzime produkcje pokonały w tym roku magiczną barierę i niejednokrotnie zapełniły kinowe sale. „Miasto 44”, „Bogowie” i „Jack Strong” rozbiły polski box-office, bijąc na głowę szeroko reklamowane amerykańskie blockbustery, a nie są to filmy, na które siłą zagania się całe szkoły, sztucznie podbijając słupki statystyczne i pompując wynik frekwencyjny.
Ida
Tylko czekać, aż urzędy zarejestrują nagły wzrost popularności pewnego żeńskiego imienia, gdyż sukces filmu Pawła Pawlikowskiego godny jest pozazdroszczenia, niejedna pierś puchnie z narodowej dumy, a tryumfalny pochód *"Idy" trwa w najlepsze i zdaje się nie mieć końca*.
Film zgromadził już tyle nagród i wyróżnień na krajowych oraz międzynarodowych imprezach – lista ta stale się wydłuża – że nie sposób wymienić ich jednym tchem, a teraz konkuruje z najlepszymi europejskimi produkcjami o Złoty Glob. Czyżby szykował się Oscar?
Jack Strong
O Pasikowskim mówi się, że kręci amerykańskie filmy po polsku, ale to żaden obciach, bo na "Jacka Stronga" nieprzypadkowo popędziły tłumy. Dramatyczna szpiegowska opowieść o Ryszardzie Kuklińskim skrojona jest podług najlepszych wzorców kina gatunkowego, jednocześnie nie wpadając w pułapkę tandetnego efekciarstwa.
Może i film ten nie zaznaczył swojej obecności na arenie międzynarodowej, ale stanowi koronny dowód, że również potrafimy kręcić dynamicznie i emocjonująco, a nasze kino sensacyjnie niekoniecznie musi jedynie sekundować temu zza oceanu.
Bogowie
Kiedy polskie media rozpisywały się o pochlebnej – cztery gwiazdki na pięć! – recenzji filmu Łukasza Palkowskiego, jaka ukazała się w opiniotwórczym brytyjskim dzienniku The Guardian, niejeden zarzucał im zbytni entuzjazm, ale to jednak informacja istotna, bowiem nieczęsto można liczyć na choćby parę linijek poświęconych polskiej produkcji w poczytnej prasie zachodniej. I, co najważniejsze, dopisała nasza publiczność – "Bogowie" mogą się pochwalić przeszło dwoma milionami sprzedanych wejściówek.
Płynące wieżowce
Film Tomasza Wasilewskiego co prawda swoją premierę miał w 2013 roku, przez ostatnie kilkanaście miesięcy zjeżdżał festiwale, a Brytyjczycy zobaczyli go na dużym ekranie jeszcze w grudniu – popularny magazyn "Empire" dał "Płynącym wieżowcom" aż cztery gwiazdki na pięć możliwych – ale i w tym roku „pierwsza polska produkcja LGBT” (Lesbians, Gays, Bisexuals, Transgenders – przyp. red.) kontynuowała zagraniczne podboje, trafiając do kin we Francji, Niemczech i Stanach Zjednoczonych oraz lądując na płytach za zachodnią granicą.
Czasami śnię, że latam
Pochwalić się możemy nie tylko filmami fabularnymi, ale także dokumentami, które radzą sobie znakomicie po obu stronach globu.
Film Anety Popiel-Machnickiej otrzymał Złotą Pandę na festiwalu w chińskim Chengdu za najlepszą reżyserię. I nie była to pierwsza nagroda dla realizowanego aż przez sześć lat filmu traktującego o młodej baletnicy dążącej do sukcesu, bowiem "Czasami śnię, że latam" wyróżniono także za najlepsze zdjęcia na amerykańskim festiwalu Slamdance w Park City.
Something Better to Come
Film Hanny Polak, który, jak pisał Stanisław Liguziński, „skalą dedykacji przerasta wszystko, co widział w ostatnich latach polski dokument”, zdobył nagrodę specjalną jury na tegorocznym International Documentary Film Festival Amsterdam (największy festiwal filmów fabularnych na świecie – przyp. red.).
„Something Better to Come” to czternaście lat z życia Juli, dziewczyny mieszkającej na ogrodzonym terenie moskiewskiego wysypiska śmierci, gdzie utworzyła się niewielka, zamknięta społeczność.
Pod elektrycznymi chmurami
Rosyjsko-ukraińsko-polska koprodukcja zaledwie przed paroma dniami została zaproszona do konkursu głównego przyszłorocznego Berlinale, co samo w sobie jest niemałym sukcesem, gdyż film znajdzie się obok, chociażby, „Knight of Cups”, nowego dzieła Terrence'a Malicka.
"Pod elektrycznymi chmurami" wyreżyserował Aleksiej German Jr., a jedną z ról gra, i to po rosyjsku, zagrał Piotr Gąsowski. „To niezwykle ważny i odważny głos o współczesnej Rosji”, mówi producent Dariusz Jabłoński.
Miasto 44
Polska superprodukcja nieodbiegająca standardami realizacyjnymi od bombastycznych hollywoodzkich spektakli, a na dodatek będąca kinem czystej emocji, nie zaś elementem historycznego dyskursu, to istna perła.
Jan Komasa, słusznie nazywany głosem młodego pokolenia, znakomicie rozumie mechanizmy kina gatunkowego oraz do perfekcji opanował gramatykę nowoczesnego języka filmowego. Milion widzów pękł w niecałe trzy tygodnie.
Łaźnia
Zaledwie czterominutowa animacja Tomasza Duckiego traktująca o dwóch podstarzałych pływakach objechała całe mnóstwo międzynarodowych festiwali, zgarniając przy tym nagrody na imprezach filmowych w Polsce, Finlandii i Stanach Zjednoczonych.
Znakomicie opowiedziane, zmontowane i doprawione melancholią.
Nasza klątwa / Joanna
Oba filmy mają szansę na tegorocznego Oscara w kategorii krótkometrażowy film dokumentalny – znalazły się na liście ośmiu wybranych przez Akademię produkcji – i oba opowiadają o ciężkich doświadczeniach z chorobą.
Reżyser "Naszej klątwy" Tomasz Śliwiński dokumentuje pierwsze miesiące życia swojej rodziny po narodzinach dziecka dotkniętego Klątwą Ondyny, zaś Aneta Kopacz w "Joannie" śledzi z kamerą cierpiącą na nowotwór kobietę. Jeszcze żaden polski film nie sięgnął po prestiżową statuetkę. Najwyższa pora!