To on tchnął nowe życie w Batmana, obsypał złotem Daredevila, pisał scenariusze do sequeli „RoboCopa”, ale i naraził się czytelnikom oraz kolegom po fachu kontrowersyjnymi, mocnymi komentarzami politycznymi.
Parafrazując Churchilla: rzadko kiedy tak wielu zawdzięczało tak dużo jednemu facetowi. Frank Miller to żywy klasyk komiksu, który niejednokrotnie podejmował się karkołomnego zadania i gruntownie przemodelowywał utarte schematy rządzące konwencją (nie tylko) superbohaterską.
To on tchnął nowe życie w Batmana, obsypał złotem Daredevila, pisał scenariusze do sequeli "RoboCopa", ale i naraził się czytelnikom oraz kolegom po fachu kontrowersyjnymi, mocnymi komentarzami politycznymi.
Na polskie ekrany wszedł właśnie chłodno przyjęty za oceanem sequel hitu sprzed lat "Sin City: Damulka warta grzechu", lecz fani twórczości Millera bardziej niż o popularność filmu martwią się o stan zdrowia swojego ulubionego autora...
Tajemnicza choroba?
Miller na tegorocznym Comic-Con w San Diego, gdzie, obok reżysera Roberta Rodrigueza i obsady, promował „Sin City: Damulkę wartą grzechu”, wyglądał, mówiąc wprost, jakby w ciągu ostatnich paru lat postarzał się co najmniej o dwie dekady i schudł dobre kilkanaście kilo.
57-letni komiksiarz jest zaledwie cieniem pełnego energii gościa, który co roku sypał żartami jak z rękawa, rozprawiając podczas paneli dyskusyjnych o Batmanie.
I choć Millera humor i duch nie opuszczają, forumowicze snują kolejne teorie, analizując nowe niepokojące zdjęcia. Rak? AIDS? Sam zainteresowany swojego stanu nie komentuje.
Miasto bezprawia
Mimo że nowy film Rodrigueza furory nie robi, seria, na podstawie której powstał, trafiła do kanonu sztuki komiksowej.
Miller stworzył „Sin City” na początku lat 90., kiedy miał już dość pracy z dużymi wydawnictwami. Korzystając z bliskiej mu estetyki czarnego kryminału, odział swoje postacie w długie trencze, naznaczył moralną ambiwalencją, z gliniarzy zrobił szuje, a namaścił dziwki. Niemal każda kobieta w Basin City to femme fatale, a facet ma swoje za uszami.
Historie Millera były proste jak i jego rysunki, ale niezmiennie sugestywne, unurzane w nihilistycznym zatraceniu; przyniosły mu jeszcze większą sławę i uznanie, choć spotkał się także – nie po raz ostatni – z zarzutami o mizoginizm i homofobię.
Ulice strachu
Zaczynał jako młodziak jeszcze w latach 70., początkowo zajmowały go mniejsze robótki, potem regularnie rysował okładki, aż dostał swój pierwszy poważny przydział: miał przejąć słabo sprzedającą się serię z Daredevilem, wtedy drugoligową postacią Marvela.
Miller oblekł komiks w mrok, aż trudno było uwierzyć, że portretuje ten sam Nowy Jork, po którym radośnie śmiga na pajęczynach Spider-Man. Hell's Kitchen, biedniejszy rejon Manhattanu, ukazał jako istny miejski czyściec, gdzie zaprowadzenie porządku graniczyło z syzyfową pracą.
„Daredevil” pod skrzydłami Millera stał się jednym z najpopularniejszych tytułów wydawnictwa, a on sam mitologię Matta Murdocka uzupełniał jeszcze latami, tworząc chociażby postać jego miłości, zabójczej Elektry, historię o początkach bohatera zatytułowaną „Człowiek, który nie zna strachu” oraz jedno ze swoich największych dokonań: historię „Odrodzony”.
Batman na emeryturze
Miller pracował także dla konkurencyjnego DC Comics, dla którego to wydawnictwa stworzył serię, uznaną za kamień milowy komiksu. „Powrót Mrocznego Rycerza” został wydany w 1986 roku, tym samym co rewolucyjni „Strażnicy” Alana Moore'a.
Podczas gdy arcydzieło Brytyjczyka było dekonstrukcją mitu superbohaterskiego jako takiego, napisana i narysowana przez Millera historia o starzejącym się Batmanie, który raz jeszcze musi wziąć sprawy w swoje ręce – i złapać się za łby z samym Supermanem – pozwoliła spojrzeć na mściciela z Gotham z zupełnie nowej, świeżej perspektywy i zastanowić się nad przyszłością komiksu jako medium, które przeszło przez fazę adolescencji i bezpowrotnie stało się rozrywką także dla dorosłych i świadomych wagi zmian czytelników.
Miller, idąc za ciosem, napisał również osadzony w tym samym uniwersum „Batman: Rok pierwszy”. Za ten komiks zebrał bodaj jeszcze większe laury.
Na wozie i pod wozem
Miller nie zwalniał. Choć w latach 90. pochłaniała go przede wszystkim praca nad autorskim „Sin City”, stworzył, do spółki ze znakomitym rysownikiem Dave'em Gibbonsem, dobrze przyjętą, dystopiczną serię „Martha Washington” oraz futurystyczne „Hard Boiled”.
Obie serie mieszały zjadliwą satyrę społeczno-polityczną z brutalną przemocą i wartką akcją, ujawniając specyficzny humor Millera, którego jednak nie pokochało Hollywood.
Jego scenariusze do sequeli „RoboCopa”, tak jak i same filmy, zostały zmieszane z błotem, choć autor żalił się później, że do tekstu wprowadzono wiele zmian bez konsultacji z nim. Po latach komiksiarz wrócił jeszcze do tematu, pisząc „RoboCop vs. Terminator”.
Hollywoodzka kreska
Myślał, że na tym zakończy się jego współpraca z Hollywood, ale po latach powrócił z kolejnego starcia już z tarczą.
„Sin City” oraz umyślnie pominięte wcześniej „300”, komiks Millera zainspirowany bitwą pod Termopilami, przeniesiony w 2007 na ekran przez Zacka Snydera, okazały się komercyjnymi sukcesami. Rozochocony komiksiarz spróbował swoich sił w reżyserii, adaptując legendarny komiks „Spirit” autorstwa Willa Eisnera, lecz zaliczył spektakularną klęskę.
„300” w tym roku doczekało się sequela, który może nie zachwycił krytyki, ale swoje zarobił. A lada chwila „Ronin” Millera trafi na małe ekrany w formie serialu.
Upadek giganta?
Alan Moore powiedział, że Miller nie stworzył nic godnego uwagi od przeszło 20 lat. To lekka przesada, ale faktem jest, że nie idzie mu co najmniej od dekady z hakiem.
Kontynuacja „Powrotu Mrocznego Rycerza” oraz album o Batmanie stworzony do spółki z Jimem Lee okazały się klapami, a szum wywołał niewybrednymi komentarzami na temat ruchu Okupuj Wall Street, którego członków nazwał „złodziejami i gwałcicielami”, co jednak nie było zaskoczeniem dla zaznajomionych z jego komiksem „Holy Terror”, określonym jako ksenofobiczna, antyislamska propaganda.
Trudno orzec, co teraz szykuje Miller i na ile pozwoli mu zdrowie, lecz z pewnością nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. (bc/gk)