''Magnat'': Marek Barbasiewicz skończył 69 lat
Kiedy w 1992 roku na łamach miesięcznika Pani ukazała się szczera rozmowa pisarki Marii Nurowskiej z aktorem Markiem Barbasiewiczem, niektórzy widzowie zaczęli zadawać sobie pytanie - jak to możliwe, że jeden z największych amantów polskiego kina przełomu lat 70. i 80., przez tyle lat prowadził podwójne życie?
Kiedy w 1992 roku na łamach miesięcznika Pani ukazała się szczera rozmowa pisarki Marii Nurowskiej z aktorem Markiem Barbasiewiczem, niektórzy widzowie zaczęli zadawać sobie pytanie - jak to możliwe, że jeden z największych amantów polskiego kina przełomu lat 70. i 80., przez tyle lat prowadził podwójne życie?
Obchodzący właśnie swoje 69. urodziny aktor zasłynął licznymi rolami teatralnymi i filmowymi, m.in. w słynnym, przełamującym tabu „Magnacie” Filipa Bajona z 1986 roku, gdzie wcielił się w kochanka jednego z bohaterów, czy psychiatrę Rudolfa Junga w przebojowym „Lubię nietoperze” Grzegorza Warchoła.
Co sprawiło, że na początku lat 90. Barbasiewicz postanowił publicznie „wyjść z szafy” i jako jeden z pierwszych Polaków po upadku PRL-uprzyznać się do swojej homoseksualnej orientacji? Jak odbiło się to na jego rodzinie i relacjach ze środowiskiem? Dziś mało kto pamięta, ale powodem były oskarżenia pewnej krnąbrnej nastolatki…
Wbrew surowemu ojcu
Choć w dzieciństwie nie myślał jeszcze o zawodzie aktora, intuicyjnie wyczuwał, że satysfakcję sprawia mu opowiadanie i kreowanie historii.
- Panowała gruźlica, gdy chodziłem do szkoły podstawowej. Wtedy klasami prowadzono nas na badania do szpitala na Grabiszynku we Wrocławiu. Kiedy czekaliśmy na prześwietlenie, ja zamieniałem się w opowiadacza. Zmyślałem historie z pogranicza partyzancko-westernowego, aż dzieciaki otwierały buzie - wspominał kilka lat temu na łamach Super Expressu.
Kiedy zdał do liceum plastycznego, surowy ojciec liczył, że kolejnym krokiem Marka będą studia architektonicznie. „Pech chciał”, że młody Barbasiewicz poznał tam Jonasza Koftę, w przyszłości jednego z najbardziej utalentowanych tekściarzy i satyryków. To on namówił go, aby spróbował swoich sił na egzaminie do szkoły aktorskiej. Udało się.
''Ojciec gasił odbiornik''
- Skończyłem szkołę, grałem już w filmie, teatrze. A ojciec, kiedy pokazywano mnie w tv, gasił odbiornik. Nigdy nie powiedział mi, że jest ze mnie dumny. Nie miałem o to pretensji, rozumiałem go, był konsekwentny - wspominał po latach aktor.
Odcięty od pieniędzy ojca w czasie studiów musiał szukać pomocy u matki i ukochanych ciotek. Wziął nawet udział w modowej sesji zdjęciowej, przez którą niemal wyleciał z hukiem ze studiów.
Z ojcem nigdy nie miał dobrych kontaktów. Aktor określa go jako człowieka z „pruskim systemem myślenia”, niepotrafiącego okazywać uczuć swoim bliskim. Był całkowitym przeciwieństwem ciepłej, troskliwej matki.
Chłopak jak z obrazka
Z racji swojej klasycznej, chciałoby się rzec hollywoodzkiej urody, w latach 70. Barbasiewicz dostawał coraz więcej propozycji ról amantów.
Aktor wyspecjalizował się również w bohaterach filmów kostiumowych. Sam przyznaje, że największą satysfakcję sprawiają mu kreacje „podłych facetów” („Granie takich skur.... strasznie mi się podoba.”).
W 1967 roku, będąc jeszcze na studiach zadebiutował u Jerzego Hoffmana w telewizyjnym „Ojcu”. Co znamienne był to pierwszy film w naszej powojennej kinematografii, gdzie pojawia się postać homoseksualisty.
''Matka oskarżyła mnie, że przetrzymuję jej nastoletnią córkę''
Sam Barbasiewicz w ciągu swojej kariery wielokrotnie wcielał się w geja – m.in. w „Sanatorium pod klepsydrą” czy słynnym „Magnacie” Filipa Bajona, gdzie wystąpił u boku Bogusława Lindy.
Widzowie nie zdawali sobie jednak sprawy, że jeden z najprzystojniejszych ówczesnych aktorów, amant z okładek Filmu, do którego wzdychała damska publiczność, wiedzie podwójne życie. I nie wiadomo, czy kiedykolwiek sprawa wyszłaby na jaw, gdyby nie pewne zdarzenie.
- Kilkanaście lat temu zdarzyła się pewna historia. Pewna matka oskarżyła mnie, że przetrzymuję jej nastoletnią córkę. Dziewczyna wymyśliła tę historię dla rodziców, bo sama poszła w Polskę. To przelało szalę goryczy. Chciałem też uciąć te wszystkie spekulacje, informacje z gazet, że jestem z tą albo tamtą panią - opowiadał kilka lat temu Barbasiewicz.
''Były kpiny, szydzenie''
W 1992 roku na łamach magazynu Pani w szczerej rozmowie z pisarką Marią Nurowską Barbasiewicz otwarcie przyznał, że jest homoseksualistą.
- W moim środowisku nie spotkałem się z jakąś szczególną niechęcią, niezrozumieniem. Nie przewidziałem jednak, że wyznanie to uderzy w moją rodzinę. Bracia są wojskowymi, służą w lotnictwie, marynarce. Wojsko to hermetyczne środowisko. Były kpiny, szydzenie, nad tym niestety nie zastanawiałem się - wspomina aktor.
Zanim Nurowska włączyła dyktafon, aktor odbył szczerą rozmowę z matką, która, jak wspomina Barbasiewicz, przyjęła to do wiadomości, choć „było jej przykro, że z tych znajomości z kobietami nie wyjdzie rodzina, wnuki”.
Niczego nie żałuje
- Mnie to wyznanie niebywale wyprostowało życie. Nagle poczułem się sklejony ze sobą, szczery, niezmuszony do przemilczeń. W tej chwili... jest w porządku. Od 33 lat jestem w stałym związku. Więcej nie trzeba mówić - wyznał Super Expressowi.
Obchodzący właśnie swoje 69. urodziny aktor nie zwalnia. Występuje na dużym („Och, Karol 2”)
i małym ekranie („Prawo Agaty”)
, dubbinguje filmy („Jeździec znikąd”)
, pojawia się na deskach teatrów – ostatnio m.in. w spektaklu „Jesienne manewry” w stołecznej Syrenie.
Aktor podkreśla, że nigdy nie żałował swojego kroku, który nawet po tylu latach ciągle jest pamiętany. Znamiennym jest również, że w jego ślady poszło kilku innych artystów – m.in. Jacek Poniedziałek czy Kasia Adamik. (gk/mn)