Indiana Jones w wersji Performance Capture
Zawsze znajdzie się ktoś, kto może coś złego o tobie powiedzieć. Najważniejsze jest jednak, aby samemu o sobie źle nie myśleć – takie słowa wypowiedział kapitan Baryłka do Tintina, nieustraszonego łowcy tajemnic, który też czasem miewa chwile słabości i zwątpienia.
28.10.2011 | aktual.: 02.04.2019 15:13
Tak też może pomyślał Steven Spielberg biorąc na warsztat (do spółki z producentem Peterem Jacksonem)
kultowy komiks, bo przecież zmierzyć się Amerykaninowi z legendą tkwiącą w sercach tysięcy Europejczyków, to nie jest proste wyzwanie. Uważany za jednego z największych wizjonerów kina, autor oscarowego obrazu Poszukiwacze zaginionej arki, animacją zajął się po raz pierwszy. Wyraźnie jednak widzimy tu echa jego przygodowych produkcji z lat 80-tych. Sam reżyser nie zaprzecza zresztą podobieństwu przygód Tintina z nieśmiertelną postacią Indiany Jonesa. Mamy tu zagadkę do rozwiązania, klątwę, przygodę, pościg (gonitwy po ulicach marokańskiego miasta nie powstydziłby się sam James Bond)
, chwile załamania i tryumfu. Pozytywni bohaterowie mierzą się z
czasem i przestrzenią, ale i własnymi słabościami, lękiem, nałogami i niedowartościowaniem. Negatywni krzyżują im plany by ostatecznie zostać pokonanymi przez swoją pychę i żądzę zemsty. Brak kobiecych postaci sprawia, że cała akcja rozgrywa się wokół męskiej rywalizacji.
Popularność rudowłosego bohatera belgijskiego rysownika Herge, który zawsze przedstawiany był w biegu na kolorowych okładkach kolejnych numerów, rozpoczęła się w 1929 roku i trwa do dziś. Czym zaskarbił sobie taką sympatię? Energią, ciekawością świata, poszukiwaniem tajemnicy, niezniechęcaniem się w razie niepowodzeń? Młody reporter-detektyw, podczas odkrywania napotykanych w codziennym życiu zagadek, wyrusza w najbardziej egzotyczne zakątki świata, a czasem... po prostu do biblioteki. Tym razem zauroczenie przypadkowo wypatrzonym na bazarze modelem statku ściągnie na niego zainteresowanie typów spod ciemnej gwiazdy i zawiedzie do północnych wybrzeży Afryki. Poszukiwaniom zatopionego w odległych czasach okrętu Jednorożca, na którego pokładzie – jak głosi przekazywana z pokolenia na pokolenie legenda – znajduje się bezcenny skarb, towarzyszy pewna klątwa, która zaważyła na życiu jego potencjalnych spadkobierców. Dokonując oryginalnego zakupu, również Tintin ulega jej czarowi. W odnalezieniu odpowiedzi a także
w wyciąganiu z tarapatów (a czasem wpakowywaniu w nie) dociekliwemu odkrywcy pomagają nieporadni przyjaciele: specyficznie inteligentni detektywi Thompson&Thompson, kapitan Baryłka, któremu alkohol przerzedził funkcję logicznego myślenia, a także wyjątkowo bystry pies Miluś.
