Jedna z najgłośniejszych spraw kryminalnych PRL-u. Tragiczne losy Mieczysława Gajdy
W wieku 85 lat zmarł Mieczysław Gajda. Dla większości polskich widzów jego charakterystyczny głos nieodparcie kojarzy się z dzieciństwem. To nim mówili m.in. Smerf Ważniak, Kaczor Daffy czy postacie z kreskówek Hanny-Barbery. Mało kto pamięta, że na początku lat 70. był też obiecującym aktorem. Niestety, jego karierę zaprzepaściła ślepa miłość i i udział w kryminalnym skandalu, który 40 lat temu wstrząsnął środowiskiem artystycznym Warszawy.
Krzysztof Tomasik, autor książki „Gejerel. Mniejszości seksualne PRL-u”, pisze, że proces, w którym na ławie oskarżonych oprócz Gajdy zasiedli też jego partner oraz młody kochanek, był jedną z najgłośniejszych i najchętniej komentowanych spraw kryminalnych PRL-u. Co wydarzyło się na początku lat 70.?
Dobrze się zapowiadał
Urodził się 13 czerwca 1931 roku w Warszawie. 24 lata później ukończył stołeczną PWST. Na dużym ekranie zadebiutował w połowie lat 50. małą rolą w wojennej „Godzinie nadziei” Jana Rybkowskiego na podstawie scenariusza Stanisława Różewicza. Gajda zagrał mało znaczący epizod – nie wymieniono go nawet w napisach końcowych – jednak szybko zauważyli go inni twórcy.
W kolejnych latach regularnie pojawiał się zarówno na dużym ekranie, jak i w Teatrze Telewizji. Uwagę krytyków zwrócił szczególnie we „Wspólnym pokoju” Wojciecha Jerzego Hasa, gdzie partnerował Beacie Tyszkiewicz, oraz w „Awanturze o Basię” Marii Kaniewskiej.
Gajda był ofiarą?
Obiecująca kariera legła w gruzach w 1972 roku. To właśnie wtedy 41-letni artysta zasiadł na ławie oskarżonych obok wieloletniego partnera Jerzego Nasierowskiego i jego młodziutkiego kochanka Andrzeja Rukuszewicza. Do tamtych wydarzeń i głośnego procesu wraca Krzysztof Tomasik, przywołując reportaż Barbary Seidler, która relacjonowała całe zajście, zaznaczając, że Gajda okazał się w całej sprawie najbardziej poszkodowany.
Poznał go pod ''budką z piwem''
Jerzy Nasierowski, podobnie jak Gajda, był aktorem filmowym i teatralnym. Uroda amerykańskiego amanta sprawiła, że błyskawicznie upomniało się o niego kino. Wszystko skończyło się, kiedy Nasierowski związał się z 17-letnim hydraulikiem, poznanym pod „budką z piwem” – jak relacjonował Gajda - Andrzejem Rukuszewiczem. Obaj przeprowadzali skoki na warszawskie mieszkania znajomych i przyjaciół Nasierowskiego.
W wielu wywiadach i książkach, które Nasierowski pisał podczas odsiadki, aktor podkreślał, że kradzieży dokonywał z nudów. Była to dla niego zabawa i „romantyczna przygoda”. Z taką wersją nie zgadza się Barbara Seidler. Dość powiedzieć, że Nasierowski trudnił się aktorstwem dorywczo, nie był już związany z żadną z warszawskich scen i żył na koszt Gajdy.
Do tragedii doszło bez udziału Nasierowskiego. Kochanek artysty wraz z kolegą włamali się do mieszkania słynnej aktorki Miry Zimińskiej. Tam natknęli się na jej gosposię, którą za mocno zakneblowali. Kobieta zmarła.
''Kochałem go, chciałem mu poświęcić swoje życie''
Jak zauważa autor „Gejerel. Mniejszości seksualne PRL-u”, Gajda wiedział o wszystkich kradzieżach Nasierowskiego, a w niektórych miał brać nawet udział. Podczas rozprawy zeznał, że próbował przebłagać partnera, aby ten skończył z przestępczym procederem.
- Poznałem Nasierowskiego w szkole aktorskiej. To on pierwszy zwrócił na mnie uwagę. Broniłem się przed nim. Próbowałem ze sobą walczyć, próbowałem walczyć ze swoim uczuciem do niego. Potem skapitulowałem. Związałem się z nim. Kochałem go, chciałem mu poświęcić swoje życie. To był kiedyś wspaniały człowiek. Byłem z nim związany 14 lat. Byłem szczęśliwy, kiedy mogłem mu dać z siebie wszystko - tak w mowie obronnej Gajda opowiadał o relacjach, jakie łączyły go z oskarżonym.
''Dawał mu nadzieję na swoją miłość, żyrował go z pieniędzy''
W toku procesu wyszło na jaw, że Gajda utrzymywał swojego partnera. Mimo tego Nasierowski „chciał mieć wszystko najlepsze, najładniejsze – samochód, mieszkanie, antyki”.
*- Miotały nim namiętności, te najskrytsze, najgłębsze. Przypominali o tym – stając za barierką dla świadków – jego koledzy i znajomi, którzy widywali się z nim, obserwowali depresje, jakie przeżywał, stany rozdrażnienia, w jakie popadał, jego szarpaninę i miotanie się. Nie wiedzieli jednak, że on od pewnego czasu dźwiga jeszcze na swoich barkach okrutną wiedzę o człowieku, którego kochał, który go zdradził, wybierając sobie innego partnera, a przecież przyzywał go do siebie od czasu do czasu; dawał mu nadzieję na swoją miłość, żyrował go z pieniędzy *– pisała Barbara Seidler w reportażu opublikowanym w 1973 roku.
Legenda polskiego dubbingu
11 września 1974 roku Sąd Najwyższy zatwierdził wyrok sądu wojewódzkiego skazujący Rukuszewicza i Nasierowskiego na kary po 25 lat pozbawienia wolności. Gajdzie udowodniono, że był winien trzech spośród zarzucanych mu czynów. Skazano go na dwa lata więzienia i grzywnę w wysokości 30 tys. zł.
Po odsiedzeniu kary udało mu się wrócić do zawodu. Występował w przedstawieniach Teatru Telewizji, jednak prawdziwą popularność zdobył użyczając głosu postaciom z kultowych filmów animowanych.
- Dubbing to nie tylko aktorzy i reżyserzy. To także technicy, którzy czuwają nad całym skomplikowanym sprzętem, przez co ich profesjonalizm wzbudza nasz największy podziw. To także kierownicy produkcji, którzy ze zrozumieniem i cierpliwością muszą uzgadniać poszczególne terminy, to także urocze panie w rachubie i ogromnie miły moment odbierania gaży u przemiłego pana Krzysia. Zawsze z przyjemnością idę do dubbingu, bo wiem, że pracuję tam zawodowo, wzmacniam się materialnie, ale spotykam się również z grupą moich serdecznych przyjaciół - mówił Gajda w wywiadzie dla dubbing.pl.
Na wielkim ekranie pojawił się po raz ostatni dwa lata temu w "Walpurgii" Marcina Bortkiewicza. Był to jego pierwszy występ przed kamerą od 1993 roku.