Kamilla Baar opowiedziała o macierzyństwie w czasach niepokoju
*"Służby specjalne" to kino o dojrzewaniu – do brania odpowiedzialności za ryzykowne decyzje i prowadzenia podwójnego życia; do trzymania państwowych sekretów w tajemnicy, a własnej ciekawości na wodzy. Filmowa Joanna (Kamilla Baar) dojrzewa też do bycia matką. Nie zdaje sobie sprawy z tego, czym na co dzień zajmuje się jej mąż (Wojciech Zieliński). Wie tylko, że Janusz najbardziej na świecie pragnie dziecka. Jaką rolę mógłby pełnić maluch w filmowej rzeczywistości Patryka Vegi?*
W świecie pełnym przemocy, dystansu, polityków, kłamstw, skorumpowanych policjantów i walczących z wiatrakami dobrych glin? Dziecko mogłoby być i jest katalizatorem zmiany. Jego obecność wyznacza granicę między światem złych i brzydkich a ciepłą przestrzenią domowego ogniska.
„Graliśmy z przyjemnością, ale i poczuciem opowiadania przejmującej historii o ludziach, którzy w istocie po prostu szukają szczęścia” – mówi Kamilla Baar, dzięki której agenci „Służb specjalnych” zyskują ludzką twarz. W najnowszym filmie reżysera „PittBula” (2005) wątek polityczny splata się z wyraźnie zarysowanym wątkiem rodzinnym; przemoc jest przeciwstawiona zwykłej ludzkiej czułości. W wywiadzie dla Wirtualnej Polski – przeprowadzonym między zdjęciami, teatralnymi próbami, spektaklami i wyjazdami – Kamilla Baar przyznaje, że pewnymi rzeczami nie dzielimy się z innymi ludźmi choćby nie wiem, co, ale opowiada kobietach, które boją się okazywać emocje i o tych, które uczą się je przeżywać. Mówi o dojrzewaniu do macierzyństwa i poszukiwaniu wewnętrznego spokoju. O społeczno-politycznym thrillerze opowiada przepięknym językiem emocji. Udowadnia, że niektórych filmów – tak jak pewnych ludzi – nie da się łatwo zaszufladkować.
ANNA BIELAK: Patryk Vega powiedział, że po „PitBullu” bał się zaszufladkowania pod tytułem „specjalista od kina policyjnego”. Pani boi się szufladek?
KAMILLA BAAR: Myślę, że każdy człowiek boi się szufladek, bo wszyscy chcemy być wolni – w pracy i w codziennym życiu. Osobiście nie skupiam się jednak na tym, czy ktoś mnie kategoryzuje czy nie. Uważam, że do momentu, w którym nie zaszufladkuję sama siebie – żadna szuflada nie będzie mi grozić.
AB: W jednym z wywiadów powiedziała pani, że stara się budować każdą rolę tak, żeby stworzyć człowieka, którego chciałaby pani poznać. Nie chciałabym poznać zimnej i zasadniczej Joanny, żony agenta służb specjalnych. Kim dla pani jest ta postać?
KB: Myślę, że kobiet zamkniętych na swoje emocje, skoncentrowanych wyłącznie na pracy i gotowych poświęcić życie prywatne w imię robienia kariery – jest bardzo wiele. Z tego względu Joanna może być postacią, w której inne kobiety się odnajdą. Zależało mi na tym, żeby moja bohaterka była wiarygodna. Jej charakter miał być dowodem jej świadomego zamknięcia się na dialog z samą sobą. Z drugiej strony Joanna bardzo kocha swojego męża i ta miłość prowadzi ją ku przemianie. Kiedy pracowałam nad rolą zbudowałam Joannie świat wewnętrzny – ale po to, by móc o nim zapomnieć, by ją od niego odciąć. Dzięki temu lęki i traumy ujawniły się dopiero na etapie przemiany Joanny – z chwilą pojawienia się dziecka.
AB: Wspomniała pani o miłości Joanny do męża. Ona jednak nie wie, czym on się zajmuje. Jak wyobrażała sobie pani ten związek? Z jakimi emocjami podchodziła do zagrania kobiety silnej, ale pozbawionej wpływu na wspólną rzeczywistość?
