Hammer Films: Burzliwa historia ojców horroru
Historia kultowej wytwórni pełna jest upadków i wzlotów, lecz mimo setek niepowodzeń, legendarna firma nie daje o sobie zapomnieć. Do naszych kin wchodzą właśnie „Uśpieni”, świeża produkcja sygnowana jej charakterystycznym logiem.
Szok! Potwory! Sensacja! Pożądanie!
Takie oto hasła gościły częstokroć na plakatach reklamujących horrory ze stajni Hammer Films, słynnego brytyjskiego studia, które wydało na świat legion maszkar i dziwności różnej maści; studia, którego filmy częstokroć pełne seksualnego rozpasania i sugestywnej przemocy oburzały miliony.
Historia kultowej wytwórni pełna jest upadków i wzlotów, lecz mimo setek niepowodzeń, legendarna firma nie daje o sobie zapomnieć. Do naszych kin wchodzą właśnie „Uśpieni”, świeża produkcja sygnowana jej charakterystycznym logiem.
Hammer reaktywacja
„Uśpieni” nie są pierwszym filmem przebudzonego z trwającego dwadzieścia lat snu Hammera.
Legendarna wytwórnia wykupiona w 2007 roku przez holenderskiego biznesmena otrzymała około pięćdziesięciu milionów dolarów na produkcję nowych, pełnometrażowych filmów grozy.
Owocem tej inwestycji są: amerykański remake wampirycznego „Pozwól mi wejść”, thriller „Rezydent” z Hilary Swank, nawiązujący do klasyki brytyjskiego kina grozy „Wake Wood” oraz niedawna „Kobieta w czerni” z rolą Daniela Radcliffe'a.
Jak feniks z popiołów
Nie jest to też pierwsza reanimacja brytyjskiej wytwórni.
Założone w 1934 roku studio padło zaledwie trzy lata później z czterema filmami na koncie. Musiała minąć dekada, zanim Hammer Films wznowiło działalność.
Z początku produkowano zapchajdziury za grosze, cięto koszty, gdzie tylko się dało – zamiast profesjonalnych atelier wynajmowano wiejskie chałupy – lecz podobna strategia przyniosła zaskakujące efekty. I pieniądze.
Sposób na sukces
Hammer powtórzył przepis na sukces opracowany za oceanem przez studio Universal jeszcze przed drugą wojną światową.
Wytwórnia zaadaptowała na potrzeby ekranu stare opowieści gotyckie z Frankensteinem i Draculą; do budzącego grozę panteonu dokooptowano wówczas jeszcze mumię, potwora z Czarnej Laguny czy wilkołaka.
Brytyjskie studio stworzyło własną galerię okropności. Pierwszym przebojem Hammera było „Przekleństwo Frankensteina” z 1957 roku. Krytycy uznali film za obrzydliwy i epatujący zbędnym okrucieństwem, ale widownia głosowała nogami i portfelami.
Hammer w miniaturze
Metoda Hammera była prosta: trochę odpowiednio paskudnego make-upu, głębokie dekolty i kałuże krwi.
Sensacyjność i obyczajowa śmiałość kolejnych produkcji studia, nierzadko podparte realizatorską maestrią, były jego znakami rozpoznawczymi. Lecz to nie wystarczyło.
Na początku lat siedemdziesiątych kontrkultura wyzwoliła kino głównego nurtu z purytańskich oków i filmy Hammera wydały się wręcz archaiczne. Studio produkowało coraz szybciej i byle jak, aż przeniosło się do telewizji, na potrzeby której zrealizowało dwa dobrze przyjęte seriale.
1986 był ostatnim rokiem działalności drugiej, najsłynniejszej inkarnacji wytwórni.
Dracula, koszmar cenzora
Hammer Films pozostawiło po sobie niezwykłe dziedzictwo i wylansowało wiele gwiazd. Jedną z popularnych do dziś serii są filmy o Draculi, których wyprodukowano łącznie dziewięć.
Pewne novum owych produkcji polegało na odmiennym przedstawieniu samego Księcia Ciemności. Z czającego się w zrujnowanych zamczyskach obmierzłego starucha stał się on przystojnym modnisiem dysponującym nawet podróżną trumną, a jego posiadłość urządzono ze smakiem.
I, oczywiście, uwieszono u jego ramion piękne niewiasty.
Lee, Christopher Lee
Sześciokrotnie w Draculę wcielił się Christopher Lee, dziś aktor bezsprzecznie kultowy i nadal aktywny zawodowo, mimo dziewięciu krzyżyków na karku.
Pewnie grałby krwiożerczego arystokratę do dziś, gdyby nie marne scenariusze, jakie mu proponowano. Lee, rozwścieczony na beznadziejne dialogi, któregoś razu zbuntował się i odmówił nawet ich wygłaszania, dlatego jego szwarccharakter w „Księciu ciemności” nie wypowiada ani jednego słowa.
Aktor odwiesił pelerynę na kołku w roku 1973, po występie w „Szatańskim planie Draculi”.
I Frankenstein stworzył człowieka
Inną sztandarową złowieszczą postacią od Hammera był genialny, acz złowrogi naukowiec Frankenstein, który w siedmiu filmach wyprodukowanych na przestrzeni niemal dwudziestu lat stworzył cały zastęp potworów.
Dobry doktor nie jest już romantycznym młodzieńcem opętanym pyszną ideą dorównania – choć w słusznej sprawie – Bogu, lecz zgorzkniałym i zepsutym do szpiku kości degeneratem, który kłamie, kradnie i zabija, aby osiągnąć swój cel.
Napędza go egoizm, a nie dobro nauki.
Nie taki dobry doktor
Sześciokrotnie w doktora Frankensteina wcielił się Peter Cushing, kolejny flagowy aktor Hammera, bliski przyjaciel Christophera Lee, który grywał też i Van Helsinga czy Sherlocka Holmesa.
Sam Cushing mawiał, że bierze takie role, w jakich chce go oglądać publiczność, dodając: „Niewielu obejrzałoby mnie jako Hamleta i dlatego przyjmę znowu propozycję zagrania Frankensteina, którego zobaczą miliony”.
Peter Cushing zmarł przed dwudziestoma laty.
Szatan i inne opowieści niesamowite...
Hammer Films to nie tylko Dracula, Frankenstein, mumia, zombie i doktor Jekyll. Do kanonu weszły także słynne horrory okultystyczne jak „Narzeczona diabła” ze scenariuszem Richarda Mathesona oraz „Córka dla diabła” na podstawie książki Dennisa Wheatleya.
Trzeba pamiętać, że brytyjskie studio zajmowało się również filmami, które z kinem grozy nie miały nic wspólnego, jak adaptacja przygodowej powieści Ridera Haggarda „Ona”, czarna komedia „Uroczystość rodzinna” z Bette Davis, czy słynne „Milion lat przed naszą erą” z Raquel Welch.
Ostatnim zaś filmem pełnometrażowym wyprodukowanym przez Hammera był remake słynnego dzieła Alfreda Hitchcocka „Starsza pani znika”, którego porażka pogrążyła studio i niemal doprowadziła je do bankructwa.
Teraz jednak wytwórnia złapała trzeci oddech. Zapewne jeszcze nie raz nas zaskoczy.
(bc/mf)