RecenzjeKomu w drogę, temu czas

Komu w drogę, temu czas

Czas to pieniądz. Dosłownie. W futurystycznym thrillerze Andrew Niccola to właśnie upływające godziny, minuty i sekundy stanowią ówczesną walutę. W 2161, gdy świat zaczął zmagać się z problemem przeludnienia, a rozwój genetyki doprowadził do zatrzymania się procesu starzenia, ustalono, że po osiągnięciu 25. roku życia, każdy człowiek dostanie ostatnich 365 dni życia, odmierzanych przez zaimplementowany licznik. Gdy ten w końcu się wyzeruje, dana osoba… umrze. Jak to jednak w kapitalistycznym świecie bywa, stan licznika można także zwiększyć (zapewniając sobie tymczasową nieśmiertelność). Co więcej, można to zrobić na różne sposoby – pracując, handlując, ale też po prostu kradnąc.

Teoretycznie niewiele się więc zmienia. Przyszłość roku 2161 - tak, jak nasza teraźniejszość – zależna jest od tych samych skrajności i podziałów. Są biedni i bogaci, szczęśliwi i przegrani. Jest czas i go nie ma. Z tą różnicą, że bankructwo oznacza tam już tylko śmierć – jeśli ilość pozostałego czasu zrówna się zeru, funkcje życiowe momentalnie ustają.

Andrew Niccol od lat ma tę samą receptę na kino. Napisane i/lub wyreżyserowane przez niego fabuły łączy podobny motyw – iluzorycznego świata wypełnionego paranoją i złudzeniami. Nieważne czy jest to „Truman Show”, którego bohater okazuje się nieświadomym uczestnikiem reality show, „Simone” opowiadająca o modelce wykreowanej w komputerze, czy „Terminal”, gdzie uwięziony na lotnisku mężczyzna tworzy sobie od podstaw własną przestrzeń życia– zawsze jest to ten sam konflikt pomiędzy rzeczywistością a jej wyobrażeniem.

W „Wyścigu…” jest podobnie – bogacze odgrodzili się od złaknionych czasu desperatów ścianą dyrektyw i obostrzeń, zaś podjęta przez głównego bohatera (Justin Timberlake) i jego dziewczynę (Amanda Seyfried) walka z systemem, choć krótkowzroczna i w gruncie rzeczy nierealna, motywowana jest staroświeckimi marzeniami o lepszym świecie. Skądś już znamy tę naiwną wiarę w szlachetne odruchy Niccola, ale dopiero obrany przez niego klucz stylistyczny stanowi o ich powtarzalności.

Blade, sterylne tło „Wyścigu…” przywodzi na myśl reżyserski debiut Niccola - „Gattacę”. To ta sama rzeczywistość, ten sam wypełniony zapomnianymi pragnieniami świat, w którym ludzie zapomnieli, jak korzystać z danego im życia. Tym razem jednak wypełniona lewicowymi wartościami przypowieść przybiera formę nie nastrojowego thrillera z elementami (melo)dramatu, a rasowego kina sensacyjnego, jeszcze bardziej niż dotychczas ślizgającego się po wygodnych zagadnieniach. Dodatkowo, wizja totalitarnej, kontrolowanej przez uprzywilejowane jednostki przyszłości dawno już została zmielona przez popkulturę, przez co oklepany już nieco film Niccola nie robi dziś takiego wrażenia, jakie mógłby jeszcze w czasach „12 małp” (1995) czy nawet „Equilibrium” (2002). Zwłaszcza, że trudno przypisać mu wizję równie sugestywną.

„Wyścig…” to kino oszczędne, sci-fi w wersji indie. Scenografia pełni tu, w przeciwieństwie do wystawnych superprodukcji tego typu, rolę drugorzędną, ilości efektów CGI są śladowe, zaś atmosferę nieprzyjaznej przyszłości budują przede wszystkim chłodne, pastelowe filtry. Poza tym jednak niewiele wokół się zmieniło. W wyblakły krajobraz filmu doskonale wpisują się jego bohaterowie – przezroczyści, jednowymiarowi, motywowani przypadkiem lub wygodnie obranym pretekstem.

Dysonans pomiędzy przyjętym konceptem a jego ostateczną formą jest przez to podwójnie głęboki – piękna (i z czasem: zakochana) para puszcza się w szaleńczy pościg ku wartościom, których tak do końca nie rozumie. Coś tam mamroczą o ideałach i pragnieniach, ale przez chwilę nawet nie myślą nad konsekwencjami wprowadzenia ich w życie.

Puenta ich działań jest rozbrajająco naiwna. Czy rozdawnictwo czasu na lewo i prawo naprawdę ma przysłużyć się przyszłości? To rozwiązanie tymczasowe. Czy tego chcemy, czy nie, systemu nie da się przecież uzdrowić – zawsze będą lepsi i gorsi, ci mniej i bardziej uprzywilejowani – a próba jego destabilizacji może przynieść przykre konsekwencje. Dla wszystkich.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)