Kontrowersje wokół Oscara dla "Anory" z rosyjską obsadą. Korwin-Piotrowska dla WP: "To najlepszy film. Pokazuje rzeczywistość taką, jaka ona jest"

Największym zwycięzcą oscarowej gali okazała się "Anora", zgarniając nagrody dla najlepszej aktorki, reżysera oraz za najlepszy film, scenariusz i montaż. W rozmowie z WP Karolina Korwin-Piotrowska odnosi się do kontrowersji wokół filmu, rosyjskiej obsady, a także do samej gali, podczas której Europa na próżno wyczekiwała słów wsparcia dla Ukrainy.

"Anora" Photocall - The 77th Annual Cannes Film Festival
CANNES, FRANCE - MAY 22: (L-R) Jurij Borisov, Mikey Madison and Mark Eydelshteyn attend the "Anora" Photocall at the 77th annual Cannes Film Festival at Palais des Festivals on May 22, 2024 in Cannes, France. (Photo by Pascal Le Segretain/Getty Images)
Pascal Le Segretain
"Anora" Photocall - The 77th Annual Cannes Film Festival CANNES, FRANCE - MAY 22: (L-R) Jurij Borisov, Mikey Madison and Mark Eydelshteyn attend the "Anora" Photocall at the 77th annual Cannes Film Festival at Palais des Festivals on May 22, 2024 in Cannes, France. (Photo by Pascal Le Segretain/Getty Images) Pascal Le Segretain
Źródło zdjęć: © Getty Images | Pascal Le Segretain

Ewelina Gołębiowska, Wirtualna Polska: Za nami oscarowa noc. Triumfowała ekipa filmu "Anora", która zdobyła nagrody w pięciu kategoriach. Bez statuetki wyszła z gali Demi Moore. Spodziewałaś się, że przegra z 26-letnią Mikey Madison?

Karolina Korwin-Piotrowska: Mikey Madison jest aktorką o skali talentu, jakiego moim zdaniem nie było od bardzo dawna. To, co ona pokazuje w "Anorze", ociera się o jakiś geniusz aktorski. Jej łatwość przechodzenia z jednej emocji w drugą jest niewiarygodna. Postawiono też na młodość, z czego się cieszę, bo gdzieś po cichu myślałam, że ona była jedyną, która mogła zagrozić Demi Moore, no i wygrała. Quentin Tarantino miał nosa, by ją obsadzić w swoim filmie "Pewnego razu w Hollywood", gdzie zagrała jedną z osób z bandy Mansona. Zresztą Sean Baker podziękował mu za to ze sceny.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Substancja". Wstrząsający film z Demi Moore. Zobacz fragment

Demi Moore była zaskoczona, co zarejestrowały kamery. To ją uważano za faworytkę w wyścigu po Oscara. W końcu w "Substancji" absolutnie zachwyciła.

Myślałam, że wygra, choć miałam dwie główne pretendentki do tej nagrody, to była ona i Madison. Demi Moore już dużo zgarnęła za ten film i usłyszała dużo ciepłych słów, na które absolutnie zasłużyła. Natomiast tu mamy przyszłość i to jest ta przyszłość, która po prostu, moim zdaniem, ociera się o aktorski geniusz. Gra w bardzo trudnym do zagrania filmie z ocierającymi się o komizm scenami. Ona z tego wszystkiego wychodzi obronną ręką, a ma 26 lat, więc ja się po prostu cieszę na to, że będziemy ją oglądali przez kolejne dekady. Mam nadzieję, że klątwa Oscara jej nie dopadnie, tak jak niestety czasem dopada ludzi, i że będzie miała role dostosowane do skali tego talentu, bo rzadko się coś takiego zdarza.

Statuetkę dla najlepszego filmu zgarnęła "Anora". Wielkiego zaskoczenia nie było, bo film był wymieniany w gronie faworytów. 

