Dorota Chotecka: Seksbomba z ''13 posterunku'' skończyła 49 lat
15.03.2015 | aktual.: 22.03.2017 09:44
Tragiczny wypadek jej partnera wywrócił ich życie do góry nogami.
Przez długie lata żyła wraz ze swoim partnerem „na kocią łapę”. Zarzekała się, że nie zamierza nigdy wychodzić za mąż ani tym bardziej mieć dzieci, znacznie ważniejsza od stabilizacji była dla niej kariera i realizacja zawodowych marzeń.
Grywała postacie kontrowersyjne, chwaląc się przed kamerą swoimi ponętnymi kształtami i doskonałą figurą. I równie chętnie przyjęła propozycję, aby wziąć udział w sesji do Playboya.
Tragiczny wypadek jej partnera wywrócił ich życie do góry nogami. Z orędowniczki wolnych związków stała się gorliwą fanką małżeństwa. Odezwał się w niej instynkt macierzyński, a kariera zeszła na dalszy plan. Teraz, zamiast w magazynów dla panów, pojawia się na okładkach... czasopism katolickich.
15 marca Dorota Chotecka skończyła 49 lat.
Burzliwy związek
Radosława Pazurę poznała w 1993 roku, kiedy miała już za sobą udany debiut w „Pożegnaniu z Marią”. Między nimi zaiskrzyło i szybko zostali parą, ale, jak przyznawali, wówczas nie traktowali tej relacji zbyt poważnie i nie myśleli o stabilizacji.
Oboje zajęci byli swoimi karierami – w 1997 roku Chotecka dostała angaż w niezwykle popularnym „13 posterunku” i stała się jedną z najbardziej lubianych serialowych aktorek.
W ich związku nieustannie dochodziło do konfliktów, roiło się od drobnych dramatów i kłótni. Pod koniec 2002 roku Chotecka zaczęła nawet rozmyślać o rozstaniu.
''Obudziła się we mnie wiara''
24 stycznia 2003 roku Radosław Pazura wraz z Filipem Siejką i Waldemarem Goszczem miał wracać z Juraty, w której akurat występował, do Warszawy.
W Miłomłynie doszło do tragicznego wypadku, gdy samochód, w którym jechali aktorzy, zderzył się czołowo z innym pojazdem. Waldemar Goszcz zginął na miejscu, Pazurę, w ciężkim stanie, przewieziono do szpitala. Lekarze nie dawali mu wielkich szans na powrót do zdrowia. Chotecka spędzała całe dnie przy jego łóżku.
- W drastycznym momencie życia obudziła się we mnie na długo uśpiona wiara. Bez niej nie wiem, czy przetrwałabym i wypadek, i wiele późniejszych trudnych sytuacji – opowiadała w Gościu Niedzielnym. - Radek przez wiele miesięcy był nieobecny, milczący, funkcjonował w miarę normalnie 2–3 godziny na dobę. Opiekowałam się nim, starałam zapewnić maksymalnie dobrą rehabilitację. Dużo się w takim czasie w człowieku zmienia, przewartościowuje. Zaczyna się naprawdę widzieć i czuć, co jest ważne, a co kompletnie nie ma znaczenia.
''Robiłam dużo głupich rzeczy''
Dla nich obojga ten wypadek był swego rodzaju „duchowym oczyszczeniem”. Gdy Pazura wrócił do zdrowia, natychmiast poprosił Chotecką o rękę. A ona wreszcie powiedziała „tak”. Pobrali się w jeszcze tego samego roku, w grudniu, w Rzymie.
Ich światopogląd zmienił się, ich życie zupełnie się przewartościowało. Nagle najważniejsza stała się dla nich nie kariera, ale małżeństwo, rodzina i religia.
- Robiłam w życiu dużo głupich rzeczy – mówiła Chotecka w Gościu Niedzielnym. - Wiem więc, że czasem łatwo się pogubić. Wiem jednak również, że w końcu trzeba dojrzeć, dorosnąć. Zła nie wolno nazywać dobrem.
''Tak nie wygląda prawdziwe życie''
Zmieniło się też jej podejście do kariery. To, co niegdyś było dla niej takie ważne, teraz straciło sens. „Wielki świat” nagle przestał być tak bardzo istotny, bankiety i imprezy zaczęły wydawać się jej błahe.
- Poczułam, że jestem królową życia, a życie aktorki powinno właśnie tak wyglądać: piękne stroje, czerwony dywan, kolejne role, wyzwania - mówiła w Gościu Niedzielnym o początkach swojej kariery.
