Jolanta Fraszyńska: Wreszcie z nadzieją patrzy w przyszłość
22.09.2015 | aktual.: 22.03.2017 15:45
Do trzech razy sztuka? To powiedzenie doskonale sprawdziło się w przypadku Jolanty Fraszyńskiej. Po dwóch nieudanych związkach aktorka powoli zaczęła tracić nadzieję, że jeszcze kiedyś odnajdzie szczęście. Zmagała się z nerwicą i depresją, a przepowiednię wróżki, że niebawem się zakocha, zbyła śmiechem.
Do trzech razy sztuka? To powiedzenie doskonale sprawdziło się w przypadku Jolanty Fraszyńskiej. Po dwóch nieudanych związkach aktorka powoli zaczęła tracić nadzieję, że jeszcze kiedyś odnajdzie szczęście.
Zmagała się z nerwicą i depresją, a przepowiednię wróżki, że niebawem się zakocha, zbyła śmiechem. Tymczasem miłość czekała na nią tuż za rogiem.
Jolanta Fraszyńska i Tomasz Zieliński udowodnili, że prawdziwe uczucie potrafi przetrwać najgorsze i najtrudniejsze chwile.
On pomógł jej wyjść z dołka psychicznego, ona czuwała przy jego łóżku po poważnej operacji.Teraz wreszcie z nadzieją patrzą w przyszłość.
Młodzieńcza miłość
Roberta Gonerę Fraszyńska poznała we wrocławskiej szkole teatralnej.
- Uczucie, które połączyło mnie i Roberta, było czymś niesłychanie pięknym, czystym – przytacza jej słowa "Na żywo".
Pobrali się szybko, w 1990 roku, a zaraz potem na świat przyszła ich córka Nastka.
Ale choć doskonale się dogadywali i mieli wspólne pasje, już wkrótce w małżeństwie pojawiły się pierwsze zgrzyty. Coraz częściej się kłócili.
– Wtedy jeszcze nie znałam mocy kompromisu, więc nie wiedziałam, że trzeba się nim posługiwać w dorosłym życiu – mówiła Fraszyńska w "Gali". Rozwód okazał się kwestią czasu.
Zgoda buduje
Dla obojga rozstanie było trudnym przeżyciem. Przyznawali, że decyzję o ślubie podjęli zbyt wcześnie, nie dojrzeli do założenia rodziny.
Po rozwodzie niemal zupełnie zerwali ze sobą kontakt, spotykali się tylko wtedy, gdy Gonera przyjeżdżał w odwiedziny do córki. To właśnie podczas jej osiemnastych urodzin postanowili odłożyć na bok wszystkie żale. Pogodzili się, a obecnie ich relacje są wzorowe.
Wyznają, że nie żywią już do siebie urazy. I zgodnie twierdzą, że nie żałują tego związku, a Nastka „jest dowodem na to, że było warto być razem, skoro z tej miłości narodził się taki wspaniały człowiek”.
Niekorzystne pierwsze wrażenie
Z Grzegorzem Kuczeriszką, operatorem, po raz pierwszy Fraszyńska spotkała się na planie filmowym, ale wówczas nie zwrócili na siebie uwagi.
Dopiero po dwóch tygodniach udało się jej zatrzeć to niekorzystne pierwsze wrażenie. I wkrótce zostali parą.
Alkohol zabił tę miłość
Tym razem ślub był decyzją przemyślaną i wydawało się, że Fraszyńska i Kuczeriszka są dla siebie stworzeni.
Chętnie opowiadali o swoim uczuciu, nowy partner aktorki świetnie dogadywał się z Nastką, toteż Fraszyńska była w siódmym niebie. A kiedy na świat przyszła Aniela, wydawało się, że nic nie jest w stanie zmącić jej szczęścia.
Niestety, i tym razem na pozornie idealnym związku zaczęły pojawiać się rysy. Kuczeriszka coraz częściej zaglądał do kieliszka.
- Przez wiele lat sprawdzałem na sobie, jak działa rozwalanie szczęśliwego życia alkoholem na własne życzenie. Jak szło dobrze, zaczynałem pić i ładowałem się w mniejsze lub większe kłopoty zawodowe albo osobiste – mówił w "Gali".
Pomógł jej pokonać depresję
Fraszyńska nie mogła tego znieść. Ale decyzja o rozwodzie wiele ją kosztowała. Wpadła w depresję, zmagała się z nerwicą lękową.
- Gdy dobijamy do punktu granicznego i nic nie próbujemy zmienić, organizm zaczyna chorować – mówiła w "Gali" aktorka, która została później Ambasadorką Ogólnopolskiej Kampanii Społecznej Forum Przeciw Depresji.
Ratunku zaczęła szukać na warsztatach z rozwoju duchowego. Znalazła nie tylko wsparcie, ale i miłość. Prowadzący zajęcia Tomasz Zieliński (na zdjęciu) natychmiast zawrócił jej w głowie.
– Oczarował ją swoją życzliwością i ciepłem. Mimo że był chory i czekał na przeszczep wątroby, nie skarżył się na swój los, emanował siłą i spokojem. Nie mogła uwierzyć, że taki człowiek był samotny – mówiła w "Na żywo" znajoma aktorki.
Walka o szczęście
Rozumieli się doskonale również dlatego, że oboje byli po przejściach i mieli za sobą mało przyjemne doświadczenia.
Zieliński miał dziesięć lat, kiedy w szkolnym gabinecie zarażono go wirusem HBV. Choroba dała o sobie znać w 2000 roku –* wtedy lekarze wykryli u niego zaawansowaną marskość wątroby.* Jedynym sposobem na uratowanie życia Zielińskiego był przeszczep.
Jego stan pogorszył jeszcze wypadek, a potem i problemy zawodowe. Mimo to mężczyzna nie poddał się rozpaczy. Przekwalifikował się, odbył staż i został psychoterapeutą. Chociaż sam cierpiał, chciał pomagać innym.
Ale wreszcie i do niego los się uśmiechnął. Poznał Fraszyńską, zakochał się i to z wzajemnością. A kiedy wreszcie doczekał się operacji, to właśnie aktorka wiernie czuwała przy jego łóżku. Teraz, pokonawszy wszystkie przeszkody, wreszcie mogą być szczęśliwi.(sm/gb)