Doda i jej mąż chcą powstrzymać publikację w "Dużym Formacie". Dziennikarz sugeruje, że ich firma oszukała inwestorów

Reportaż "Zagioniony dywizjon" może zaszkodzić interesom wpływowej pary. Z publikacji wynika, że ich firma producencka nie brała udziału w przygotowaniach do produkcji filmu "Dywizjon 303", ale pozyskiwała na nią pieniądze od inwestorów.

Doda i jej mąż chcą powstrzymać publikację w "Dużym Formacie". Dziennikarz sugeruje, że ich firma oszukała inwestorów
Źródło zdjęć: © East News
Michał Dziedzic

22.10.2018 | aktual.: 22.10.2018 12:18

Cała afera rozpoczęła się 19 października, gdy na stronie wyborcza.pl, pojawił się materiał wideo zapowiadający reportaż dotyczący firmy Ent One Investments, należącej do Doroty Rabczewskiej i Emila Stępnia. Poszło o kwestię finansowania filmu "Dywizjon 303".

- Jak się okazało, nie mieli z tym filmem właściwie nic wspólnego, jednak inwestorzy, którzy wpłacili pieniądze na ten film, nigdy się o tym nie dowiedzieli, nawet po premierze - mówił autor reportażu "Zaginiony dywizjon" Grzegorz Szymanik w materiale wideo zapowiadającym publikację.

Na odpowiedź prawnika reprezentującego spółkę Dody i Emila nie trzeba było długo czekać. Twierdzi, że artykuł zawiera stwierdzenia fałszywe i niesprawdzone od strony merytorycznej, próbujące stawić firmę w negatywnym świetle. Zarzuca też naruszenie dóbr osobistych Rabczewskiej i Stępnia.

- Domniemuję, że również reportaż, o którym mowa w przedmiotowej zapowiedzi zawierał będzie podobne treści do wyartykułowanych w zapowiedzi, a w konsekwencji będzie naruszał dobre imię p. Emila Stępnia oraz p. Doroty Rabczewskiej na co nie ma zgody - wyznał mecenas Trojanowski w rozmowie z serwisem agencja-informacyjna.com.

Całą zawiłość finansowania produkcji "Dywizjon 303" starał się wyjaśnić Emil Stępień. Z jego tłumaczeń wynika, że początkowo spółka Ent One Investments nawiązała współpracę z twórcami filmu, jednak na pewnym etapie produkcji umowa licencyjna została rozwiązana.

- To jest oszczerstwo, na które nie ma przyzwolenia. - oburza się Stępień w rozmowie z serwisem agencja-informacyjna.com. - Nasza spółka – jako gospodarz przedsięwzięcia po stronie polskiej – współorganizowała castingi i pobyt brytyjskiego reżysera w Polsce. (...) Ostatecznie, okazało się, że brytyjski producent podjął decyzję o zwiększeniu budżetu filmu, co w konsekwencji oznaczało rozwodnienie udziałów naszych inwestorów. (...) Finalnie, nasze drogi z brytyjskim partnerem rozeszły się, a dwustronna umowa licencyjna z dystrybutorem kinowym rozwiązana. Wszyscy nasi inwestorzy otrzymali pełny zwrot swojego kapitału w wysokości odpowiadającej ich wkładom inwestycyjnym - dodał.

Redaktor naczelny "Dużego Formatu" Mariusz Burchart wyznał w rozmowie z Presserwisem, że nie widział jeszcze pisma od mecenasa Trojanowskiego.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (105)