Dużą zaletą filmu jest błyskotliwy język i nienachalny dowcip (daleki od typowego dla amerykańskich produkcji), którymi autorzy chcieli oddać nastrój oryginału. Także plastyczne tło i pięknie dobrane kolory, a także dopracowane detale, jak choćby szczegółowo odtworzone zachowanie psa czy cienie i odbicia w szkle, pieszczą oko widza w każdej scenie poczynając od nabycia tajemniczego statku na pchlim targu. Dzięki temu widzimy obraz tak realny, że czasami ulegamy złudzeniu, czy to jeszcze animacja komputerowa czy już film fabularny. Nie ulega wątpliwości, że technika Performance Capture – chyba najlepiej jak do tej pory wykorzystana w filmie – jest największym atutem tego przedsięwzięcia. Zamiarem autorów było, aby nadając postaciom cechy żywych osób, nie przytłoczyć ich wizerunkiem i grą gwiazd ekranu. Metoda polegająca na animacji ruchów i mimiki twarzy w oparciu o grę prawdziwych aktorów sprawia, że twarze rysowanych bohaterów nie są pozbawione wyrazu i oddają jego uczucia. W ten sposób z gestów kapitana
możemy odczytać nie tylko poalkoholowe otępienie, ale także jego własną niemoc i rozczarowanie życiem. A to wszystko jeszcze spotęgowane efektem 3D, który – w przeciwieństwie np. do Alicji w Krainie Czarów, też wykorzystującej tę technikę – sprawia, że jest sens siedzieć 1,5 godziny w niewygodnych okularach bo efekt widzi się i czuje.
Film polecam oglądać w oryginale z napisami (jest też wersja z dubbingiem), aby nie pozbawiać się przyjemności doświadczania świetnie wykonanej oprawy dźwiękowej. Głosu tytułowemu bohaterowi użyczył sam Jamie Bell – niezapomniany z roli Billy'ego Elliota. W rolach głównych wystąpili też Andy Serkis (jako kapitan Baryłka) oraz Daniel Craig (jako Rackham Czerwony). Rozczarować, a raczej pozostać niezauważalną, może ścieżka dźwiękowa Johna Williamsa, która właściwie przewija się nie absorbując uwagi. Raczej nie zapadnie w ucho jak inne charakterystyczne motywy tego autora, znane np. z Gwiezdnych Wojen czy przygód młodego Indiany Jonesa.
Mimo wielu niezaprzeczalnych walorów po projekcji filmu czułam lekką dezorientację, w której nie byłam osamotniona. Nie potrafiłam wprost odpowiedzieć samej sobie na proste pytanie: czy ten film mi się podobał? Czy mogę go, zgodnie z własnym sumieniem, polecać innym? Bo niby wszystko było jak być powinno i bez zniecierpliwienia śledziłam od początku do końca i fabułę i jej sposób przedstawienia, ale mimo że wzrok nie odrywał się od ekranu, to umysłem nie potrafiłam wejść w tę przygodę. Tego samego zabrakło mi we wspomnianej adaptacji opowieści Lewisa Carrolla. Wtedy też nie odnalazłam w kinie tej fascynacji, z jaką przerzucałam strony książki o Alicji i jej dziwacznych towarzyszach. Może autorzy, kładąc największy nacisk na technologię i wrażenia wizualne, pominęli jakiś ludzki element wrażliwości, który wiele lat temu zadecydował o tym, że prosty komiks stał się legendą. A może to celowy zabieg, aby w przygodach skierowanych do młodego odbiorcy nie podawać mu wszystkiego na tacy. By zostawić trochę
przestrzeni dla jego własnej interpretacji, tak by mógł po swojemu spojrzeć na świat pełnego entuzjazmu Tintina oczami własnej wyobraźni, która z prostych konstrukcji rozwija własne opowieści. Autorzy, doprowadzając do perfekcji wizualną stronę filmu, być może celowo nie chcieli przedobrzyć z czymś, co w nieskomplikowanej historii narysowanej prostą kreską zostało w pamięci wielbicieli rudowłosego bohatera komiksu. Czyżby to zatem mi zabrakło dziecięcego zachwytu dlatego nie wciągnęłam się w pełni w doznania bohaterów? Nasze wspomnienia z dzieciństwa potrafią być tak doskonałe, że trudno je komukolwiek powtórzyć, nawet mając do dyspozycji nieograniczone środki techniczne. Dla wszystkich, którzy chcieliby jednak ponownie spróbować zmierzyć swoją wrażliwość z wizją Spielberga i Jacksona dobra wiadomość: obaj panowie od samego początku zaplanowali stworzenie trylogii o Tintinie i jego perypetiach, a scenariusz dalszych części czeka już na realizację.