Magazyn WP FilmMagdalena Michalska-Lankosz: Między oczekiwaniami

Magdalena Michalska-Lankosz: Między oczekiwaniami

Najnowszy film *Sofii Coppoli - „Somewhere. Między miejscami” to nie tylko mocny kandydat do najgorszego polskiego tłumaczenia tytułu roku. To także najgorszy film w reżyserskiej karierze Amerykanki. Jak to się dzieje, że jej złe filmy dostają nagrody, a za te udane wiesza się na niej psy?*

Magdalena Michalska-Lankosz: Między oczekiwaniami
Źródło zdjęć: © Forum Film

08.04.2011 14:19

Przyznam, że kiedy zobaczyłam w polskiej prasie recenzje głoszące, że nowy obraz Coppoli stawia ją w jednym rzędzie z ojcem – Francisem Fordem, długo przecierałam oczy ze zdumienia. Zachowajmy proporcje! Gdzie „Między słowami” a gdzie „Ojciec chrzestny”? Z całym szacunkiem dla Sofii, ale nawet jej najlepsze filmy, porównania z twórczością ojca nie wytrzymują. Nie ten format, nie ten rozmach. W najlepszym przypadku, nie te czasy dla kina autorskiego. I, obawiam się, że również, nie ten talent.

Najbardziej zaskakujące przy okazji filmu „Somewhere” nie są jednak pisane na wyrost porównania Sofii z ojcem. Wszak to nie jej wina, że urodziła się córką wybitnego reżysera. Zdumiewający jest fakt, że film dostał w zeszłym roku Złotego Lwa – główną nagrodę na festiwalu w Wenecji, podczas gdy poprzedni, znacznie lepszy, film reżyserki - „Maria Antonina” – została wybuczany podczas premiery w Cannes. Dlaczego tak się stało? Co jurorzy Wenecji zobaczyli w nowym: źle opowiedzianym, niedobrze napisanym i pustym filmie? Czego nie dostrzegli w intrygującej i nowatorskiej „Marii Antoninie”? W złośliwe komentarze, że Coppola nagrodę na Lido dostała, bo jury przewodniczył jej dawny chłopak – Quentin Tarantino, nie wierzę. Wierzę natomiast w to, że reżyserka została nagrodzona za zrobienie takiego filmu, jakiego od niej oczekiwano. Filmu na zamówienie.

Oczywistym jest, że po bardzo dobrze przyjętym „Między słowami” krytycy, jurorzy i publiczność byli głodni kolejnego podobnego filmu. Nie jest odkrywczym powiedzenie, że masa chce by śpiewano jej piosenki, które zna. Dlatego właśnie istnieją wytwórnie specjalizujące się w robieniu dużych pieniędzy na spełnianiu zachcianek dla gawiedzi. Jednak ten, kto chce być artystą – a rozumiem, że właśnie dla takich reżyserów istnieją takie imprezy jak festiwal w Wenecji – nie może iść za głosem tłumu instynktownie i zwierzęco szukającego przyjemności. Tworzyć gorsze kopie siebie by sprawiać radość tłumowi.

Coppola miała przecież zadatki na ciekawą reżyserkę. A z pewnością próbowała iść swoją drogą. Jej filmy – mniej lub bardziej udane – znaczone były rozpoznawalnym charakterem pisma. Od niedojrzałego jeszcze „Virgin Suicides” przez „Między słowami” po „Marię Antoninę” Coppola drążyła temat braku porozumienia ze światem. Opowiadała o tym, że toczy się on na zasadach, których jej bohaterowie nie akceptują. Poruszając się w sferze jednego tematu ewoluowała, rozwijała go. Zaczynając od skromnej rodzinnej historii o nastolatkach w okowach tradycyjnego wychowania, przy trzecim filmie odważyła się już zmierzyć z wielkim tematem – zrobić film o przeczuciu końca świata. Wystarczyła jednak jedna drobna porażka – bucząca widownia w Cannes, by artystka zeszła z wyznaczonej drogi. Cofnęła się na bezpieczne pozycje. Dlatego moim zdaniem w „Somewhere” – powielającym większość motywów „Miedzy słowami”, ale pozbawionym wdzięku i świeżości
tamtego filmu czuć fałsz. I dlatego przejąć się losami jego bohatera nie sposób. Zbyt ostentacyjnie zrobiony jest pod publikę, zbyt czuć w nim podróbkę kina autorskiego – zbyt długie ujęcia, zbyt ostentacyjna pustka bohatera, zbyt nachalny brak puenty jego losu.

Dlaczego więc ten film się spodobał w Wenecji? A no może dlatego, że festiwalowa publiczność potrzebuje często nie filmu, tylko punktu odbicia własnych projekcji i oczekiwań. Coppola ma robić filmy a la Coppola, a resztę się dointerpretuje . Ślepa to ścieżka i dla kina i dla jego interpretatorów.

felietonmiędzy miejscamisomewhere
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)