Stawiałam na "Anorę", bo to jest najlepiej wyreżyserowany w tym roku film. Najlepiej opowiedziana historia, która wspaniale płynie. To jest po prostu dzieło kompletne. Trochę się bałam tego filmu, bo czekałam, czy nie będzie znowu kolejna romantyzacja prostytucji. Natomiast nie, ten film jest uniwersalną opowieścią o ludzkim losie, o godności, o marzeniach, losie emigrantów, nierównościach społecznych. Żyjemy w czasach, które niesłychanie pokazują nam, jak ogromne są nierówności społeczne. Okazuje się, że między bajki można włożyć to, że talent i chęci wystarczą. Nie do końca jest tak, że jeżeli chcesz skoczyć wyżej, to skoczysz.

Niektórzy się oburzają za Rosję, która się tam pojawia. Uważam, że Sean Baker pokazał to, co jest normalne. Rosjanie spokojnie sobie żyją i podróżują po świecie. Wystarczy pojechać do jakiegokolwiek większego miasta, gdzie jest ich pełno. Jeszcze rok po wojnie to może niektórzy się dziwili. Teraz Donald Trump chce im dawać złote karty pobytu za 5 milionów dolarów i mówi, że oligarchowie rosyjscy to bardzo mili ludzie. Myślę, że ten film pokazał rzeczywistość taką, jaka ona jest.

Hollywood nagrodziło film, w którym zagrało dwóch rosyjskich aktorów Yura Borisov i Mark Eydelshteyn. Obaj nie potępili ataku Rosji na Ukrainę. 

Myślę, że jeżeli by potępili atak Rosji na Ukrainę, to pewnie by już ich nie było albo siedzieliby w więzieniu. Nie chcę nikogo bronić, ale Yura Borisov dużo jeździ, dużo gra w filmach. On grał u wielu poważnych reżyserów. Oczywiście ma na swoimi koncie inne tytuły, bardziej propagandowe, ale w Rosji innych już nie kręcą. Nie jesteśmy w ich głowach i nie wiemy, co oni tak naprawdę myślą. Uważam, że to jest kwestią czasu, że Rosjanie znów wejdą do mainstreamu. Bez względu na to, czy będziemy z nimi się dogadywać, czy nie.

Warto dodać, że Yura Borisov jest w tym filmie wybitny, tak samo jak Mark Eydelshteyn. Możemy dużo mówić o polityce, ale ten film pokazał, jak wybitni są rosyjscy aktorzy. Skala talentu tych ludzi jest potężna. Jak Borisov pojawia się przed kamerą, nie jesteśmy w stanie odebrać wzroku od ekranu. Tak samo Mark Eydelshteyn. Timothée Chalamet powinien postawić mu szampana za to, że pojawił się później i on zdążył zrobić karierę.

Staram się oceniać w tym momencie sam film, który nie jest dziełem politycznym, tylko jest moim zdaniem najlepiej wyreżyserowanym filmem z konkursowej stawki. Sean Baker nie odkrył Ameryki. Ten film pokazuje też, jak świetnie żyją rosyjscy oligarchowie i że z Moskwy do Nowego Jorku mogą przylecieć w każdej chwili prywatnym odrzutowcem. Przeczepianie się do tego filmu, który jest po prostu bardzo dobrym dziełem artysty przez duże A, jest kompletnie bez sensu. Ja oceniam film i ten film jest po prostu bardzo dobry. Pokazuje bogatych Rosjan, którzy żyją ponad stan pod Nowym Jorkiem. Oni żyją w bogactwie, które jest po prostu niewyobrażalne i nikt się ich nie czepia, że jest wojna w Ukrainie.

Pojawiają się głosy, że podczas oscarowej gali było mało polityki. Raz ze sceny padło "Chwała Ukrainie", ale więcej nawiązań do wojny w Ukrainie nie było. Za to film "Nie chcemy innej ziemi" o konflikcie izraelsko-palestyńskim wygrał w kategorii najlepszy film dokumentalny. 

