Julia Roberts miała zagrać czarną aktywistkę. Ludzie są wściekli
W Hollywood planowano nakręcić biografię czarnej aktywistki Harriet Tubman. Okazuje się, że do głównej roli pod uwagę brano Julię Roberts.
W ostatnich latach sporo mówi się o rasowej dyskryminacji w Hollywood. Presja jest na tyle duża, że Akademia, po latach ignorowania, zaczęła nominować filmy czarnych twórców, a nawet przyznawać im nagrody. Okazuje się, że twórcy filmowi nadal potrafią zaskoczyć. Tym razem ujawniono, że przed laty do roli czarnej aktywistki brano pod uwagę… Julię Roberts.
Pomysł na realizację filmu zrodził się 25 lat temu. Film zatytułowany "Harriet" trafił na ekrany kin w tym roku. To historia Harriet Tubman, czarnej abolicjonistki, zbiegłej niewolnicy, która dowodziła oddziałami zwiadowczymi armii Unii podczas wojny secesyjnej. Jej oddział uwolnił z niewoli ponad 750 osób. W filmie w jej rolę wciela się Cynthia Erivo.
Zobacz także: Tamara Gonzalez Perea ma za sobą trudne doświadczenia
Kulisy powstawania filmu ujawnił scenarzysta, Gregory Allen. Zdradził, że na początku jeden z producentów wykonawczych zasugerował, by w główną rolę wcieliła się Julia Roberts. Na spotkaniu była obecna osoba, która zauważyła, że bohaterka była czarna, a Roberts nie jest. "To było tak dawno temu. Nikt nie zauważy różnicy" – odpowiedział producent.
Twórca zdradził też, że jego film ujrzał światło dzienne dopiero po 25 latach, gdyż wcześniej studia filmowe bały się opowiadać tę historię.
Zagraniczne media szybko podchwyciły ten temat. Choć nikogo nie dziwi, że dyskryminacja rasowa, płciowa czy ze względu na wiek to w Hollywood chleb powszedni, ludzie zaczynają to głośno krytykować.