Doda i jej mąż chcą powstrzymać publikację w "Dużym Formacie". Dziennikarz sugeruje, że ich firma oszukała inwestorów
Reportaż "Zagioniony dywizjon" może zaszkodzić interesom wpływowej pary. Z publikacji wynika, że ich firma producencka nie brała udziału w przygotowaniach do produkcji filmu "Dywizjon 303", ale pozyskiwała na nią pieniądze od inwestorów.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Cała afera rozpoczęła się 19 października, gdy na stronie wyborcza.pl, pojawił się materiał wideo zapowiadający reportaż dotyczący firmy Ent One Investments, należącej do Doroty Rabczewskiej i Emila Stępnia. Poszło o kwestię finansowania filmu "Dywizjon 303".
- Jak się okazało, nie mieli z tym filmem właściwie nic wspólnego, jednak inwestorzy, którzy wpłacili pieniądze na ten film, nigdy się o tym nie dowiedzieli, nawet po premierze - mówił autor reportażu "Zaginiony dywizjon" Grzegorz Szymanik w materiale wideo zapowiadającym publikację.
Na odpowiedź prawnika reprezentującego spółkę Dody i Emila nie trzeba było długo czekać. Twierdzi, że artykuł zawiera stwierdzenia fałszywe i niesprawdzone od strony merytorycznej, próbujące stawić firmę w negatywnym świetle. Zarzuca też naruszenie dóbr osobistych Rabczewskiej i Stępnia.
- Domniemuję, że również reportaż, o którym mowa w przedmiotowej zapowiedzi zawierał będzie podobne treści do wyartykułowanych w zapowiedzi, a w konsekwencji będzie naruszał dobre imię p. Emila Stępnia oraz p. Doroty Rabczewskiej na co nie ma zgody - wyznał mecenas Trojanowski w rozmowie z serwisem agencja-informacyjna.com.
Całą zawiłość finansowania produkcji "Dywizjon 303" starał się wyjaśnić Emil Stępień. Z jego tłumaczeń wynika, że początkowo spółka Ent One Investments nawiązała współpracę z twórcami filmu, jednak na pewnym etapie produkcji umowa licencyjna została rozwiązana.
- To jest oszczerstwo, na które nie ma przyzwolenia. - oburza się Stępień w rozmowie z serwisem agencja-informacyjna.com. - Nasza spółka – jako gospodarz przedsięwzięcia po stronie polskiej – współorganizowała castingi i pobyt brytyjskiego reżysera w Polsce. (...) Ostatecznie, okazało się, że brytyjski producent podjął decyzję o zwiększeniu budżetu filmu, co w konsekwencji oznaczało rozwodnienie udziałów naszych inwestorów. (...) Finalnie, nasze drogi z brytyjskim partnerem rozeszły się, a dwustronna umowa licencyjna z dystrybutorem kinowym rozwiązana. Wszyscy nasi inwestorzy otrzymali pełny zwrot swojego kapitału w wysokości odpowiadającej ich wkładom inwestycyjnym - dodał.
Redaktor naczelny "Dużego Formatu" Mariusz Burchart wyznał w rozmowie z Presserwisem, że nie widział jeszcze pisma od mecenasa Trojanowskiego.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.