Recenzje“Ja, Godard” [RECENZJA]: pstryczek w nos. Hazanavicius wszedł z kamerą do łóżka Godarda i wywlekł wszystkie jego brudy

“Ja, Godard” [RECENZJA]: pstryczek w nos. Hazanavicius wszedł z kamerą do łóżka Godarda i wywlekł wszystkie jego brudy

Uwielbiają go Martin Scorsese, Quentin Tarantino i Wong Kar-wai. Ale Michel Hazanavicius dał Jean-Luc Godardowi, papieżowi francuskiej Nowej Fali pstryczka w nos. Na szczęście obyło się bez krwi. “Ja, Godard” jest słodko-gorzkim, lekko prześmiewczym i zabawnym portretem mistrza, opowiadającym o rozpadzie jego małżeństwa z dużo młodszą Anne Wiazemsky - przypominamy naszą recenzję filmu, który wchodzi do kin 2 lutego.

“Ja, Godard” [RECENZJA]: pstryczek w nos. Hazanavicius wszedł z kamerą do łóżka Godarda i wywlekł wszystkie jego brudy
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Łukasz Knap

02.02.2018 | aktual.: 02.02.2018 13:48

Gdy Godard dostał do wglądu scenariusz filmu o sobie, podobno nigdy więcej nie odezwał się do Michela Hazanaviciusa. Ciekawe, czy skomentuje dzieło po premierze, ale nie zdziwiłbym się, gdyby postanowił je przemilczeć. Co by o nim nie powiedzieć, jego zasługi dla rozwoju kina są niepodważalne. Wielkim reżyserem był i kropka. Jakim był człowiekiem?

W filmie Hazanaviciusa reżyser jest przekornym, inteligentnym, dowcipnym i nie umiejącym usiedzieć zbyt długo w jednym miejscu cholerykiem. Bohater złożony. Ani tyran, ani ciepła kluska. Czuły i zaborczy, rozpolitykowany i zarazem dziwnie autystyczny. Gdy poznał Anne Wiazemsky, młodszą od niego, uroczą i śliczną studentkę, czuł, że może przenosić góry. Kiedy ich związek zaczął się psuć? Gdy zaczęli sobie uświadamiać, że się różnią i różnice te stają się nie do zniesienia.

Podobno Godard wiedział, że Anne odejdzie. Czy przesądziła o tym różnica wieku? I tak, i nie. Gdy się poznali, ona była zapatrzona w Godarda jak w obrazek, z czasem zrozumiała, że nie chce być tylko żoną swojego męża. Gdy zaczęła się usamodzielniać, on zaczął być zaborczy i panicznie bał się, że go zdradzi.

Przeczytaj wywiad z reżyserem:

Znajoma dziennikarka zarzuciła “Ja, Godard” seksizm, bo kamera żeruje na nagości Stacy Martin (grającej Anne), pojawiającej się au naturel w ociekających seksem scenach znacznie częściej niż partnerujący jej Garrel. Zarzut chybiony o tyle, że seksistowski jest bohater, traktujący swoją żonę jak własność, nie film Haznaviciusa, który właśnie tę właściwość, nomem omen, obnaża. Pokazuje, że król jest nagi.

Poza wszystkim, film jest koncertowym popisem talentu Louisa Garrela. Jego rola jest przemyślana od a do z. Sylwetka, sposób poruszania i charakterystyczne seplenienie - wszystko to pracuje na fenomenalną rolę, która zasługuje na każdą nagrodę.

Oczywiście, można, a nawet trzeba zadać pytanie, czy to fair robić film o (żyjącym) mistrzu, żeby pokazać cienie jego życia? Co by nie powiedzieć o “Ja, Godard” - że sprawnie nakręcony, zabawny i fantastycznie obsadzony - trzeba dodać, że karmi się plotką. Scenariusz powstał w oparciu o książkę biograficzną Wiazemsky, trudno nie zakładać, że pisząc historię ich małżeństwa, które zakończyło się rozwodem, kierowała się obiektywizmem. Godardowi dostaje się zdecydowanie bardziej niż Anne. Nie da się jednak ukryć, że pranie brudów Godarda w kinie po prostu świetnie się ogląda.

Ocena 7/10
Łukasz Knap

Obejrzyj zwiastun filmu

Obraz
© Materiały prasowe
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)