Jacek Borkowski: NIc nie jest w stanie zniszczyć jego szczęścia
16.04.2015 | aktual.: 22.03.2017 20:47
Utalentowany, przystojny i inteligentny, jednak, jak sam przyznaje, nie cieszy się wśród widzów zbyt wielką sympatią.Powód? Na ekranie najczęściej wcielał się w postanie negatywne i niezbyt lubiane – jak chociażby Piotr Rafalski z „Klanu” czy Mariusz Pęczek w „Na Wspólnej”. Ale nie tylko dlatego.
Utalentowany, przystojny i inteligentny, jednak, jak sam przyznaje, nie cieszy się wśród widzów zbyt wielką sympatią.
Powód? Na ekranie najczęściej wcielał się w postaci negatywne i niezbyt lubiane – jak chociażby Piotr Rafalski z „Klanu” czy Mariusz Pęczek w „Na Wspólnej”. Ale nie tylko dlatego.
Jacek Borkowski*, który 16 kwietnia skończył 56 lat, od dawna toczy boje z mediami, które nader chętnie rozpisują się na temat jego życia osobistego. *I nierzadko publikują niesprawdzone, nieprawdziwe informacje.
On sam jednak już dawno przestał się tym przejmować, nie zabiega o niczyje względy. Wreszcie, po latach niepowodzeń, odnalazł prawdziwą miłość i, jak twierdzi, nic nie jest w stanie zniszczyć jego szczęścia.
''Mówili na mnie Baleron''
Nie miał łatwego dzieciństwa. Choć wychowywał się pod opieką kochającej, opiekuńczej matki, nie mógł liczyć na swojego ojca, który wpadł w szpony nałogu alkoholowego. I ze smutkiem przyznawał, że lepiej by im było bez niego.
Babcia, chcąc wynagrodzić chłopcu wszystkie nieszczęścia, ciągle go dokarmiała, przez co mały Borkowski szybko zaczął przybierać na wadze. A to również nie ułatwiało mu życia.
- W podstawówce wyglądałem jak jedno wielkie nieszczęście. Byłem gruby, strasznie gruby. Mówili na mnie Baleron – wyznawał w Super Expressie. - Gdy miałem lat 11, no, może 12, ważyłem ponad 100 kg i naprawdę byłem bardzo kwadratowy. Moja nadopiekuńcza babcia przynosiła mi do szkoły kanapki na każdej przerwie i to dało efekt.
''Los grubasów jest tragiczny''
Nieszczęśliwy, stłamszony przez rówieśników, pocieszenia szukał w książkach i w teatrze, do których miłością zaraziła go zakochana w sztuce mama. Dopiero po kilku latach udało mu się zrzucić nadprogramowe kilogramy.
- Los grubasów w szkole jest tragiczny – opowiadał w Super Expressie. - Dzieci są okrutne, ja to przeżyłem. Żeby schudnąć, prawie nic nie jadłem. Jeśli ktoś myśli, że są jakieś diety cud, to jest w wielkim błędzie. Po prostu trzeba nie jeść.
Jednak dzięki temu, że tyle czasu poświęcał książkom i nauce, szybko wyprzedził program nauczania. - Kiedy poszedłem do liceum, nudziłem się, bo umiałem więcej niż ode mnie wymagano – wyjawiał. - Także bardzo szybko skończyłem liceum i studia. Miałem 20 lat, gdy zostałem aktorem z dyplomem Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie...
Pomocna sprzątaczka
Ale niewiele brakowało, a Borkowski o szkole teatralnej mógłby tylko pomarzyć. Jak przyznawał, początkowo wcale nie myślał o aktorstwie, chciał zostać piosenkarzem, ale ostatecznie zrezygnował z Akademii Muzycznej.
- Wtedy doszedłem do wniosku, że to jakiś absurd, że niczego tam nie uczą – wyznawał w Super Expressie. Kiedy jednak dotarło do niego, że jeśli nie pójdzie na studia, będzie musiał odbyć służbę wojskową, a przypadkiem znajdował się zaraz obok szkoły teatralnej, postanowił się do niej zapisać. Nie wiedział, że minął już termin składania podań.