- Wielki świat, w którym wielka aktorka wiruje i którego używa. Potem dopiero, właśnie w czasie mocno dramatycznym, gdy Radek walczył o życie i zdrowie, po wypadku w styczniu 2003 roku, przyszła gorzka refleksja: ten „wielki świat” działa na własny użytek. Jesteś w nim jak trybik, działasz jak maszynka. Nie dodaje ci to ani wartości, ani splendoru.
Zwracała też uwagę, jak niebezpieczna może być branża filmowa dla osób, które wchodzą do niej z zewnątrz, są młode, naiwne, dają sobą manipulować.
- Młode dziewczyny są wykorzystywane przez show-business: do cna wyciskane jak cytryny i niemal wyrzucane – ostrzegała. - Nie dostają żadnych poważnych propozycji prócz bywania na otwarciu butików czy odgrywania tanich reklam. Tak nie wygląda prawdziwe życie! Ale gdy jest się młodym, sztuczny świat przybiera czasem pozory prawdziwego.
''Instynkt macierzyński wybuchł ze zdwojoną siłą''
I tylko jednego marzenia długo nie mogła spełnić.
- Odraczałam macierzyństwo, bo kompletnie nie czułam się na nie gotowa. Ważna była miłość, szkoła filmowa, podróże, imprezy, a nie zakładanie rodziny. Wybieraliśmy z mężem wakacje dla par albo singli, byle z dala od dzieci, za którymi nie przepadałam* – opowiadała w _Twoim Stylu_. *- Instynkt macierzyński spóźniony wybuchł ze zdwojoną siłą. Miałam 37 lat i oboje z Radkiem wiedzieliśmy: jesteśmy gotowi.
Przez trzy lata bezskutecznie starali się o dziecko. Chociaż wszystkie badania wychodziły idealnie, Chotecka powoli zaczęła już tracić nadzieję.
- Doszłam do takiego etapu, że pogodziłam się z tym, że być może nie będziemy mieli dziecka– mówiła we Frondzie. - Że być może jest nam to pisane i świat się od tego nie zawali. I wtedy w wieku 41 lat zaszłam w ciążę. Klara jest dzieckiem wymodlonym przez nas i przez siostry kapucynki.
''Już się wyszalałam''
Teraz to dziecko wypełnia jej cały świat. Ale, jak podkreśla, nie żałuje, że tak późno zdecydowała się zostać mamą.
- Macierzyństwo po czterdziestce ma zaletę... bo mama spełniona zawodowo, towarzysko, nigdzie się nie spieszy. Nie ma gonitwy, zachłanności na życie, karierę, przyjaciół. Już się wyszalałam, mam czas, żeby wsłuchać się w dziecko – mówiła w Twoim Stylu.
Pogodziła się również z tym, że jej kariera na jakiś czas stanęła w miejscu.
- Nie żałuję odrzuconych propozycji. A gdyby zadzwonił Wielki Reżyser? Bogu dzięki takich propozycji nie było. Dziś mogę bardziej skupić się na aktorstwie– dodawała. - Tylko czy ja chcę?
''Znam dobrze swoją wartość''
Nie martwi się, że w branży filmowej – w której liczy się przede wszystkim młodość – zabraknie dla niej, artystki 49-letniej, miejsca. Aktorstwo stało się teraz zajęciem dodatkowym. A jeśli reżyserom mają przeszkadzać jej zmarszczki, to trudno.
- Nie chciałabym wrócić do wcieleń młodszych panienek. Nie mam problemu z tym, żeby do roli się zmienić, postarzeć, pobrzydzić... Dla mnie najcenniejsze są moje prawdziwe zmarszczki i chcę się starzeć, bo czuję, że zawodowo wszystko jeszcze przede mną – mówiła.
- Nigdy nie martwiłam się, że przybywa mi lat - dodawała w rozmowie z Twoim Imperium.
- Czas płynie, to naturalna kolej rzeczy. Oczywiście mogłabym wstrzyknąć sobie botoks, żeby nie mieć zmarszczek, ale w jakim celu miałabym to zrobić? Nie chcę stać się jakimś sztucznym tworem powstałym na użytek plotkarskich mediów. To mi szczęścia na pewno nie da. Szukam go gdzie indziej. Znam dobrze swoją wartość, chcę być prawdziwa. (sm/gk)