Ewa Dałkowska: ekranowa Maria Kaczyńska kończy 69 lat
10.04.2016 | aktual.: 22.03.2017 12:40
Intrygująca, interesująca, niezwykle utalentowana i często niedoceniana. Przez niektórych nazywana skandalistką, choć ona sama nie uważa, aby łamała konwenanse i przekraczała granice dobrego smaku. Mimo że w żartach nazywa się „PiS-ówą”, nie zawsze należała do ulubienic konserwatywnej prawicy – na ekranie rozbierała się wielokrotnie, ostatnio choćby w filmie Małgorzaty Szumowskiej „Body/Ciało”, czym zbulwersowała część widowni.
Intrygująca, niezwykle utalentowana i często niedoceniana. Przez niektórych nazywana skandalistką, choć ona sama nie uważa, aby łamała konwenanse i przekraczała granice dobrego smaku.
Mimo że w żartach nazywa się "PiS-ówą", nie zawsze należała do ulubienic konserwatywnej prawicy – na ekranie rozbierała się wielokrotnie, ostatnio choćby w filmie Małgorzaty Szumowskiej "Body/Ciało", czym zbulwersowała część widowni.
Ale do takiej krytyki Ewa Dałkowska podchodzi z dystansem, podkreślając, że nade wszystko ceni sobie artystyczną swobodę i prawo do wolności słowa.
To dlatego, trochę na przekór kolegom, zgodziła się przyjąć rolę Marii Kaczyńskiej w "Smoleńsku" Antoniego Krauzego, filmie, który już przed swoją premierą podzielił opinię publiczną, i który już dziś można określić jako najbardziej kontrowersyjny polski film 2016.
To właśnie 10 kwietnia, dzień katastrofy prezydenckiego samolotu, jest dniem jej urodzin. W szóstą rocznicę tragedii smoleńskiej, wcielająca się w rolę Marii Kaczyńskiej Dałkowska kończy 69 lat.
Miała być pianistką
Urodziła się we Wrocławiu. Ale, jak wyznaje, od kilku lat nie obchodzi już urodzin.
- Teraz 10 kwietnia nie ma już się z czego cieszyć, trzeba być raczej przed Pałacem Prezydenckim – mówiła w "Gazecie Wyborczej".
Wychowywała się w szczęśliwej, kochającej rodzinie, pod opieką niezwykle ambitnych rodziców. To oni marzyli, że ich córka zostanie pianistką i kiedy tylko dziewczynka skończyła piąty rok życia, zapisali ją do szkoły muzycznej. Ale niekończące się ćwiczenia nie sprawiały jej przyjemności, szybko też zorientowała się, że nie ma talentu.
Odkryła za to, że niezwykle pociąga ją śpiewanie – i występy na scenie.
Wbrew woli rodziców
- Nie byłam żadnym cudownym dzieckiem. Uczyłam się jednak dobrze i byłam dobra z każdego przedmiotu. Chciałam nawet studiować biologię* – cytuje jej słowa "Życie na gorąco". *- Moja polonistka powiedziała na to, abym się lepiej nie wygłupiała i poszła do szkoły teatralnej.
To przez rodziców, którzy niechętnie patrzyli na jej aktorską pasję, zdecydowała się wybrać polonistykę na Uniwersytecie Wrocławskim.
Ale kiedy na studiach dołączyła do teatru "Kalambur", stwierdziła, że to właśnie teatr jest jej prawdziwą pasją. Nie zniechęciła się, kiedy nie przyjęto jej do warszawskiej PWST, i spróbowała po raz kolejny, tym razem w Krakowie, gdzie powitano ją z otwartymi ramionami.
''Zakuwałam na sedesie ze świeczką''
Przez cztery semestry ciągnęła dwa kierunki równocześnie. Jak wyznawała, kilka razy chciała się poddać, ale ojciec mobilizował ją, nalegając, by wypełniła swoje wcześniejsze zobowiązania.
- Pilnował, żebym skończyła polonistykę– opowiadała w "Polskiej Gazecie Wrocławskiej".
- Kiedy musiałam napisać założenia pracy magisterskiej, powiedziałam, że nie wytrzymam tego fizycznie. Krakowska szkoła była bardzo wyczerpująca, pracowałam od świtu do nocy, a w nocy uczyłam się na studia polonistyczne. Byłam zmęczona i wydawało mi się, że nie dam rady.
Choć kosztowało ją to wiele trudu – udało się.
- Pierwsze kroki na scenie stawiałam jako magister filologii polskiej. Zakuwałam na sedesie ze świeczką, bo Krysia Tkacz, z którą dzieliłam pokój, nie znosiła światła w nocy – mówiła w "Życiu na gorąco".
Wejście smoka
Grała niewiele, ale jej role zapadały w pamięć. Miała w sobie coś, czym hipnotyzowała krytykę i publiczność.
- Młoda, piękna, utalentowana, z poczuciem dowcipu. Miała 28 lat, a wyglądała jak dziewczynka. Podobała się mężczyznom – wspominał początki jej kariery w "Newsweeku" Kazimierz Kaczor.
Wkrótce zainteresowała się nią i branża filmowa. Na ekranie zadebiutowała w 1971 roku, ale dopiero sześć lat później stała się gwiazdą, gdy wystąpiła u Janusza Majewskiego w "Sprawie Gorgonowej".
- Gorgonowa nie była moim filmowym debiutem, ale "wejściem smoka". Na festiwalu w Gdyni ludzie na mnie patrzyli jak na zjawisko – mówiła w "Gazecie Wrocławskiej".
To wtedy koledzy z branży, zachwyceni, zaśpiewali jej:
- Ewa Dałkowska, filmu polskiego Matka Boska.
''Przyjmuję rolę w ciemno''
Kiedy Antoni Krauze ogłosił, że kompletuje obsadę do swojego „Smoleńska”, w środowisku artystycznym zawrzało.
- Każdy uczciwy aktor, odrobinę myślący, powinien odmówić– obwieścił nawet Daniel Olbrychski, zdobywając aprobatę wielu kolegów; zgodził się z nim również Marian Opania, który odrzucił zaproponowaną mu rolę Lecha Kaczyńskiego.
Ale Dałkowska nie zamierzała przyłączać się do tego bojkotu.
W "Smoleńsku" otrzymała rolę Marii Kaczyńskiej.
''Ty k..., jak mogłaś!''
Jak przyznawała, od kiedy przyjęła rolę, dostała wiele miłych, pełnych wyrazów uznania listów. Ale usłyszała również wiele przykrych słów, a niektórzy zerwali z nią znajomość. Nie przejęła się tym. Już wcześniej wielokrotnie spotykała się z niezrozumieniem ze względu na swoje poglądy polityczne.
Wyznaje, że inni aktorzy często żartują z jej prawicowych przekonań.
''Cała Polska pójdzie na tę produkcję''
Nie kryje, że jest szczęśliwa, mogąc zagrać w filmie Krauzego.
- Ten film to nasz obowiązek, nasza powinność wobec tych, którzy zginęli– dodawała. - Potrzebujemy go, żeby mieć kierunek. Mam nadzieję, że to będzie obraz o nas. O tym, jak przyjęliśmy tragedię smoleńską i jak sobie z nią radzimy. Jeśli my będziemy milczeć, "kamienie wołać będą". Myślę, że cała Polska pójdzie na tę produkcję. Wierzę, że będzie jak najlepsza.
(sm/gb)