KB: Nikomu nie jest dobrze z tym, że prawda jest zatajona. Dla męża Joanny, Janusza [Wojciech Zieliński – przyp. red.] przejście do służb specjalnych i praca w tajemnicy przed wszystkimi też jest ciężarem. Powoduje, że w związku tworzy się i kumuluje napięcie. „Służby specjalne” nie są jednak filmem psychologicznym. Nie znajdujemy w nim odpowiedzi, zostajemy raczej skonfrontowani z serią pytań. Ale jeśli teraz pytasz mnie, jak to jest być kobietą, która nie ma wpływu na życie swojego męża i nie wie o nim pewnych rzeczy odpowiem ci, że zupełnie normalnie, bo w życiu tak czasem bywa. Nie zawsze wszystko wiemy, czasem pewnymi wiadomościami nie możemy się dzielić.
AB: Jeśli jednak zahaczamy o wątek komunikacji, warto wspomnieć o swoistej polsko-angielskiej nowomowie, którą posługuje się Joanna. Czemu miał służyć ten zabieg?
KB: Joanna posługuje się językiem korporacyjnym, który pomaga jej utrzymać bliskich na dystans i jest sposobem na ucieczkę od prawdy oraz rzeczywistości; ukrycie się za fasadą wizerunku świetnie zorganizowanej szefowej, która nad wszystkim panuje. To zabieg służący pokazaniu nawyku, od którego człowiek nie umie się uwolnić, bo przesiąkł nim do szpiku kości. Niezbędna w miejscu pracy autorytarność silnie wpływa na jej życie osobiste, dlatego Joanna automatycznie używa języka korporacyjnego do opisu uczuć. I długo nie potrafi mówić inaczej. Miłość do męża sprawia jednak, że korporacyjna skorupa powoli zaczyna pękać. Zwłaszcza, że Janusz pragnie dziecka, na które Joanna w ogóle nie jest przygotowana.
AB: Kiedy kobieta jest przygotowana?
KB: Gotowość do zostania matką i wzięcia pełnej odpowiedzialności za drugie życie pojawia się wtedy, gdy kobieta czuje spokój. By wydorośleć i dojrzeć, nie tylko do roli matki, kobieta musi zajrzeć w głąb siebie – spotkać się z sobą samą, pokochać i zaakceptować siebie oraz swoją przeszłość – często naznaczoną bliznami i utraconymi pragnieniami. Wraz z narodzinami dziecka rodzą się oczywiście nowe niepokoje. Ważne jest jednak to, by czuć się pewnie w życiu i mieć twardy grunt pod nogami.
AB: „Służby specjalne” nie są kinem psychologicznym, ale to nie odbiera Joannie głębi charakteru. Jak praca z Patrykiem Vegą wpłynęła na tworzenie jej portretu?
KB: Z Patrykiem pracowało mi się bardzo dobrze, ponieważ od razu postawiliśmy przed sobą konkretne zadanie. Chcieliśmy pokazać prymuskę Joannę jako ofiarę wyścigu szczurów – ofiarę korporacyjnego świata, w którym każdy i za wszelką cenę chce być najlepszy. Po zarysowaniu portretu postaci spotykaliśmy się z Patrykiem oraz Wojtkiem Zielińskim i dużo rozmawialiśmy. Skupialiśmy się na życiorysach bohaterów. Budując relację między Joanną i Januszem zastanawialiśmy się, co przyciąga ich do siebie. Badaliśmy, jak na ich relację wpływa przeszłość obojga, zwłaszcza Janusza, który wychowywał się w domu dziecka. Pracę z Patrykiem wspominam więc jako rodzaj partnerskiej, profesjonalnej, fajnej i wnikliwej analizy tego, co nas – aktorów – mogło zaintrygować w kreowanych postaciach.
AB: I co to było?
KB: Zaczęłam sobie zadawać pytania, jak to jest nie móc mieć dzieci? Co czują ludzie, którzy się kochają i do dopełnienia tej miłości potrzebują dziecka, więc decydują się na adopcję? Jakie emocje ma w sobie kobieta, która ma stać się matką dziecka urodzonego przez inną kobietę? Żywię ogromny szacunek do ludzi decydujących się na taki krok – bardzo trudny, wymagający ogromnej i uważnej pracy. Od początku towarzyszyła nam świadomość, że nie kręcimy filmu psychologicznego, więc staraliśmy się posługiwać skrótami filmowymi bądź dialogowymi, ledwie sygnalizować pewne problemy, ale zagęszczać wątki tak, by miały dużą siłę oddziaływania. Chcieliśmy zbudować wyrazisty wątek rodzinny i ustawić go w kontrze do głównego wątku politycznego. Graliśmy z przyjemnością, ale i poczuciem opowiadania przejmującej historii o ludziach, którzy w istocie po prostu szukają szczęścia.