Magazyn WP FilmFenomen ze "Stranger Things" w polskim filmie. Przekonał go... głos reżyserki

Fenomen ze "Stranger Things" w polskim filmie. Przekonał go... głos reżyserki

Gra w popularnych hollywoodzkich produkcjach. Pojawił się w "Mission: Impossible" u boku Toma Cruise’a czy Chrisa Pine’a w "Jacku Ryanie". Najbardziej znany jest jednak ze "Stranger Things". Przebój Netfliksa to jeden z największych hitów platformy, który sprawił, że na punkcie Aleka Utgoffa oszalał cały świat.

Alek Utgoff w "Stranger Things" i "Śniegu już nigdy nie będzie"
Alek Utgoff w "Stranger Things" i "Śniegu już nigdy nie będzie"
Artur Zaborski

Gdy spotykamy się na festiwalu w Wenecji, fani biegają za nim wszędzie. Gwiazdor spokojnie rozdaje jednak autografy i robi sobie z chętnymi zdjęcia. W przeciwieństwie do celebrytów z Hollywoodu nigdzie mu się w życiu nie spieszy.

Dlatego, zamiast uganiać się za rolami w kolejnych hitach z fabryki snów, zdecydował się wziąć udział w projekcie Małgorzaty Szumowskiej i Michała Englerta "Śniegu już nigdy nie będzie", który właśnie wchodzi na ekrany polskich kin. Alec Utgoff gra główną rolę masażysty Żeni, który odwiedza swoich klientów na nowobogackim osiedlu. W osoby korzystające z jego usług wcielają się m.in. Maja Ostaszewska, Katarzyna Figura czy Andrzej Chyra.

Artur Zaborski, Wirtualna Polska: Jak gwiazdor "Stranger Things" trafił na plan filmu Małgorzaty Szumowskiej?

Alec Utgoff: Małgośka wypatrzyła mnie właśnie w "Stranger Things" i zobaczyła we mnie odtwórcę roli Żeni, głównego bohatera "Śniegu już nigdy nie będzie". Byłem na plaży w Hiszpanii, kiedy do mnie zadzwoniła i powiedziała: "Chcę, żebyś zagrał w moim filmie". Zapytałem, o czym jest, a ona odpowiedziała, że nie ma jeszcze scenariusza!

I zgodziłeś się na udział w ciemno?

Nie, nie pozwalam sobie na to, aby brać role, w których mogę się nie odnaleźć. Poprosiłem, aby przesłała mi to, co ma. Dostałem ogólny opis projektu i bohatera. Wtedy odesłałem ją do mojego agenta, z którym kontaktowała się, gdy koncept się rozwijał. Byłem oporny wobec współpracy, bo nie chciałem grać głównych ról, tylko angażować się w projekty na krócej w rolach drugoplanowych.

Jak Małgośka cię przekonywała?

Mówiła, że dostanę nagrody i pojadę na premierę na festiwal do Wenecji. Nie wiem, jak ona to przewidziała, ale zaczynam się bać, że jest wiedźmą, bo wszystko, co nam wieszczyła, sprawdza się! Wtedy jednak pozostawałem nie do końca przekonany. Niepewność brała się z mojego podejścia do pracy - muszę wiedzieć dokładnie, w co się pakuję. A kiedy chodziło o główną rolę, co zawsze wiąże się z ogromną odpowiedzialnością aktora, musiałem znać jak najwięcej detali, których ona nie była w stanie mi dać.

Alec Utgoff
Alec Utgoff© Getty Images

Kiedy twoje nastawienie się zmieniło?

Gdy spotkaliśmy się z Małgośką twarzą w twarz. Dopiero wtedy usłyszałem, że ona ma taką samą barwę głosu jak moja mama. Bardzo mnie to rozbawiło i nastawiło do niej serdecznie. Kiedy ją poznałem, przekonałem się, że jej metoda oparta jest na intuicji - ona czuje, jak ma wyglądać jej film i nie ma potrzeby tego werbalizować w scenariuszu. Podobało mi się, że jest konkretna, wie, czego chce. Takiej osobie mogłem zaufać. Z każdą kolejną wersją scenariusza coraz bardziej podobała mi się także filozofia, jaką film jest nasycony.

Co konkretnie masz na myśli?

Mój bohater, masażysta Żenia, spotyka się ze swoimi klientami i staje się dla nich zwierciadłem. Odbijają się w nim ich potrzeby i pragnienie - jak pożądanie drugiej osoby - a także problemy - jak dojmująca samotność pomimo materialnego dostatku, w jakim żyją. Żenia jest jak Woland w "Mistrzu i Małgorzacie", który jest czartem, ale jego rola polega na ocalaniu ludzi, z jakimi się spotyka.

Tak samo jest z Żenią, który ma niedookreśloną proweniencję. Nie wiemy do końca, kim on jest, ani skąd się wziął, ale widzimy, jak działa na tych, do których przychodzi. Dla Małgośki bardzo ważne było, żeby reakcje ludzi na Żenię były mocne i zróżnicowane, dlatego dawała aktorom swobodę improwizacji.

Ale ty nie mówisz po polsku, więc jak mogłeś reagować na to, co robili polscy aktorzy?

Jeśli sam chciałem powiedzieć coś innego niż w scenariuszu, zgłaszałem taki pomysł przed ujęciem. Albo oglądałem na YouTubie filmiki, w których pojawiały się interesujące mnie tematy. Na przykład moje przygotowanie do sceny hipnozy tak wyglądało. Małgośka chciała, żebym zadziałał hipnotycznie na bohaterkę, więc oglądałem, jak robią to hipnotyzerzy. Podłapywałem ich zachowania, gesty, słowa i przeniosłem do filmu.

