''Hitman: Agent 47'': Zabili go i uciekł [RECENZJA BLU‑RAY]
Udane ekranizacje gier wideo można policzyć na palcach jednej ręki. W starciu z tą problematyczną materią poległ również niemiecki reżyser polskiego pochodzenia, Aleksander Bach. Mimo że jego debiutancki „Hitman: Agent 47” w jakimś stopniu trafnie oddaje niektóre aspekty serii studia Square Enix, to na poziomie scenariusza nadal jest kinem klasy B zrobionym za nieco większe niż zwykle pieniądze.
Pistolety Silverballer, garota, garnitur, czerwony krawat, kod kreskowy i łysa glaca – wszystko się zgadza. Rupert Friend to wypisz, wymaluj 47 – główny bohater kultowej serii gier z pogranicza składanki i third-person shootera, zapoczątkowanej w 2000 roku, a dziś liczącej osiem odsłon. Najnowsza, poprzedzona wymyślną kampania promocyjną, ukazała się w marcu tego roku. W każdej z nich gracz wciela się w tytułowego zabójcę, który dysponując imponującym wachlarzem uzbrojenia i umiejętności sukcesywnie, po ciuchu i z zaskoczenia wyprawia na tamten świat kolejnych przeciwników. I o ile znany z serialu „Homeland” brytyjski aktor wygląda i zachowuje się jak bohater gry, o tyle sensacyjna konwencja filmu dla ortodoksyjnych fanów może okazać się trudna do przełknięcia. Nie będą za to narzekać mało wymagający miłośnicy akcyjniaków napędzanych hektolitrami CGI. Twórcy zadbali bowiem o masę pomysłowo sfilmowanych strzelanin, dynamicznie zmontowanych pościgów i mordobić, choć te najbardziej efektowne znalazły się w
zwiastunie i materiałach promocyjnych.
Problem z „Agentem 47” będą mieli z kolei ci widzowie, a zapewne jest ich większość, którzy zawracają sobie głowę takimi drobiazgami jak scenariusz czy aktorstwo. Oczywiście „Hitman: Agent 47” to film z gatunku tych, od których nie wymaga się nie wiadomo czego. Jednak trudno przejść do porządku dziennego nad tak skrajnie nonsensowną, rozłażącą się w szwach historią, jaką zaproponował duet Skip Woods i Michael Finch. Jeśli dodamy do tego niezamierzenie komiczne dialogi (np. wyborna scena, kiedy bohaterka nie znając imienia i nazwiska swego ojca próbuje znaleźć go w berlińskich archiwach) okaże się, że Bach powinien jednak zajmować się tym, co wychodzi mu najlepiej – kręceniem reklam. Ktoś powie, że jego film jest lepszy od pierwszej ekranizacji gry w reżyserii Xaviera Gensa z 2007 roku. Cóż, to żadne osiągnięcie - wszystko jest od niej lepsze.
Wydanie Blu-ray:
Deleted Scenes: czyli trzy sceny, które ostatecznie nie trafiły do filmu. Całość trwa nieco powyżej czterech minut.
The Hit Counter: to po prostu film z wyświetlającymi się podczas seansu storyboardami, animowanymi symulacjami scen CGI, przypisami dotyczącymi powstawania produkcji i gry komputerowej oraz licznikiem ofiar. Pomysł dobry, acz brak jakiegokolwiek wpływu na pojawianie się okienek jest nieporozumieniem (podobny, acz nieco rozbudowany, system interaktywnych fiszek świetnie sprawdził się w „Exodus: Bogowie i królowie”, jednak tam widz miał nad ich obecnością pełną kontrolę).
Re-Imagining Hitman: 6-minutowy reportaż skupiający się na postaci Agenta 47, zilustrowany wypowiedziami producenta, reżysera oraz obsady.
Ultimate Action: Staging the Fights: prawie 7-minutowy making-of poświęcony kulisom kręcenia niektórych scen akcji.W materiale znalazły się zdjęcia zza kulis oraz wypowiedzi aktorów i ekipy.
”Hitman: Agent 47” Comic:uzupełnienie fabuły w postaci komiksu oficyny BOOM! Studios.
Making of the Comic Book: czyli kulisy powstania wspomnianego komiksu (niecałe dwie minuty).
Promotional Featurettes: to pięć króciutkich materiałów promocyjnych poświęconych różnym aspektom fabularnym scenariusza. Całość trwa łącznie prawie siedem minut.
Gallery:czyli zestaw fotosów.
Poster Gallery: zbiór alternatywnych plakatów, niekiedy prezentujących się o wiele ciekawiej niż oficjalna wersja.
Theatrical Trailers: wiadomo