- Wszedłem do środka, w holu stała sprzątaczka – opowiadał. - Zapytałem, gdzie mogę złożyć papiery, a ona: "Chłopczyku, ale już jest za późno, lista zamknięta". Chyba musiałem się trochę obruszyć za tego "chłopczyka". Odburknąłem jej coś, ale zdaje się niezbyt grzecznie. "Proszę mi tylko pokazać, gdzie jest dziekanat", nalegałem. Niestety, w dziekanacie potwierdzili, że jest już za późno. Ale nagle otworzyły się drzwi, a w nich pojawiła się owa sprzątaczka: "Przyjmijcie papiery od tego chłopca", powiedziała. Okazało się, że to była prof. Rena Tomaszewska, prorektor uczelni. Stanął przed komisją egzaminacyjną – i zdał.
Uciekający pan młody
Na ekranie zadebiutował w 1978 roku, i od tamtej pory grywał regularnie, choć zazwyczaj obsadzano go w niewielkich, drugoplanowych rolach. Ale nie narzekał –* równocześnie realizował się na teatralnej scenie i śpiewał.*
Lecz chociaż ułożył sobie życie zawodowe, długo nie mógł znaleźć szczęścia w miłości. Pierwszą narzeczoną, jak przyznawał ze wstydem, porzucił przed ołtarzem. - Mieliśmy już termin ślubu, obrączki. Wszystko! - mówił w Super Expressie. - Moja narzeczona była spod Zielonej Góry. Dzień przed ślubem spakowała się, wsiadła w pociąg, by zjawić się w Warszawie. Czekałem na dworcu, czekałem i nagle pomyślałem: "Kurczę, chyba za wcześnie na ten ślub...". Miałem 19 lat i przyznam, przestraszyłem się. Co robić? Kupiłem bilet powrotny i wręczyłem jej. Wiem, zachowałem się koszmarnie, do dziś mam moralnego kaca.
Dopiero rok później zdecydował się ożenić – jego wybranką została koleżanka ze studiów, Elżbieta Jasińska.
Trudne rozstanie
Z Elżbietą rozstał się już po 8 miesiącach, choć w przyjaznej atmosferze. - Myślę, że konkurowanie ze sobą zabiło naszą miłość – wyznawał w Super Expressie.
Ale nie zniechęciło go to do małżeństwa. Wkrótce potem poślubił Katarzynę. W 1983 roku na świat przyszła ich córka Karolina. Jednak, jak twierdził Borkowski, nie był to szczęśliwy związek, a rozstanie było do przewidzenia. - Więcej nas dzieliło, niż łączyło – mówił w Gali Tkwiłem w tym związku 20 lat, bo chciałem, żeby nasza córka wychowywała się w pełnej rodzinie. Kiedy się usamodzielniła, mogłem z czystym sumieniem odejść.
Nie spodziewał się, że rozwód okaże się tak trudny. Katarzyna miała do niego żal, oskarżała go, że porzucił ją dla młodszej kobiety i pozbawił dachu nad głową, zatajał swoje dochody i nie chciał płacić alimentów. Borkowski twierdził zaś, że to wszystko nieprawda i żona się na nim mści.
''Nie mam sobie nic do zarzucenia''
I miałaby po temu powód, bo Borkowski, jeszcze zanim uzyskał rozwód, błyskawicznie ułożył sobie nowe życie z poznaną w kawiarni w 2002 roku Magdaleną, w której „zakochał się od pierwszego wejrzenia”.
- To jest właśnie ta chemia – opowiadał w Gali. - Dopada człowieka i koniec. Poznaliśmy się 27 listopada, a już 3 stycznia zamieszkaliśmy razem. Wkrótce na świat przyszedł ich syn Jacek, a później córka Magda.* Po pięciu latach, kiedy aktorowi udało się wywalczyć rozwód, poślubił Magdalenę.*
I wreszcie mógł odetchnąć, bo gdy jego życie się ustabilizowało, dziennikarze przestali go śledzić. - Pisano o mnie i mojej partnerce różne bzdury.Prześcigano się w wymyślaniu historii na temat naszego związku. Kiedy odmawiałem wypowiedzi, i tak pisali, co chcieli – wspominał. - Byłem obmawiany i szkalowany. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło.
- Jeśli chodzi o mnie, popełniłem wiele błędów i mam tego pełną świadomość – dodawał. - Nigdy jednak nie wstydziłem się tego, co zrobiłem. Nie mam sobie nic do zarzucenia. W kwestii moralności również. A to, jak oceniają mnie inni, to ich sprawa...