Żenia jest Ukraińcem, który masuje przedstawicieli zamożnej klasy średniej na nowobogackim osiedlu. Dlaczego to, że pochodzi ze Wschodu, było tak ważne dla filmu?

On musiał być elementem obcym, outsiderem, którego bohaterowie nie do końca rozumieją. To, co łączy ludzi na nowobogackim osiedlu, to ideologia, według której najważniejsze są pieniądze, dobry samochód, właściwa szkoła dla dziecka, eleganckie ciuchy i pewna etykieta. Żenię to kompletnie nie obchodzi, a ludzie nie potrafią go rozgryźć. Im nie mieści się w głowach, że można nie chcieć żyć tak jak oni. Żenia wywołuje w nich konfuzję i konsternację, pociąga ich i odpycha jednocześnie.

Jak pracowało ci się na planie w Polsce?

Aktorzy, z którymi grałem, są tak utalentowani, że praca z nimi była czystą przyjemnością. Każdy rozumiał, że sukces przedsięwzięcia zależy od naszej współpracy, dlatego nie było sytuacji, w której ktoś zaczynał grać na siebie. To film z wieloma bohaterami, więc musieliśmy dawać sobie nawzajem przestrzeń i miejsce. Polubiliśmy się. Cieszyliśmy się na spotkanie na premierze filmu w Wenecji.

Premiera "Śniegu już nigdy nie będzie" odbyła się tam w reżimie sanitarnym. Nie było ci żal, że nie możecie razem z całą ekipą świętować sukcesu na bankiecie, tylko w maseczkach nawet na premierowym pokazie musicie siedzieć co drugie miejsce?

Absolutnie nie. Dla mnie to się nawet świetnie rymuje z filmem, który przypomina, że pieniądze nie są w stanie kupić czegoś, co wypełni pustkę duchową. Rymuje, bo pandemia pokazała nam, jak wiele jest rzeczy, nad którymi nie potrafimy zapanować niezależnie od tego, ile mamy na koncie.

Najważniejsze było dla mnie, że mimo maseczek i żelów antybakteryjnych kino przetrwało. Wenecja naładowała mnie radością i nadzieją. Uwierzyłem, że po pandemii zaczniemy organizować świat inaczej i skupimy się na innych wartościach niż tylko nabijanie portfela. To był mój pierwszy festiwal w Wenecji i zapamiętam go na zawsze właśnie dlatego, że to kino stało na nim na pierwszym miejscu, a nie bankiety i szaleństwo.

To dlatego, mimo że robisz karierę w Hollywood, gdzie grałeś w "San Anders" z The Rockiem czy w "Mission: Impossible - Rogue Nation" u boku Toma Cruise’a, czyli w wybuchowych, pełnych efektów filmach, zdecydowałeś się na skromny w porównaniu z nimi projekt Szumowskiej?

Mój agent zobaczył fragment filmu z zarejestrowaną scenę. Pochwalił ją, mówił, że świetnie wypadłem. Kiedy powiedziałem mu, że pomysł na nią pojawił się rano tego samego dnia, gdy ją kręciliśmy, a Małgośka dała mi dopisek do scenariusza w języku polskim i na nim bazowaliśmy, był przekonany, że robię sobie z niego żarty. W Los Angeles nie byłoby opcji na pracę w taki sposób. Tam wszystko jest dokładnie wyliczone i nie ma odstępstw od ustalonego planu. Praca przy "Śniegu już nigdy nie będzie" umożliwiła mi rozwijanie warsztatu.

Jak sobie radziłaś, gdy dostawałeś nowe wytyczne do grania w języku polskim?

Uczyłem się słów fonetycznie. Żeby opanować dobrze dialogi w waszym języku, potrzebowałem wielu tygodni nauki. Kiedy tego czasu nie było, pojawiało się napięcie. I miałem do wyboru: albo się z tego napięcia wycofać i podążać tylko za tym, co wcześniej zaplanowaliśmy, albo przekuć je na naukę w przyspieszonym tempie nowych słów i zdań. Wybrałem to drugie. Takie mam podejście do życia i pracy - lubię korzystać z energii, która się i wokół mnie, i we mnie wytwarza, zamiast ją unicestwiać czy się od niej odcinać.

Obstawiałem, że masz duży talent do języków. Urodziłeś się przecież w Kijowie, ale gdy mówisz po angielsku, nie da się usłyszeć akcentu.

Wszystko dzięki mojej mamie. W Wielkiej Brytanii mieszkałem przez 25 lat i językiem angielskim posługiwałem się na co dzień. Zanim wyjechaliśmy do Londynu, chodziłem w Ukrainie do szkoły anglojęzycznej. Dzięki temu już od małego byłem dwujęzyczny.

Jesteś z pokolenia, które nie zapuszcza korzeni. Ty też czujesz się obywatelem świata?

Bazę mam w Londynie, ale lubię eksplorować nowe miejsca. Nie mam problemu, żeby na jakiś czas pojechać do Ameryki czy Ukrainy albo żeby przeprowadzić się na kilka miesięcy do Hiszpanii. Dlatego też nie mam ambicji, żeby grać główne role w kinie. Chcę się rozwijać i znajdować nowe sposoby wyrażania siebie. A to jest możliwe, gdy gra się więcej postaci drugoplanowych.

Nie lubisz się przywiązywać, ale w "Stranger Things" grasz już w kolejnej serii.

Tak, ale nie zamierzam w nim zostawać na10 sezonów. Mam prostą metodę na karierę: pojawiam się na planie, kradnę show na ekranie i idę dalej!

Źródło artykułu:WP Film
Śniegu już nigdy nie będziewywiadstranger things
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)