Kaczynski. Nazwisko, na dźwięk którego Amerykanie dostają dreszczy
Ted Kaczynski to jeden z najbardziej znanych terrorystów w historii USA. Matematyk polskiego pochodzenia, który wysyłał pocztą własnoręcznie wykonane bomby, zasłynął jako anarchista sprzeciwiający się postępowi technologicznemu. Tony Stone przygląda się działaniom i filozofii Unabombera, zatapiając się w jego dziwnym świecie.
Historia Unabombera od 1996 roku, czyli momentu, kiedy został aresztowany, gościła na ekranach już kilkukrotnie. Jego działania przerażają i fascynują, a twórcy z chęcią portretują jednostkę, która tak bardzo wymyka się rozumowaniu. Tony Stone w "Ted K" skupia się jednak raczej na samym bohaterze, niż całej otoczce związanej z polowaniem na niego.
Zastanawia się, jak to jest możliwe, że przez tyle lat udało się mu funkcjonować poza zasięgiem FBI, a jego manifest trafił na łamy największych amerykańskich publikacji. W przeciwieństwie do "Manhunt: Unabomber", serialu Netflixa, Stone koncentruje się na postaci Kaczynskiego i zaprasza nas na przedziwną wyprawę do jego chatki w lasach Montany.
"Ted K" daleki jest od biograficznego zacięcia filmu o Tedzie Bundym, "Podły, okrutny, zły". Bardziej przypomina apokaliptyczną impresję o upadającym świecie, wizję technologicznej przyszłości, z którą nie godził się Kaczynski. To studium powolnego zatapiania się w gniew i chęć zemsty na ludzkości niszczącej planetę i tracącej kontakt z naturą.
Stone wykorzystuje rzeczywiste lokacje i prawdziwe słowa z manifestów Kaczynskiego, by spróbować poznać i zrozumieć funkcjonowanie szalonego człowieka, na którego została zorganizowana największa obława w historii FBI.
Sharlto Copley sugestywnie wciela się tu w zrozpaczonego samotnika, który chce wymierzać sprawiedliwość. Na szczęście z pełną świadomością unika szarży. Dla Copleya i Stone’a Unabomber jest nieporadnym mężczyzną, który o swoje życiowe i uczuciowe niepowodzenia obwinia matkę, łatwo się denerwuje z powodu drobiazgów i żyje w zgodzie ze swoimi przekonaniami. Z dala od ludzi, zatopiony w naturę zdaje się dostrzegać destruktywny wpływ człowieka. Boleśnie odczuwa postęp technologii i samodzielnie zamierza go powstrzymać.
W "Tedzie K" nie zobaczymy efektownego popadania w szaleństwo. Copley nie stara się wzbudzać współczucia czy nadmiernego strachu. Kaczynski jest nieco dziwny i wycofany, ale w swej zwyczajności nie wzbudza niepokoju. Jego banalna codzienność, nieudane rozmowy z matką czy bratem raczej nużą. Szczególnie że Stone nie decyduje się na efektowne rozwiązania.
Reżyser snuje swoją opowieść, upajając się wizualnymi możliwościami kina. Skupia się na detalach, celebruje drobne chwile przy akompaniamencie muzyki klasycznej, rocka czy ironicznie wykorzystanej piosenki "Mr. Lonely". Widać, że reżyser bawi się formą, ale dość szybko niepokojąca atmosfera podkreślana muzyką Blanck Mass ustępuje eterycznej nudzie.
Z pewnością Tony Stone nie chciał stworzyć klasycznej biografii. I to mu się udało. Niestety niekonwencjonalne podejście nie przynosi pożądanych efektów – brak tu suspensu czy wibrującej energii, która byłaby w stanie utrzymać naszą uwagę. Ciekawe podejście popada w powtarzalne rozwiązania, a narracji brakuje klarownej formy, która pomogłaby uporządkować działania Kaczynskiego.
"Ted K" nie jest filmem, który podejmuje się analizy działań czy przemyśleń Kaczynskiego. Nie dowiemy się z niego niczego nowego, nie odkryjemy niewiarygodnych rzeczy dotyczących jego życia. Stone raczej stawia pytania o fenomen popularności człowieka, który zawładnął umysłami i wdarł się do popkultury. Nie daje jednak satysfakcjonującej odpowiedzi.
Kiedy spojrzy się na brudnego, zaniedbanego i zakutego w kajdanki mężczyznę, mit walki o przekonania upada. To smutny i przerażony mały człowiek, który żył w świecie własnych urojeń.
Małgorzata Czop, Berlinale 2021