Jedna scena miłosna wszystko zmieniła. Aktorzy są razem od 57 lat
Polska widownia pokochała go za rolę Alberta Starskiego w komedii wszech czasów "Seksmisja" (1983). 7 września Olgierd Łukaszewicz świętuje 79. urodziny. Z tej okazji przypominamy historię jego niezwykłego małżeństwa, które trwa w szczęściu od niemal sześciu dekad.
Olgierd Łukaszewicz gościł w wielowątkowym "Dekalogu" Krzysztofa Kieślowskiego. Kazimierz Kutz, Andrzej Wajda i Tadeusz Chmielewski wydobywali natomiast jego liryzm i młodzieńczy idealizm kolejno w filmach "Sól ziemi czarnej" (1969), "Brzezina" (1970) oraz "Wierna rzeka" (1983). Aktor potrafił też przełamywać ten wizerunek, jak przy okazji bezwzględnego portretu Marka z "Gorączki" (1980) Agnieszki Holland albo nazisty, którego zagrał w "Magnacie" (1986) Filipa Bajona.
Prywatnie niejednokrotnie dowiódł fascynującej postawy. Powszechny szacunek zdobył za sprawą wierności jednej kobiecie, z którą tworzy małżeństwo już od 57 lat. Jest wyjątkiem w branży, w której ciężko doświadczyć stałych relacji. Z ukochaną żoną połączyła go wspólna pasja – miłość do aktorstwa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kultura WPełni: Juliusz Machulski o filmach swojego życia i Polsce
Olgierd Łukaszewicz i Grażyna Marzec – studenckie love story
Połączyło ich aktorstwo. Przyszli zakochani poznali się podczas studiów w krakowskiej PWST w latach 60. Nie była to bynajmniej miłość od pierwszego wejrzenia. Owszem, przyjaźnili się i mieli wiele wspólnych tematów do rozmów skupionych wokół młodzieńczego entuzjazmu do kreacjonizmu, ale zakochanie przyszło z czasem, dzięki pewnemu profesorowi…
Wszystko zmieniło się, gdy podczas ćwiczeń jeden z profesorów polecił im odegrać scenę miłosną. Brakowało między nimi chemii, zatem nauczyciel powtarzał Łukaszewiczowi: "Nie widzę, że ją kochasz". Jak wspominał z uśmiechem po latach aktor, to belfrowi zawdzięczał znalezienie żony. W końcu nauczył się namiętności, a odwzorowywane uczucia weszły mu w krew – reszta jest historią.
Z praktyki zrodziła się miłość. W 1968 roku Olgierd i Grażyna Marzec stanęli na ślubnym kobiercu. Przez kolejną dekadę oboje realizowali się artystycznie. Grażyna występowała w spektaklach telewizyjnych i serialach m.in. "Samochodzik i templariusze" czy "Tulipan". Kariera Olgierda przybierała natomiast bardziej zawrotne tempo.
Żona Łukaszewicza zrezygnowała z kariery dla rodzinnego szczęścia
W 1978 roku małżeństwo powitało na świecie córkę Zuzannę. Powiększenie się rodziny wymogło kluczowe zmiany w ich codzienności. Postanowili, że Grażyna zrezygnuje z aktorstwa i zajmie wychowaniem się dziecka. Olgierd nie zamierzał poświęcić swojej kariery. Jego żona nie była jednak z tego powodu rozgoryczona, decyzja zapadła również za jej zgodą.
"Kiedy urodziła się córka, ktoś musiał się poświęcić. Domu nie dawało się zostawić na kilka tygodni bez opieki. Tym bardziej dziecka. Olgierd realizował się aktorsko, a ja prowadziłam dom" – wyjaśniała Grażyna Marzec.
Mąż zapewniał jej wsparcie na każdym kroku. "Powiedzmy sobie szczerze, że gdyby były jakieś bardzo istotne propozycje, to nigdy bym nie pozwolił na to, żeby z tego rezygnowała" – mówił ze zrozumieniem aktor. Grażyna Marzec nigdy w pełni nie pożegnała się ze światem sztuki. Od czasu do czasu mogliśmy oglądać ją w epizodycznych rolach w filmach "Vinci" (2004) i "Generał Nil" (2009), w którym spotkała się na ekranie z mężem. Pojawiała się także w serialach "Plebania", "Na dobre i na złe", "Ojciec Mateusz" oraz "Pierwsza miłość".
Decyzja o podziale ról zdaje się im służyć, biorąc pod uwagę nieprzerwane szczęście pary. Olgierd Łukaszewicz i Grażyna Marzec są małżeństwem już od 57 lat. I nie jest to bynajmniej związek wyłącznie na papierze. Para wciąż stanowi dla siebie ogromne wsparcie i radośnie dogląda wnuki.
Na straży wolności
Z czasem Olgierd Łukaszewicz ograniczył aktorskie wyzwania i oddał się kwestiom społeczno-politycznym. Własną rozpoznawalność wykorzystał do walki z hejtem, dezinformacją i kryzysem demokracji. W 2017 roku aktor ustanowił organizację My Obywatele Unii Europejskiej – Fundacja im. Wojciecha B. Jastrzębowskiego na cześć powstańca listopadowego i przyrodnika, dla którego patriotyzm przybierał wymiar międzynarodowej współpracy.
"Hejt nie jest dowodem wolności słowa. Jest wkraczaniem w czyjąś sferę, zabijaniem drugiego człowieka. Chcemy wolności prasy, mediów. No dobrze, pod warunkiem, że te media mówią o stanie faktycznym. Z faktami się nie dyskutuje, nie wywraca się ich o 180 stopni" – mówi.
Artysta sprzeciwia się ponadto wtrącaniu się przedstawicielom kościoła katolickiego w sprawy polityczne. "Nie podobało mi się ani to, jak prezydent Komorowski fotografował się podczas przyjmowania komunii, ani to, jak PIS-owski rząd pozował w kościele na klęczkach do zdjęć". Olgierd Łukaszewicz nie boi się mówić głośno o wyzwaniach współczesności, stojąc na straży wolności jednostek.
Miliony wyświetleń "Obcy: Ziemia", katastroficzny finał "I tak po prostu" i mieszane uczucia po "Nagiej broni". O tym w nowym Clickbaicie. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: