Kinga Preis i Piotr Borowiec - "konkubentka" i "konkubent"
Nie potrafili walczyć z tym uczuciem, chociaż doskonale wiedzieli, że ich związek wywoła ogromny skandal. Byli jednak gotowi zaakceptować ryzyko.
Kinga Preis była wtedy studentką ostatniego roku PWST, Piotr Borowiec operatorem Teatru Telewizji. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Preis grała wtedy w spektaklu kurtyzanę i ponoć Borowcowi zrzedła mina, kiedy po spektaklu zdjęła kostium – sztuczny biust i doczepiany "tyłek". Ale i tak wiedział, że to kobieta, z którą chciałby spędzić resztę życia.
Był jednak pewien problem. Borowiec, starszy od niej o 10 lat, miał żonę i dziecko. Aktorka wyznawała, że wówczas zachowywała się jak egoistka i nie myślała nawet o tym, że rozbija czyjąś rodzinę.
- Wtedy byłam skoncentrowana tylko na sobie – mówiła. – Nie umiałam wczuć się w rolę kobiety, od której on odchodzi. Nie wiedziałam, co to jest bliskość, którą buduje się latami. Wszystko tłumaczyłam na swoją korzyść.
Zaczęli się spotykać i wkrótce zamieszkali razem. W środowisku artystycznym nie patrzono na nich dobrze, wybuchł ogromny skandal. Ale zakochanej Preis nie przeszkadzało to, że przez większą część ich związku Borowiec był wciąż żonaty; przez lata nie mógł dostać rozwodu. Twierdziła, że nie potrafiła walczyć z tym uczuciem.
- Na pewno na początku była ogromna miłość i fascynacja, bo zawsze tak się zaczyna – opowiadała w „Vivie!”. - Na pewno uwiodło mnie, że mój mąż jest bardzo wrażliwym człowiekiem, że jest dobry, chociaż kompletnie porąbany. Że wciąż mnie zaskakuje, nie jest dla mnie oczywistą oczywistością. Że jest charakterny. Śmiejemy się, że wiele tych cech pasowało mi na ojca mojego dziecka. Mówimy o sobie: "mój konkubent", "moja konkubentka" albo "ojciec", "matka mojego dziecka". Lubię o Piotrze mówić "mój mąż", chociaż nie jest moim mężem.
Wkrótce na świat przyszedł ich syn Antek, a jego narodziny tylko umocniły ich związek. Preis wyznaje, że miała spore trudności, by połączyć pracę zawodową z macierzyństwem – ma tak wiele zleceń, że czasami jest gościem we własnym domu.
- Bardzo się staram wiele czasu poświęcić rodzinie i o nią dbać – zapewniała w "Twoim Stylu". - Ale gdy jestem w pracy, co się często wiąże z wyjazdami, to mnie po prostu nie ma. W dodatku tak się wtedy angażuję, jakbym nie miała żadnego innego życia poza teatralno-filmowym.
Trochę żałuje, że pierwsze słowo jej syna brzmiało "tata".
- Kiedy Antek był mały, często nie było mnie w domu, kręciłam wtedy m.in. "Ciszę". Do dziś bliscy mówią mi: myśmy sami to dziecko wychowali. Antek, kiedy miał dwa, trzy lata, do wszystkich dookoła mówił "mamulka, mamusia". Tak tęsknił. Nie jest mi z tym dobrze – mówiła.
Zdradziła też, że ze względu na syna coraz częściej myśli o zalegalizowaniu związku. - Doszliśmy do wniosku, że to ważne dla naszego dziecka – twierdziła w jednym z wywiadów. - Kiedy Antek poszedł do szkoły, zaczął mieć z tym problem. Jego rodzice się kochają, a nie są małżeństwem. Poza tym nosił tylko moje nazwisko i cierpiał z tego powodu.
O swoim partnerze wypowiada się w superlatywach, choć przyznaje, że nie zawsze jest im łatwo, oboje mają mocne i wybuchowe charaktery, toteż często między nimi iskrzy. Zapewnia jednak, że kłótnie i problemy tylko ich do siebie zbliżają.
- Najbardziej dramatyczne chwile dużo bardziej zbliżyły mnie do Piotra niż te, kiedy sobie ćwierkamy. Nie mogę powiedzieć, że moment, w którym między mną i moim mężem "przepłynęły błyskawice", to była miłość. Gdy na nas patrzę, wydaje mi się, że zaczęła się ona znacznie później – opowiadała.
W ostatnich latach Preis można oglądać zarówno na scenie, jak i na ekranie. Występuje w „Ojcu Mateuszu”, a już niedługo do kin trafią dwa filmy z jej udziałem - „53 wojny” i „Boski plan”.