To film zrobiony przez kolektyw izraelsko-palestyński. Zresztą na scenę wyszli dwaj autorzy tego filmu, czyli Izraelczyk i Palestyńczyk. To jest film wstrząsający, który wygrał w Berlinie. To jest film, który jest ofiarą cenzury prewencyjnej w Stanach Zjednoczonych, ponieważ on nie jest normalnie dystrybuowany. Żaden z wielkich dystrybutorów amerykańskich nie odważył się dystrybuować tego filmu.

Boją się tego. Bo to jest film, który pokazuje, na czym polega, jak wygląda czystka etniczna na Palestyńczykach. Jak wygląda życie na terenach dawnej Palestyny, która teraz zajmowana jest przez osadników izraelskich. Jak wygląda niszczenie buldożerami domów Palestyńczyków w wioskach, które są na mapach od XIX wieku tam. Jak ci ludzie potem z jedną kołdrą lądują w jaskiniach. W XXI wieku ludzie tam mieszkają w jaskiniach, całymi rodzinami. Film wstrząsający, który w Stanach jest tylko i wyłącznie dlatego, że udało im się załatwić niezależną dystrybucje. Może po Oscarach to się zmieni. I to, co powiedzieli twórcy ze sceny w kraju, który finansuje zbrojenia dla Izraela, było bardzo ważne. To niezwykle istotne, że ten film dostał Oscara, bo to obraz, który po prostu nie daje zasnąć. 

Co do Ukrainy: Daryl Hannah powiedziała "Chwała Ukrainie" i otrzymała owacje. To wystarczyło. Nie wymagajmy od Hollywood, że zabierze głos w sprawie Ukrainy i tego, co wydarzyło się w piątek w Gabinecie Owalnym. Oni boją się bardzo, bo Donald Trump zapowiedział, że weźmie się za Hollywood. Oni zdają sobie sprawę, że popkultura jest czymś, na co on póki co nie ma wpływ, ale to może się zmienić. Trzeba też wziąć pod uwagę, że mogą wcale nie być zorientowani w sytuacji. Dla nich Ukraina jest daleko, nie wszyscy śledzą temat. Oni są po covidzie, strajku scenarzystów i pożarach. Do tego Trump wygrał wybory. Oni mają swoje problemy i też się boją, co będzie. Dwa lata temu też było mało o Ukrainie.

Polska koprodukcja "Dziewczyna z igłą" niestety nie zdobyła Oscara. W kategorii najlepszy film międzynarodowy triumfował "I'm Still Here". Zaskoczenie?

To była szalenie mocna stawka. W tym roku w tej kategorii były same dobre filmy. "I'm Still Here" jest filmem wstrząsającym i wybitnym, i też politycznym. Wygrał film, który jest głosem sprzeciwu wobec dyktatury w Brazylii. A co do "Dziewczyny z igłą", uważam, że sama nominacja daje szerszą dystrybucję i w ogóle dotarcie do ludzi. Są twarde dane, które na ten temat mówią.

Jak oceniasz samą galę? Znów pojawiają się zarzuty, że było nudno.

Relacjonowałam na żywo galę w Canal +, więc musiałam skoncentrować się nie tylko na tym, co dzieje się na scenie, ale też innych aspektach związanych z transmisją na żywo. Bardzo podobało mi się otwarcie i występ Ariany Grande i Cynthi Erivo. Był po prostu zjawiskowy, one również. Dużo śmiałam się też na monologu Conana O'Briena, bo uważam, że wbił kilka szpil w ten tłum, który tam siedział. Ucieszyłam się, że wyszedł Mick Jagger, który jest po prostu niezniszczalny. Było show, blichtr i czerwony dywan. Tak to jest z Hollywood, że świat płonie, ale trzeba wejść na czerwony dywan chociaż na chwilę.

Źródło artykułu:WP Film
karolina korwin-piotrowskaoscarsoscary

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (10)